Lynette Yiadom-Boakye maluje fikcyjne, czarne sylwetki na monstrualnie wielkich płótnach. Większość z nich jest uchwycona w zbliżony sposób. Ich ciała, niewiele się od siebie różnią. Nie ma tutaj otyłych mężczyzn ani kobiet w ciąży. Nie ma brzydkich czy ładnych twarzy. Wszystkie osoby wydają się być takie same, pozbawione emocji czy ekspresji, która sprawiłaby, że widz chciałby stanąć przy nich na dłużej.

A zatem dlaczego warto o tej artystce napisać?

Lynette Yiadom-Boakye, The Ventricular, (2018). Tate Britain. Fot. D.Wojciechowska

Oglądając jej monumentalną retrospektywę w Tate Britain, nie sposób nie zadać sobie pytania, czy to jest celowy zabieg artystki, czy też po prostu brak talentu? Jeśli celowy, to co, chciała przez to osiągnąć? Być może jej portrety pokazują jak biały człowiek widzi osoby o innym kolorze skóry? A raczej jak ich nie widzi. Nie potrafi odróżnić ich od siebie. Nie potrafi określić ich wieku, poza ogólnym stwierdzeniem, że ktoś jest młody lub stary. Tak samo zresztą, sytuacja wygląda z drugiej strony. Dla osób czarnoskórych, każdy biały wygląda tak samo. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Lynette Yiadom-Boakye, „A Transformation” (2022), Tate Britain. Fot.D.Wojciechowska

Ludzie w pierwszej kolejności rozróżniają twarze osób pochodzących z tej samej, co oni grupy etnicznej. Potwierdzają to ostatnie badania, przeprowadzone w 2019 roku przez University of California. Okazało się, że mózg białego człowieka reaguje na każde różnice w twarzach białych osób. Na zmiany, nawet te największe, na czarnych twarzach, pozostaje ślepy. To tłumaczy, dlaczego mylimy osoby lub nie potrafimy określić ich wieku czy przynależności etnicznej. Nawet jeśli żyjemy w kraju wielokulturowym. Sama Lynette tak mówi o swoich pracach: – „moje obrazy pokazują, jak ja widzę świat. To nie jest jego dokładne przedstawienie”.

Lynette Yiadom-Boakye, „Elephant”(2018), Tate Britain. Fot. D.Wojciechowska

Twórczość Lynette Yiadom-Boakye jest kontynuacją wielkiej miłości jaką Brytyjczycy obdarzają od wieków, malarstwo portretowe. Nie ma chyba drugiego, takiego narodu na świecie, który tak bardzo kochałby portrety i który od pięciuset lat, pozostaje im niezmiernie wierny. Wielka Brytania zrodziła wielu wybitnych portrecistów, takich jak choćby William Dobson, William Hogarth, Joshua Reynolds, Thomasa Gainsborough, Thomasa Lawrence czy z bardziej współczesnych: Stanleya Spencera, Luciana Freuda, Francisa Bacona czy Davida Hockneya. Każdy z nich, wniósł do historii malarstwa swoje własne spojrzenie na drugiego człowieka. Hogarth tchnął w nie powiew humoru i satyry, Francis Bacon sprowadził malarstwo figuratywne do zupełnie innego i niespotykanego wymiaru. Jego portrety są pełne wewnętrznego ruchu, napędzającego jednostkę albo do życia, albo do destrukcji. Natomiast Lucian Freud z aktów uczynił portrety dusz. Pokazał bezbronność człowieka i piękno niedoskonałego ciała. Obnażył intymny obraz człowieka, który zazwyczaj oglądają tylko jego najbliżsi.  Malował głównie ludzi mu bliskich. Przyjaciół, żony, dzieci, kochanki.

Lynette Yiadom-Boakye.

Na przestrzeni wieków angielscy malarze zmagali się z tym, jak oddać heroizm i codzienność, piękno i brzydotę na swoich portretach. Jak malować arystokratów, a jak biedotę. Jak przedstawić wojowników, a jak bywalców tawern i pubów. Jak pokazać dynamikę emocji jaka zachodzi między artystą, a modelem, obrazem, a widzem oraz czasem i przestrzenią. Jak na tym tle wypada Lynette Yiadom-Boakye?

Jej fikcyjni modele niewiele robią. Większość z nich albo siedzi, leży na kanapie, albo pozuje ze zwierzętami. Nawet jeśli stoją w grupie – nie rozmawiają. Są jak obcy ludzie na przystanku autobusowym. Patrząc na nich, niewiele się dowiadujemy. Jesteśmy przytłoczeni formatem i monotonnością barw, na które patrzymy.

W malarstwie Lynette przeważa czarny kolor. Jest on wszechobecny. Jednak w odróżnieniu od Soulagesa jej czerń nie ma żadnej głębi. Jest płaska. Nie ma w nim także, tego mistrzowskiego operowania światłem i cieniem jaki widzimy u Starych Mistrzów. Czarny jest jednym z najtrudniejszych kolorów. Renoir mawiał, że wręcz nie powinno się go używać, bo „wypala dziurę” w kompozycji. Zmienił zdanie tylko raz, kiedy zobaczył obrazy młodego Cézanne’a. Spojrzał i powiedział: -„Kiedy kładziesz czarny kolor, to on prawdziwie siedzi. Wynika z tego, że mimo wszystko, jesteś dobrym malarzem”.

Lynette Yiadom-Boakye, “Complication” (2013). Pinault Collection.

Lynette Yiadom-Boakye urodziła się w 1977 w Londynie, jako córka emigrantów z Ghany, którzy w latach 60. wsiedli na statek i wraz z tysiącami innych mieszkańców dawnych kolonii brytyjskich, udali się do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego życia.  Anglia, mimo Aktu z 1962, ograniczającego napływ imigrantów, nadal rozpaczliwie potrzebowała pracowników. Głównie do fabryk odzieżowych, zlokalizowanych na północy kraju. Ghana w tamtym czasie, dopiero co uzyskała niepodległość, warunki życia pogarszały się z dnia na dzień, a prezydent Kwame Nkrumah był na najlepszej drodze do dyktatury. Lynette wychowała się w południowym Londynie. Studiowała na Central Saint Martins College of Art and Design, który rozczarował ją, poprzez zbyt formalne podejście do nauczania, a następnie na Falmouth College of Arts w Kornwalii oraz na Royal Academy Schools. Przyznaje się, że jej wielką inspiracją jest Manet, Degas oraz Sickert. – “Nigdy nie czułam się onieśmielona przez tych malarzy. Wręcz przeciwnie, z ich obrazów można się wiele nauczyć”.

Lynette Yiadom-Boakye, „
Tie the Temptress to the Trojan” (2018), Tate Britain. Fot.D.Wojciechowska

Lynette maluje bardzo szybko. Obraz powstaje zazwyczaj w ciągu jednego dnia. Tłumaczy to zarówno faktem bycia niecierpliwym, jak i tym, że nie potrafi wrócić do, raz przerwanej pracy. Nigdy nie używa modeli. Maluje z wyobraźni, wspierając się wycinkami z gazet. – „Nie maluję modeli, gdyż niemożność uchwycenia ich takimi, jakimi są jest frustrująca” – mówi z rozbrajającą szczerością. Nie osadza swoich wymyślonych modeli w żadnym kontekście, nie daje historii, która mogłaby nas na coś naprowadzić. Daje za to, swoim obrazom, enigmatyczne tytuły takie jak „Bird of Paradise”, „Black Allegiance To The Cunning”, czy „Mystic Edifice”.

W 2018 roku otrzymała Carnegie Prize, a w 2013 roku, znalazła się na liście nominowanych do prestiżowej Turner Prize. Wystawa w Tate Britain obejmuje 20 lat jej pracy twórczej. Jest też pierwszą wystawą, którą muzeum poświęciło w całości, czarnej artystce. Jej prace trafiły do największych, światowych kolekcji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj