Kolor istnieje tylko w relacji do innych barw. Sam w sobie jest niczym. O jego wartości, o jego intensywności i o jego znaczeniu decydują inne barwy. Te, które są obok niego. Które dotykają go swoją obecnością. Kolor nie jest również formą czy materią, choć przybiera jej kształt. Jest czystą abstrakcją, po którą sięgają tylko najwięksi malarze jak Patrick Heron, który jako pierwszy miał odwagę powiedzieć, że dla współczesnego malarstwa, nie ma już innej drogi niż kolor.
Oddziaływanie koloru na ludzi jest dwufazowe. Przebiega na dwóch płaszczyznach: zmysłowego i ponadzmysłowego odbierania. Z jednej strony, wywołuje natychmiastową reakcję u każdego, kto na niego spogląda. Każdy z nas ma paletę kolorów, które lubi i zestaw barw, których unika. Ta reakcja jest bardzo często pierwotną odpowiedzią człowieka, zakodowaną w jego DNA. Całkowicie podświadomym odruchem, dziejącym się na linii: ucieczka – pozostanie. Druga płaszczyzna odbioru koloru, a co za tym idzie, abstrakcyjnego malarstwa, które nie przestawia nic, co mogłoby mieć bezpośrednie odzwierciedlenie w rzeczywistej reprezentacji, jest drogą kontemplacji.
To, co uderza w malarstwie Patricka Herona, zwłaszcza jeśli patrzymy na okres 1965-1977, czyli czas, w którym malarz został wręcz zniewolony relacjami, które zachodzą między kolorami, to kontrast jaki pojawia się między wspomnianą już początkową emocją bezpośrednią, a prolongowaną kontemplacją, do której każde dzieło w końcu prowadzi.
Wszystkie obrazy z tego okresu noszą nazwy kolorów, dla jeszcze mocniejszego podkreślenia, że poza barwami nie ma niczego innego. To teatr jednego bohatera, choć grany przez wiele osób. „Dark Purple”, „Cobalt Violet” „Dark Red with Brown and Violet”, „Orange and White”, to tylko kilka obrazów, które można oglądać na kameralnej wystawie „Patrick Heron: The Colour of Colour w Hazlit Holland – Hibbert w Londynie. Oleje i gwasze.
Oto dwa rodzaje, które dominują w malarstwie Herona. Paradoksalnie to właśnie gwasz, z którym eksperymentował od wczesnej młodości i do którego powrócił po wypadku, kiedy tak niefortunnie złamał nogę, że przez rok był całkowicie unieruchomiony i nie mógł pracować nad dużymi, olejnymi formatami, albowiem używał większych pędzli i robił mocniejsze ruchy.
Gwasz, w przeciwieństwie do akwareli, dawał mu także możliwość płaskich i absolutnie nietransparentnych barw. Kolor musi być intensywny, inaczej nie istnieje – mówił.
Zarówno jego oleje i gwasze są wykonane tą samą metodą, która Heron nazwał za Lawrence Alloway – jednym z ważniejszych krytyków brytyjskiej awangardy lat 50. i 60. – „Wobbly hard edge”. Ten sposób kładzenia farby, a właściwie rozdzielania ich za pomocą nieregularnych, wręcz chwiejnych krawędzi, bezdyskusyjnie wskazuje na jego wyjątkową pozycję w historii malarstwa. Mimo, że Heron śledził co dzieje się za oceanem, był jednak przede wszystkim Frankofilem, noszącym w swoim sercu Paryż – niekwestionowaną stolicę międzynarodowego malarstwa. Jego sposób myślenia o sztuce, który następnie został przełożony na język barw, został ukształtowany przez największych malarzy francuskich. To na nich patrzył nieustannie. To Braque, Soulages, de Staël, Matisse…
Spotkanie z Braque, o którym prawie nikt nie słyszał wtedy w Wielkiej Brytanii, było jedną z najważniejszych lekcji, jakie Patrick Heron otrzymał. Całe jego późniejsze malarstwo jest w pewien sposób ilustracją do słów wielkiego Francuza:”Naturellement, ils existent pour exprimer l’émotion directe”, choć jego fascynacja kolorami jest bez wątpienia hołdem oddanym dla Henri Matisse.
Braque, Matisse, Bonnard – trójka artystów, która zawładnęła umysłem Herona i sprawiła, że w jego malarstwie można wyraźnie zauważyć to, co David Hockney nazwał wiele lat później: „French marks”. Widzimy te same płynne ruchy pędzla, tą samą technikę kładzenia farb i kreowania przestrzeni, którą stosowali ci wielcy Francuzi.
Nie byłoby malarstwa abstrakcyjnego Herona, a co więcej, jego fascynacji kolorem, gdyby nie krajobraz Kornwalii, w której dorastał i w której spędził większość swojego życia. To właśnie błękit nieba, który łączy się z morzem ponad linią horyzontu, biel skał i milion odcieni zieleni, które uwiodły wszystkich artystów związanych z tzw. Szkołą St Ives, od Petera Lanyona poczynając, poprzez Barbarę Hepworth i Bena Nicholsona, a na Terry Frost kończąc, to właśnie wspomniany błękit sprawił, że obrazy Herona wpisały się na zawsze w kanon światowego malarstwa, w którym czystość kolorów jest wartością nadrzędną i, podobnie jak w przypadku Matisse, przestrzeń pojawia się dzięki całkowitemu wypełnieniu płótna kolorem.
Dla Herona kolor występował zawsze w liczbie mnogiej. To jeden z powodów, dla których nigdy nie robił monochromów. Nie potrafił jak Yves Klein złożyć ślubów wierności tylko jednej barwie. Świat Patricka, to świat kolorów istniejących razem, lecz oddzielnie. Wzbogacających się wzajemnie, a nie rywalizujących ze sobą. To związek idealny, który między ludźmi nigdy się nie zdarza. To także świat o podobnej wrażliwości kolorystycznej, jaką miał inny, wielki francuski malarz – Nicolas de Staël, który za pomocą trzech barw potrafił namalować cały wszechświat.
W malarstwie Herona, tak jak w przypadku Luciana Freuda, nie ma tła. Nie ma bohaterów drugoplanowych. Wszystkie elementy są równie istotne. Malarstwo Patricka Herona jest także, a może przede wszystkim, malarstwem wysoko intelektualnym, lingwistycznym procesem, w którym słowa zostały zapisane barwami. By je odczytać, trzeba wcześniej nauczyć się alfabetu. Trzeba zrobić pewien wysiłek, aby spotkać się z tym, który stoi po drugiej stronie płótna. Podobnie jak w przypadku wielkich poetów czy pisarzy, nie widzimy w malarstwie Herona jego samego. Jest on transcendentny. Jego obrazy są wolne od typowego ego, są bezosobowe, pozostawiające przestrzeń do interpretacji. Każdy z nich jest zapisem głębokiej relacji, jaka zachodzi między człowiekiem, a otaczającym światem, wynikającym w pierwszej kolejności z doświadczenia, jakie zachodzi między ciałem malarza, a narzędziami, którymi maluje. Jest to jednak zapis niefiguratywny. Obrazy Herona są pozbawione tematu, co od początku stanowiło przeszkodę dla ówczesnych krytyków, którzy faworyzowali obrazy przedstawiające konkretne rzeczy. Desperacko szukając znaczenia w obrazach Herona, buntowali się na myśl, że są one zapisem rozmów między barwami, a nie kroniką wydarzeń. W 1957, The Sunday Times nazwał malarstwo Herona jednym wielkim absurdem.
Dialog, który zachodzi między barwami na płótnach Herona, może być zrozumiany tylko przez tych, którzy potrafią usłyszeć coś więcej niż siebie samych. To zaproszenie kierowane do wszystkich, ale akceptowane przez niewielu.
Patrick Heron: The Colour of Colour. Paintings 1965 – 1977, Hazlit Holland – Hibbert, Londyn