Paryż, Tokyo i Osaka. Oś tych trzech miast ma w sztuce najnowszej fundamentalne znaczenie. Dwa, najważniejsze japońskie miasta oraz Paryż, który je magnetyzował. Osaka była miejscem narodzin ruchów awangardowych, które odmieniły scenę Japonii w obszarze sztuk plastycznych XX wieku. Tokyo skupiało bardziej akademickie środowiska i tworzyło świat szeroko pojętej kultury z racji pozycji stolicy. Paryż podarował obu miastom swoje cenne doświadczenie w kształtowaniu oblicza awangardy: od kubizmu i surrealizmu po malarstwo materii.
Odkrycie japońskiej awangardy, to w dużej mierze zasługa Michela Tapié. Legendarnej postaci francuskiej krytyki artystycznej, teoretyka sztuki i znawcy abstrakcji, a przy tym kreatora jej wersji lirycznej, odkrywcy Wolsa, Hartunga, Mathieu. Tapié przyczynił się także do światowej kariery japońskiej grupy GUTAI.
Mniej więcej w roku 1950, Michel Tapié rozpoczął batalię o nowe oblicze sztuki francuskiej, kierując się ku malarstwu materii i tym samym, spychając na dalszy plan, „oldskulową” racjonalność geometrii na rzecz tej nowej, preferującej bezkształt plamy i linii, poetyckiej oraz niczym nieograniczonej formy.
W tym czasie Japonia miała już wybitnych artystów, których wymieniano jako kandydatów do pierwszej nagrody Guggenheima. Chodziło o dwóch monumentalnych Japończyków: Okada Kenzo i Yamaguchi Takeo. Obaj wpisali się w nurt japońskiej abstrakcji, posiadali też dobre doświadczenie z malarstwem zachodnim. Okada Kenzo pracował jakiś czas w Paryżu, wystawiał na Salonie Jesiennym, a jego mentorem był wówczas Tsuguharu Foujita, doskonały malarz, skądinąd bardzo barwna postać i bohater wielu legend z Montparnasse. Będący, trochę w cieniu l’école de Paris, tkwiący nieustannie w modernistycznej arabesce, Foujita był wzorem dla wielu Japończyków, studiujących w swojej ojczyźnie, ale marzących o karierze na Zachodzie. Przez jakiś czas mieszkał, najpierw w hotelu Odessa w okolicach Edgar Quinet, a potem przy rue Delambre w Paryżu, dzieląc pokój z pewnym malarzem o nazwisku Kawashima Ruchiro, którego wspomina Diego Rivera w swojej autobiografii. Zdarzenie to miało miejsce podczas wizyty u Pabla Picassa, w towarzystwie chilijskiego artysty Manuela de Zárate i wspomnianych Japończyków: Foujity i Kawashimy. Obaj japońscy artyści zostali przy okazji sportretowani przez Riverę. Tsuguharu Foujita, jest tu przywołany, także z tego powodu, że kiedy wiele lat później, przyjął chrzest w królewskiej katedrze w Reims i imię Leonard, głosząc przy okazji chwałę na rzecz klasycyzmu, właśnie wtedy w Japonii, powstała pierwsza, awangardowa grupa, negująca tradycyjne pojmowanie piękna w sztuce.
Mowa o GUTAI i tym pierwszym, najważniejszym zbliżeniu japońskich artystów z Francją.
A teraz Musée d’Art Moderne w Paryżu prezentuje wybór ponad 40 dzieł ze swojej kolekcji na wystawie zorganizowanej wspólnie przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Tokyo i Muzeum Sztuki Nakanoshima w Osace. Prezentowana wystawa ma na celu konfrontację kolekcji trzech muzeów, oferując oryginalny dialog pomiędzy ich arcydziełami. Istnieje wiele ech między zachodnimi i japońskimi artystami, w zależności od tego, czy próbują przedstawić ten sam temat, czy też dzielą podobne artystyczne zainteresowania. Wystawa, obejmująca okres od początku XX wieku do współczesności, ma na celu nawiązanie bogatych i stymulujących kontaktów między tymi artystami, którzy rzadko są pokazywani razem, albo nawet wcale.
Wystawa ta jest bezprecedensowym eksperymentem, w którym prace z kolekcji tych trzech muzeów, które mają coś wspólnego, zostały wybrane w celu utworzenia kilkunastu tryptyków. Podobieństwa między dziełami zawartymi w każdym, swobodnie pomyślanym trio są różnorodne, w tym tematy, motywy, kolory i kształty, materiały oraz kontekst, w którym dzieła zostały stworzone, niezależnie od epoki, szkoły czy wschodniego albo zachodniego tła.
Wystawa składa się z 34 trio, ponad 150 prac, w tym obrazów, rzeźb, grafik, rysunków, fotografii, projektów i filmów wideo autorstwa 110 artystów, zaprezentowanych w siedmiu rozdziałach według tematów i koncepcji, aby zaproponować nowy sposób patrzenia na sztukę współczesną od początku XX wieku do dnia dzisiejszego i podkreślić jej magnetyzm i atrakcyjność.
Na wstępie poraża swoim rozmachem, pomysłowością, ale i odwagą kuratorów za takie zestawienia. Celem tej konfrontacji jest bowiem bezpośrednie ukazanie związków i asocjacji, względnie zbliżeń formalnych, stylistycznych w tak ukształtowanym świecie intelektu, jakim są te środowiska kulturowe.
Pierwszy temat to metropolie. Co je łączy? Kulturowo, literacko, malarsko, a może to jedna nostalgiczna podróż? Stereotyp i magia zakamarków. Realność i klisza wielkiego tygla. Czytamy u Louisa Aragona. Że pewnej nocy w paryskim zaułku „raz pewien król postarzał się mocno/Bardzo się nudząc na swoim tronie/Płaszcz jego długo błąkał się nocą/Więc sprowadzono mu jako żonę/Tę realność…
A zatem na początek fotografie. Czarne i tkwiące w czystości nocy. Sabine Weiss, Brassaï, Doisneau, Narahara Ikko, Tomatsu Shomei.
Do tego mamy obrazy Utrilla, Rue Seveste oraz Hasekawa Toshiyuki, widok Shinjuku.
Fotografia zajmuje tutaj bardzo dużo miejsca. Osaka stała się mekką dla wielu artystów, powstały liczne szkoły myślenia o fotografii jak przekaźnika tych idei, które mocno usadowiły się wśród generacji powojennej Japonii.
Zagadnienia władzy i tożsamości zdominowały japońską scenę awangardy, a zatem treści, które musiały być kontrowersyjne, radykalne i uwikłane w filozoficzne konteksty, czyli krótko mówiąc były to skutki wojny, manipulacje władzy oraz mediów, wreszcie społeczny konformizm, wszechobecny konsumpcjonizm.
Pojawił się stereotyp świata sztuki zaangażowanej, najsilniej w duchu kontestacji. Udział artystów w tym szeregu miał w Japonii podłoże powojenne, niezbyt dramatyczną, ale upokarzającą amerykańską okupację i jednoczesną – co ważne – masakrę klanu społecznego, pojmowanego jako ogólną konstrukcję Rodziny i Państwa. Pojawił się wtedy Mishima Yukiō, początkowo romantyk, który przeczuwał nadchodzący koniec świata i śmierć jako domenę młodości, co w Japonii rozumiane jest jako trwale wpisaną w życie i jego dekadenckie zakończenie. W zestawieniu z Shintaro Ishiharą, guru japońskiej młodzieży okresu kontestacji, duch ideologii śmierci, odwieczna pustka i „zimny płomień“, doprowadziły do narodzin intelektualnego podłoża, na którym wyrosły talenty muzyczne Kaoru Abe, Yoko Ono, Doji Morita, a w malarstwie eksplodował Kôsai Hori.
I właśnie mamy tu METROPOLIS, siedlisko wszystkiego, które nęci malarzy i fotografów. Miasto ma to coś, co budzi niepokój, wybudza artystów z letargu. Idą najczęściej w noc, albo mgłę. Bo „coś” jest jak tajemnica, do której chcą dotrzeć. Tak widzieli miasto Monet, Kossoff, Auerbach, Umberto Boccioni czy Kawakami Ryoka.
To „coś“, powoduje także w przypadku Moriyamy ciągły niepokój, weryfikowanie własnych myśli, nieustanne gapienie się w blur, brud i szorstkość jego zdjęć, a przy tym subiektywną pewność, że rzeczywistość, którą opisuje ma swoje widma i równie niepokojące wiatry.
Daido Moriyama pokazuje swoje prace obsesyjnie skupione na ulicach Shinjuku, trochę rozpustne, trochę bigoteryjne, ze światłem czerwonego nieba, miasto nie bez powodu uważane za nocną stolicę Japonii, gdzie królują i chińskie loterie, przydworcowe trzypiętrowe bary, kluby i dyskoteki.
Do Tokyo przybył już jako dojrzały młodzieniec, uczyć się fotografii u samego mistrza Eikoh Hosoe, który zaszczepił być może u Moriyamy nie tyle co psychologię obrazu, ale wizję świata pióra Yukiō Mishimy, z którym się przyjaźnił. Mishima to jedna z największych postaci literackich współczesnej Japonii, pisarz, który jak mało który, potrafił przekazać, cokolwiek tajemniczą, shintoińską prawdę o Japończykach.
Inny temat to cienie wojny. Mamy tu trzech przedstawicieli świata materii, artystów borykających się z poszukiwaniem formy, o długim stażu. To Jean Fautrier, Kitawaki Noboru i Jirō Yoshihara. Ikony sztuki światowej, pierwsze werble orkiestry. Bez nich nie byłoby malarstwa ani nad Sekwaną ani Sumidą. W przeróżnych, innych zestawieniach, bardziej przypadkowych, tutaj mamy dosadnie pokazaną drogę, jaką każdy z tych artystów musiał przejść, będąc w nurcie rwącej rzeki awangardy – od abstrakcji i surrealizmu po informel. Trzy obrazy, a jak wielka lekcja sztuki z nich wypływa. Dla tego akurat tria, cała wystawa ma głęboki sens.
Miasta są drapieżne i pożerają. Dlatego obok Raoula Dufy stanęli Ikeda Yoson, Maeda Toshiro i Koga Harue. Dufy ze swym kolorem i nieskazitelną kreską czaruje i budzi absolutny zachwyt. Dopiero tu w Osace widać jak bardzo jest japoński. Jak działa na wyobraźnię.
Miasto i ulica – graffiti. Saeki Yuzo w zestawie z Jean-Michel Basquiat. Chyba nie ma lepszego na świecie duetu. Każdy inny byłby w tym miejscu ledwie tłem, odbiciem tego silnego światła. Obraz Basquiata wisi w sali samotnie, jakby dla podkreślenia mitu tego artysty, jego wielkiego talentu, ale też i splendoru jaki osiągnął. W jakimś sensie to hołd.
Mamy temat śpiące głowy. Są na wystawie trzy: Giorgio De Chirico, Ikemura Leiko oraz Constantin Brancusi. To temat – jak tłumaczą kuratorzy – odwieczny, symboliczny. Dzisiaj w epoce powszechnego stosowania tzw. selfie, ewokowania twarzą i wyglądem, ekshibicjonizm w mediach społecznościowych, przejawia się właśnie tym. Narcyzmem.
Ci którzy pamiętają ten fragment z książki Kawabaty : – Ostatnia kobieta w moim życiu? Dlaczego ostatnia kobieta, dlaczego w ten sposób myślę choćby przez ułamek sekundy? – zastanawiał się Eguchi. – Wobec tego kim była moja pierwsza kobieta? – Poczuł ociężałość w głowie, czy po prostu roztargnienie. Yasunari Kawabata w tysiącach żurawi opisał umieranie. I dotyk. Śpiące piękności. Każdy może do tych głów dopisać swoje wrażenie. Moje jest właśnie takie.
Siła modela. Chodzi raczej o modelki. Wielka odwaga pokazać trzy modelki, trzech różnych artystów, mając nadzieję, że ta konfrontacja przyniesie refleksję nad formą i przeniesie w czasie. Oto Amadeo Modigliani, Henri Matisse, Yorozu Tetsugoro. Do szczęścia tego porównania Japończycy pokazali Ukiyo-e, jakby delikatnie przypominając, że w czasie, kiedy we francuskich salonach królował William Bouguereau, to u nich spadkobiercy Utamaro układali włosy portretowanym kobietom.
Mamy na wystawie portrety, autoportrety, a także trzy gracje. Te ostatnie w trzech odsłonach: Foujity, Marie Laurencin, Jean Metzingera.
Na koniec smakołyk najwyższej klasy: weteranka GUTAI Tanaka Atsuko, dalej Tatsuno Toeko, Serge Poliakoff i Mark Rothko. Kolor. To pierwsze słowo kojarzone z obrazami Rothko. Jasny, lśniący, ciemny. Czysty kolor, odważne czerwienie, jaskrawe żółcie, stonowane błękity, ziemiste brązy i wreszcie bordo, a na końcu tajemnicza czerń. Kolory, które przyciągają, uwodzą tą zmysłowością, o której Mark Rothko mówił, że były podstawowym sposobem komunikacji wszelkich sztuk wizualnych. Hipnotyzują nas, wyzwalają emocje, pobudzają nerwy, otaczają nas całkowitym doświadczeniem, przenikają w ciało i umysł.
Na tej wystawie pełnej wielkich gwiazd jak Yves Klein, Kusama Yayoi, Henri Michaux, Paul Klee, Pablo Picasso, Sugai Kumi, Arman – niczego już więcej nie można dopowiedzieć. Hipnotyzuje.
TRIO, Modern Art from Paris, Tokyo, Osaka, Nakanoshima muzeum, Osaka, do 31 grudnia 2024.