Doczekaliśmy czasów, w których gigantyczny wygaszacz komputerowy z zapętlonymi, kolorowymi obrazkami jest dziełem sztuki. W odróżnieniu jednak od klasycznego wygaszacza, który zaprojektował, mniej lub bardziej zdolny grafik, jest on dziełem AI (sztucznej inteligencji). Refik Anadol – trzydziestoośmioletni turecki artysta, który stoi za tymi „kreatywnymi” ekranami, wykorzystuje do ich powstania bazy danych, a następnie przetwarza je za pomocą sztucznej inteligencji w kolorowe i ruchome obrazy. Efekt? Pokolenie Z wpatruje się w nie z takim samym zachwytem i bezrefleksyjnym spojrzeniem, z jakim spogląda na smartfona w poszukiwaniu kolejnego idiotycznego mema, z którego nic nie wynika, poza tym, że jest głupi.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Oglądanie prac Anadola nie wymaga ani intelektualnego, ani fizycznego wysiłku, gdyż podziwia się je przeważnie z pozycji rozłożonych na podłodze puffa. Wystarczy się położyć, wziąć głęboki oddech i poddać hipnotycznej prezentacji kolorów, które po kilku sekundach wprowadzają w świat zarezerwowany, jak dotąd jedynie dla użytkowników psychodelicznych grzybów lub dziecięcych kalejdoskopów.

Echoes of the Earth: Living Archive” to pierwsza indywidualna wystawa Anadola w Wielkiej Brytanii, którą obecnie można oglądać w Serpentine North Gallery w Londynie. Motywem przewodnim, a właściwie bazą rekordów na podstawie, której powstały pokazywane na niej prace są informacje zaczerpnięte z bazy danych flory i fauny 16 lasów tropikalnych oraz występujących w nich grzybów. Dane te zostały zebrane za pomocą technologii LiDAR, która wykorzystuje promienie lasera do tworzenia trójwymiarowego modelu ziemi oraz fotogrametrii. Na wystawie można obejrzeć trzy spośród ostatnich prac artysty, bazujące na tzw. „Large Nature Model”, który został stworzony przez AI na podstawie 5 bilionów zdjęć rafy koralowej i lasów tropikalnych, a następnie przeformatowanych w wybuchową mieszankę sztuk wizualnych, nauki oraz technologii.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Kolorowe animacje wyświetlane są na gigantycznych ekranach wijących się wokół ścian i sufitów galerii, niczym wąż po tropikalnym drzewie. Mają one za zadanie wprowadzić widza w nowy wymiar postrzegania świata, czasu i przestrzeni. Czy jednak tego typu sensoryczne doświadczenia można rzeczywiście nazwać obcowaniem ze sztuką?

Pośród abstrakcyjnych prac Anadola pojawiają się na wystawie również bardziej realistyczne animacje, ukazujące na przykład przeobrażenie się orła w sowę, która następnie przybiera postać tukana. Każdy, kto choć raz miewał koszmary senne jest w stanie wyobrazić sobie jak wygląda ta projekcja.

Refik Anadol, Machine Hallucinations – Coral Dreams

W odróżnieniu od wielkich artystów formatu Francisa Bacona czy Sama Francisa, których fascynacja sztuką zaczęła się od wizyty w muzeum lub otrzymania pierwszych kredek, Anadol nigdy nie interesował się sztuką. Pociągały go jedynie gry komputerowe, które przenosiły w inny, wirtualny świat. Jako dziecko – jak twierdzi jego matka, chciał być żyjącym komputerem. Za punkt zwrotny w swojej karierze nie uznaje wizyty w Luwrze czy innym tej klasy muzeum, ale staż w siedzibie Google, gdzie w ramach Google Artist Program, miał dostęp do gromadzonych przez lat danych. Anadol, niczym wyznawca sekty, mówi, że jego celem jest „uzdrowienie ludzkości” i „stworzenie wspólnoty ludzkiej”. Do tych górnolotnych i wyświechtanych sloganów, które nic za sobą nie niosą, potrzebuje oczywiście sztucznej inteligencji, gdyż ludzki proces kognitywny jest niewystarczający do zbawienia świata. Refik, jest też autorem sformułowania „data painting”, które rozumie jako „doświadczenie sensoryczne rzeczy niewidzialnych poprzez pobranie danych z sensora, a następnie przekształcenie ich w widzialną i słyszalną formę”. Bazy danych nie są dla niego jedynie zbiorami informacji zapisanych za pomocą cyfr, tekstów czy obrazków, ale są one dla niego formą pamięci, która może następnie przyjąć różne kształty. Nie ma w tym podejściu niczego innowacyjnego. Ludzkość od zawsze zapisuje teraźniejszość w celu zachowania pamięci o wydarzeniach czy ludziach dla przyszłych pokoleń. Anadol jako typowy przedstawiciel pokolenia Milenium odkrywa rzeczy dawno znane i z rozbrajającą naiwnością obwieszcza światu, że dokonał przełomowego odkrycia na miarę Nobla.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Gdyby Hilma af Klint żyła, pewnie zrozumiałaby fascynację Refika Anadola sygnałem internetowym, bluetoothem oraz bazami danych. Ją samą pociągały wszak takie rzeczy jak grawitacja, rentgen, atomy, molekuły, jednym słowem zjawiska, których nie można było przedstawić za pomocą klasycznego malarstwa, trzeba było pójść o krok dalej i sięgnąć po abstrakcję. To, co jednak ją różni od tureckiego artysty, to fakt, że Hilma tworzyła. Anadol jedyne co robi, to karmi algorytmy cudzymi pracami, a następnie otrzymany w ten sposób „produkt” sprzedaje naiwnym tłumom jako dzieło sztuki.

Sam artysta przyznaje, że nie może przestać myśleć o sztucznej inteligencji i o tym, co za pomocą wytrenowanych algorytmów może jeszcze osiągnąć. Wierzy, że maszyny mogą marzyć i śnić. Że można je szkolić niczym psa przynoszącego piłkę. I że pewnego dnia będą zdolne odtworzyć cały proces poznawczy, zarezerwowany obecnie jedynie dla człowieka.

Refik Anadol, Unsupervised, MoMa, Nowy Jork, 2023

Czemu ma to jednak służyć? Na to pytanie, artysta nie umie odpowiedzieć. W wywiadach i prezentacjach często podkreśla, że jego celem jest nadanie znaczenia informacjom. Tyle tylko, że informacje, same w sobie, posiadają znaczenie, inaczej nie byłyby informacjami. Problem więc może tkwi w tym, że Refik Anadol nie jest w stanie ich odczytać, dopóki nie przybiorą one formy rysunkowej.

Warte jest tutaj podkreślenia to, że Anadol pracuje na otwartych źródłach danych dostępnych dla publiczności. Co jednak będzie jak prawdziwi artyści przestaną tworzyć dzieła? Nie będzie już nowych obrazów, rzeźb, fotografii czy literatury. Z czego będzie AI czerpać swój pokarm?

Refik Anadol, Living Paintings Immersive Editions.

Bez wątpienia, Refik Anadol przeżywa teraz swoje pięć minut. W 2023 roku jego instalacja została wyświetlona na ścianie podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, a w październiku Muzeum Sztuk Współczesnych (MoMa) w Nowym Jorku zakupiło jedną z jego prac zatytułowaną Unsupervised – Machine Hallucinations, która powstała w oparciu o zdigitalizowaną kolekcję muzeum. Artysta wykorzystał 138151 zapisów obrazów dostępnych w tzw. „GitHub.”, a następnie zmieszał je niczym w blenderze, za pomocą algorytmów i w ten sposób otrzymany pixelowy shake rozlał na ekranie ku uciesze tłumów. Ponad 2 miliony osób przyszło obejrzeć jego pracę. Nie powinno to nikogo dziwić. Wszak tłumy nie od dzisiaj biegną na tzw. immersyjne doświadczenia, które z prac Kahlo, Moneta, van Gogha czy Klimta, robią pokaz na miarę wiejskiego cyrku.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Projekcje Refika Anadola trudno nazwać dziełami sztuki. Jak Ben Davis, krytyk Art News, słusznie zauważył „potraktowanie dzieł sztuk znajdujących się w kolekcji MoMa jako bazę danych, sprowadza historię sztuki do zbioru przypadkowych rzeczy, które można następnie modyfikować, a nie archiwum dzieł o symbolicznym i często społecznym znaczeniu.”  W pracach Anadola nie chodzi jednak o jakiekolwiek znaczenie, wręcz przeciwnie – kultywowany jest brak jakiegokolwiek znaczenia. Jedyne co jest istotne, to masa. Masa kolorów, masa kształtów, masa danych, które przybierają formę fluoroscencyjnej plasteliny, którą ktoś bez celu przewija przez palce. Nie liczy się tutaj indywidualny obiekt. Bo on wymaga wysiłku. Zatrzymania się i zastanowienia. Dzisiaj liczy się ilość. Dlatego większość osób nie ogląda kolekcji muzealnych, ale jedynie skanuje je pobieżnie ze smartfonem w ręku.  Stąd też sukces Anadola, który wszystkie dzieła wielkich artystów pokazuje w formie kilkuminutowej psychodelicznej animacji.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn.

Na Biennale Architektury w 2021 roku Refik Anadol wyświetlił instalację stworzoną na podstawie 70 terabajtów skanów ludzkiego mózgu, a następnie „pozwolił” AI wygenerować przyszły rozwój organu. W Los Angeles, widownia mogła zobaczyć animację imitującą sen, która powstała z bazy danych miejscowej filharmonii. Anadol pracował też z informacjami otrzymanymi od naukowców, którzy za pomocą elektrod badali aktywność ludzkiego mózgu podczas wspominania dzieciństwa. Artysta przetworzył te dane w animację przypominająca wylewanie się lawy, która następnie została wyświetlona na ogromnym LEDowym ekranie.

Wszystkie te kolorowe animacje nie są jednak jedynie efektem pracy Refika. Do ich powstania zatrudnia on ponad 30 osób, w tym architektów, projektantów, inżynierów. Nie wiadomo, czy są wśród nich artyści. Prace Anadola budzą zarówno zachwyt jak i przerażenie. Dla niego, baza danych jest pigmentem. Swoje animacje często nazywa „snami” lub „halucynacjami” lub „digitalowymi rzeźbami”. Brzmi to, tak samo niedorzecznie jak wegańska kiełbasa.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Problem Anatola leży w tym, że de facto, on nic nie tworzy. Trudno bowiem tworzeniem nazwać implementowanie danych do programu komputerowego. Nie można tego absolutnie porównać do aktu malowania, który ze swej natury jest bardzo skomplikowany i wymaga nie tylko talentu, ale i wiedzy technicznej. Jakich używać farb, pędzli, jak budować kompozycję?  W pseudotwórczości Turka nie ma nic z tych elementów. To nie tylko to. Również to, że Anatol bazuje na pracy innych. Bez wielkich artystów, których prace są w posiadaniu MoMa nie byłoby jego śmiesznej animacji. Co bardziej przerażające to fakt, że ponad 2 miliony ludzi wolało oglądać przetworzoną kopię, podczas gdy oryginały znajdowały się tuż za ścianą. To tak jakby kupować sproszkowane owoce na targu, na którym obok sprzedają świeże truskawki.

Obserwując artystów takich jak kolektyw Obvious, Anna Ridler, Alexander Reben, Robbie Barrat, którzy tak jak Refik Anadol pracują z AI, może należy się zastanowić, czy aby nie jesteśmy świadkami narodzin nowego ruchu w sztuce? Ruchu, który nic nie ma wspólnego ze sztuką, gdyż karmienie algorytmów zdjęciami prac prawdziwych artystów nie ma nic wspólnego z aktem twórczym, ale w epoce, która cierpi na kreatywną impotencję, AI wydaje się być odpowiedzią na towarzyszący sztuce marazm.

Refik Anadol. Fot. Efsun Erkilic

Dom aukcyjny Christie’s sprzedając Portrait of Edmond de Belamy wytworzony za pomocą sztucznej inteligencji za 432500 dolarów, ochoczo ogłosił wejście AI na rynek sztuki. Wspomniany obraz jest produktem GAN (Generative Adversarial Network), który został zastosowany przez francuski kolektyw. Do powstania tego obrazu, Francuzi zaimplementowali do programu komputerowego ponad 15000, portretów pochodzących od XIV do XX wieku, który to następnie „wypluł” z siebie Portrait of Edmond de Belamy.

Obsesja, aby sprowadzić świat do wymiaru komputerowego doznania, którym możemy sterować za pomocą klawiatury, towarzyszy nam już od jakiegoś czasu. Świat zewnętrzny jest nudny i wymagający, świat gier komputerowych i mediów społecznościowych jest wesoły, beztroski i pozbawiony jakiekolwiek intelektualnego elementu, który mógłby zagrozić naszemu nadmuchanemu ego. Jest też łatwiejszy i szybszy. Zamiast pisania wypracowania przez kilkanaście godzin, wystarczy teraz zapytać ChatGPT i w ciągu kilku minut otrzymać elaborat na prawie każdy temat. Zamiast zmagać się z farbami i kompozycją, wystarczy nacisnąć kilka klawiszy na klawiaturze. Czy jednak efekt będzie taki sam? Czy ktokolwiek stojąc przed halucynogenną animacją Refika może doświadczyć tego samego doznania, które towarzyszy nam, kiedy obcujemy z Wielką Sztuką?

Refik Anadol, Machine Hallucination, 2023

Prace Refika Anadola na dłuższą metę są okropnie nudne. Po 30 sekundach stają się przewidywalne. Pojawia się kolejna fala, kolejna bańka, kolejny nic nieprzypominający kształt. Jego pseudokreatywne instalacje niczego w nas nie dotykają. Nie ma w nich żadnej tajemnicy zarezerwowanej dla geniuszy. Być może zamiast w przestrzeniach muzealnych czy galeryjnych powinny być wyświetlane w klubach nocnych i dyskotekach, gdzie element psychodelicznego transu odgrywa istotną rolę.

Jerry Saltz wybitny krytyk sztuki, zdaje się jako jedyny mieć rozwiązanie dla twórczości Refika – „Anadol, jak sam powiedział, pragnie tworzyć poetyczne algorytmy dla nowego doświadczenia medytacji w świecie meta. Powinien więc pracować dla Facebooka”.

Refik Anadol: Echoes of the Earth: Living Archive, Serpentine North Gallery, 16 lutego – 7 kwietnia 2024.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj