Na wystawie Zanele Muholi w Tate Modern jest jedno zdjęcie, od którego trudno oderwać wzrok. Czarnoskóra kobieta, która zamiast włosów ma spinacze do bielizny, przemawia do widza zamkniętymi, białymi ustami: „nikt nie potrafi lepiej, opowiedzieć naszej historii, niż my sami”.
Stwierdzenia bardzo mocne, które niestety, bardziej dzieli ludzi niż ich jednoczy. Nie daje bowiem nikomu prawa, aby opisał świat drugiej osoby, do której, tylko ona ma prawo. Historię Afrykanów nie ma powinien opowiadać nikt poza nimi samymi, gdyż posiadanie białej skóry oznacza, że mózg tej osoby jest na tyle ograniczony, iż nie jest w stanie zrozumieć ich cierpienia. Najwidoczniej równość kolorów skóry, przebiega tylko w jedną stronę.
Większość ciemnoskórych artystów swoją twórczość ustawia w kontrze do białych kolegów. Trudno się temu dziwić. Lata wymuszonego przez historię milczenia i upokorzenia zostawiły po sobie traumę, która następnie przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Z mlekiem matki. Traumę pielęgnowaną przy tym z niezwykłą starannością, jakby z obawy, że gdy jej zabraknie, runie wszystko. Nie pozostanie nic.
Na pytanie dotyczące własnej tożsamości i miejsca w świecie, odpowiedź jest zawsze czarno – biała, bazująca na porównywaniu się z innymi. Na budowaniu przekonania, że istnieje „biała supremacja”, która wszystko ma podane na srebrnej łyżce. Zbudowanie na nowo własnej tożsamości opartej wyłącznie na tym kim się jest, a nie na tym, kim się nie jest, stało się zadaniem niezwykle trudnym, nie tylko dla artystów. Tak samo dzieje się z prawie każdą grupą społeczną, która doświadczyła prawnego, społecznego, religijnego czy emocjonalnego wykluczenia. Dobrze wiedzą o tym środowiska LGBTQIA+, które w wielu krajach nadal muszą walczyć o swoje prawa.
Zanele Muholi, artystka wizualna i aktywistka społeczna, osoba niebinarna, urodziła się na początku lat 70-tych w Południowej Afryce, w czasach apartheidu, gdzie segregacja rasowa kształtowała tożsamość każdego mieszkańca. To właśnie do tamtego okresu nawiązuje jej słynna fotografia zatytułowana „Nolwazi” („wiedza”), na której czarnoskóra kobieta ma wpięte we włosy kilkadziesiąt ołówków. Tak zwany „test ołówka”, polegający na wkładaniu go we włosy mieszkańców RPA i następnie sprawdzaniu, z jaką łatwością wyjdzie on z nich, był stosowany przez rząd w celu zaszeregowania obywatela do odpowiedniej kategorii rasowej. Rasizm i jego katastroficzne skutki, zwłaszcza dla jego ofiar, nie są jedynym tematem prac Muholi. Artystka od wielu lat angażuje się w kwestie związane ze środowiskiem LGBT w jej ojczyźnie. W swojej twórczości pokazuje pary lesbijskie i gejowskie sfotografowane w intymnej, domowej scenerii. Jej bohaterowie nie pozują do zdjęć. Wręcz przeciwnie, patrząc na fotografie, można odnieść wrażenie, że zostali oni niejako przyłapani przez artystkę. Widzimy ich bowiem podczas wspólnej kąpieli, snu czy relaksu przed telewizorem. Nie ma na tych zdjęciach niczego nadzwyczajnego, a jednak wielu one szokują. Muholi w swoich pacach daje również głos ofiarom przemocy seksualnej.
Twórczość Muholi jest polityczna. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Każda jej praca jest swoistego rodzaju manifestem. Kolory, których używa, kompozycje, dobór bohaterów, to wszystko nie jest dziełem przypadku. Wręcz przeciwnie, to głęboko przemyślana kompozycja artystyczna, której zadaniem jest jedno: wykrzyczeć prawdę. Zwłaszcza tę niewygodną dla establishmentu.
Jej fotografie są również historycznym zapisem drogi, którą mniejszości seksualne musiały przejść w Południowej Afryce, zanim ta w pełni uznała ich prawa. Od tzw.” Morality Act” z 1957 roku, który za nielegalne uznawał związki międzyrasowe oraz homoseksualizm, poprzez lata 90-te, w których powstała pierwsza konstytucja post apartheid-owa, wykluczająca nierówność na tle rasowym aż do 2006 roku, w którym RPA, jako piąty kraj na świecie zalegalizowała związki homoseksualne.
– “Zaczęłam fotografować, gdyż w tamtym czasie nie było zdjęć przedstawiających nas, w sposób, który by do mnie przemawiał” – mówi artystka. Twórczość Muholi wypełnia więc swoistego rodzaju dziurę, która powstała w wyniku segregacji rasowej, nie tylko w Południowej Afryce, ale także w wielu europejskich krajach.
Mimo znaczących zmian jakie dokonały się na polu legislacyjnym, dyskryminacja czarnych mieszkańców oraz społeczności LGBTQIA+, zwłaszcza czarnoskórych lesbijek, gejów czy osób transseksualnych nadal miała miejsce. Między tym, co zostało zapisane w prawie, a tym jak wyglądała rzeczywistość istnieje przepaść. Afryka Południowa ma najwyższy odsetek gwałtów. Według rządowych badań przeprowadzonych w 2009 roku, co czwarty mężczyzna przyznaje się do kontaktów seksualnych z kobietą, która nie wyraziła na to zgody. Prawie 50% mężczyzn przyznaje się do dokonania przynajmniej jednego gwałtu w swoim życiu. Do tego dochodzi jeszcze chora ideologia zwana „gwałtem korekcyjnym”, który stosuje się a osobach homoseksualnych w celu „korekcji” ich orientacji seksualnej. Ofiary tego barbarzyństwa widzimy również na fotografiach Muholi.
W 2010, Lulama Xingwana ówczesna minister sztuki i kultury w Afryce Południowej nazwała jedną z wystaw Muholi „niemoralną i obrazoburczą”, gdyż ukazywała ona życie par gejowskich. Być może ten ostry sprzeciw wobec prac artystki jest jej największym sukcesem w myśl powiedzenia „raz zobaczone, nigdy nie zapomniane”.
Zanele Muholi, Tate Modern, Londyn. Wystawa potrwa do stycznia 2025