Frank Auerbach miał swój własny świat. Taki, który niczym jego obrazy składał się z grubych, nieregularnych warstw nakładanych jedna na drugą. Zastygłe w czasie, tworzyły monumentalne struktury przemieniając obraz w swoistego rodzaju rzeźbę. Z nich wszystkich najważniejsza jednak była ta pierwsza. Niewidoczna dla oka i po wielu latach nadal mokra i żyjąca. Istota tworzenia.
Marzeniem wszystkich krytyków sztuki było zdrapanie tych zewnętrznych struktur odwracających uwagę i zejście do samego dna. Do nagiego, bezbronnego płótna, które kryło tajemnicę Auerbacha. Nikomu się to jednak nie udało, gdyż artysta, mimo że żył 93 lata, a jego karierę przez ponad ostatnie 70 lat śledziło grono najwybitniejszych krytyków sztuki, chronił swoje życia i swoją twórczość przed niepotrzebną nadinterpretacją. Niczego nie tłumaczył. Pozwalał zobaczyć tyle i ile chciał. Reszta, należała do niego.
Rzadko kiedy udzielał wywiadów i jeszcze rzadziej uczestniczył w publicznych spotkaniach. Jego nieobecność tłumaczono zawsze w ten sam sposób. „Frank maluje”. I tak było do końca, do jego ostatnich dni.
Frank Auerbach całe życie budował wokół siebie niewidzialny mur, który pozwalał mu niejako prowadzić dwa równoległe życia. To, widoczne dla wszystkich i to, schowane pod grubymi warstwami farby, do którego dostęp miało tylko wąskie grono bliskich mu osób. Jego dzieciństwo zakończyło się bardzo szybko, bo już w roku w 1938 roku, kiedy to mając 7 lat wsiadł na „statek życia” – SS Washington. Iris Origo, katolik i pisarz irlandzki mieszkający we Włoszech, znajomy Auerbachów był architektem tego wyjazdu. Dzięki niemu z nazistowskich Niemiec uratowało się 12 żydowskich dzieci. Jednym z nich był Frank Auerbach.
Do portu w Hamburgu odprowadzili go rodzice: Max Auerbach i Charlotte Nora Burchardt. To właśnie wtedy widział ich po raz ostatni. Obydwoje zginęli w Auschwitz. Auberach nigdy nie wracał do przeszłości, a przynajmniej nie robił tego publicznie. Pozostawił ją w Berlinie w miejscu swojego urodzenia i metaforycznej śmierci. Pytania dotyczące jego rodziców zbywał zawsze krótko: „Nigdy nie próbowałem się niczego o nich dowiedzieć. Po prostu żyłem dalej. Życie jest za krótkie, aby rozpamiętywać przeszłość.”
Do Southampton dopłynął wraz z dwojgiem innych żydowskich dzieci i ich nianią. Tam, wsiadł w pociąg do Londynu. Ze stacji Victoria przewieziono go do Maidstone w Kent, a następnie do szkoły z internatem Bunce Court, ufundowanej i prowadzonej przez Annę Essinger, Żydówkę niemieckiego pochodzenia. Internat bardzo szybko stał się jego domem i poza kilkoma przerwami świątecznymi u krewnych w Londynie, Auerbach spędził w nim nieprzerwanie dziewięć lat. W 1947 roku, mając 16 lat przyjął brytyjskie obywatelstwo tworząc swoją własną historię na nowo. W tym samym czasie przeprowadził się do Londynu, gdzie poznał West, wdowę prowadzącą pensjonat w Earl’s Court. Szybko została jego kochanką, opiekunką i muzą. On miał 17 lat, ona 32. To był burzliwy związek. ” Opowiadała, jak ludzie często myśleli, że jest bardzo skromny, „ale on ma dumę szatana” – powiedział w jednym z wywiadów. W tym samym roku rozpoczął naukę w Hampstead Garden Suburb Institute. Po roku przeniósł się na St. Martin’s School of Art, gdzie poznał swojego najlepszego przyjaciela – Leona Kossoffa. Dwa razy w tygodniu, wieczorami, obaj uczęszczali na zajęcia rysunku prowadzone przez Davida Bomberga w Borough Polytechnic Institute. W latach 1952-1955 studiował także na Royal College of Art. Początki nie były dla niego łatwe. Aby związać koniec z końcem, sprzedawał lody na Wimbledon Common, nalewał drinki na festiwalach, pracował na straganach w lunaparku Battersea a swoje pierwsze obrazy sprzedawał na ulicy za bezcen.
Po wojnie, Auerbach znalazł się tym samym w epicentrum najpoważniejszych debat dotyczących współczesnej sztuki. Londyn był sceną dla wystaw takich artystów jak Matisse, Picasso, Braque czy Roualt. Niektóre z najważniejszych powojennych galerii były prowadzone przez imigrantów z Europy przybyłych do Wielkiej Brytanii jeszcze w latach 30. Jedną z nich był Hanover Gallery prowadzona przez Ericę Brausen, której to Francis Bacon zawdzięcza późniejszą sławę.
Malarstwo Auerbacha, jak sam to określił, było eksplozją. Destrukcją zastanego porządku i próbą stworzenia nowego. Było nieustannym kwestionowaniem zastanego układu, próbą zejścia do egzystencjalnego jądra malowanego podmiotu. To właśnie jego istota stanowiło temat kompozycji, to wszystko co widoczne dla oczu było jedynie opakowaniem.
Auerbach był przede wszystkim portrecistą Londynu. Nikt tak jak on nie potrafił oddać jego ducha, jego ran, jego głębokiej melancholii. Intymny wręcz związek Auerbacha z tym miastem widać na każdym jego obrazie. Artysta bowiem nie tylko mieszkał w Londynie, ale był w nim do tego stopnia, że jego samego można nazwać Londynem. W jednym z wywiadów powiedział, że miasto nigdy nie miało szczęścia do malarzy. W odróżnieniu od Paryża czy Nowego Jorku, Londyn był malowany przeważnie przez zagranicznych przybyszy. Byli to choćby: Hans Holbein, Anthony van Dyck, Canaletto, James Whistler, Camille Pissarro, Oskar Kokoschka, Walter Sickert, André Derain, czy Claude Monet, który zauroczył się mgłą otulającą Tamizę, lecz żaden z nich nie mieszkał w Londynie. Nie droczył się z nim, nie uwielbiał go, nie kochał go namiętnie i bezwarunkowo, nie zmagał się z jego okrucieństwem. Jak każdy przybysz widział tylko jego fragment.
Auerbach często powtarzał, że Londyn jest miastem, którego nikt porządnie nie namalował. Nikt nie zszedł do jego duszy. Według historyka Simona Schama, portrety miasta malowane przez przyjezdnych często mówią więcej o nich samych niż o samym Londynie. Jest bowiem taki poziom lokalnej wrażliwości, niuansów i ledwo dostrzegalnych ruchów, które mogą zauważyć tylko mieszkańcy. Monet mówił, że kocha Londyn najbardziej, bo ubrany jest w „tajemniczy płaszcz”. Jego podejście do malowania mostu Waterloo było identyczne do tego, które podjął przy portretowaniu katedry w Rouen. Całkowicie skupione na jednym elemencie wyjętym z szerszego kontekstu.
Krajobraz Londynu, który widzimy na płótnach Auerbach jest hołdem złożonym miastu w jego najciemniejszej godzinie, w chwilach jego słabości i bólu. Podobnie jak Walter Richard Sickert malujący prostytutki z East Endu w chwilach ich całkowitej bezbronności, tak Auerbach portretował miasto rozszarpane bombami, w którym puste dziury w ziemi, niczym świeżo wykopane groby zabierały ze sobą londyńską przeszłość. Auerbach wraz Kossoffem jeździli autobusem i z górnego pokładu obserwowali zniszczone miasto, które powoli stawało na nogi. Przypominało ono wtedy patchworkowy koc rzucony niedbale na stare meble pamiętające lata świetności. „- To był nowy fenomen” – powie po latach Auerbach
To właśnie, w tym trudnym, pozbawionym piękna krajobrazie powojennego Londynu Auerbach dostrzegł szansę na „przeformatowanie” jego żywej energii tętniącej w nim pod ruinami na nowy sposób malowania obejmujący tę wewnętrzną siłę napędzaną odwiecznym dążeniem do reinkarnacji. Londyn jest bowiem w nieustannym procesie śmierci i życia, który przechodzi swoistego rodzaju transformację każdego dnia. Wystarczy przejść się jakąkolwiek ulicą, aby zobaczyć zarówno światło i mrok.
Londyn nie jest tylko geograficznym miejscem, jest żyjącym organizmem. Auerbach potrafił godzinami się mu przyglądać. Nadsłuchiwać jego odgłosów. Robił to zwłaszcza w miejscach, które były wręcz nabrzmiałe od dźwięków. Chodził więc na targ mięsny do Smithfield, na basen publiczny i na stacje metra. W okresie, kiedy krytycy sztuki kwestionowali zasadność malarstwa pejzażowego, twierdząc, że przestało już istnieć i nigdy już nie powróci, on dostrzegł w nim to, co Bacon w portrecie – nową formę do pokazania ruchu. Zwłaszcza tego odśrodkowego, który niczym silnik samolotowy ma moc zarówno wznieść w powietrze jak i strącić na ziemię. Auerbach nie był w tym podejściu sam. Peter Lanyon także malował pejzaż poprzez siłę ruchu, idąc jednak bardziej w kierunku lirycznej abstrakcji. We Francji, Jean Dubuffet świadomie obalił klasyczną wersję krajobrazu. Jego pejzaże są pełne ziemi, zadrapań i brutalnej wizji ogołoconych ze wszystkiego wzgórz i miast. Auerbach nie przedstawiał w swoich pejzażach metaforycznej wizji miasta jak czynili to malarze z kręgu ekspresyjnej abstrakcji. Nie angażował się w antyhumanistyczną krytykę gatunku jak Dubuffet. Dla niego zawsze w centrum jest „podmiot”, którym może być zarówno miasto jak i ludzie. Dwie wzajemnie oddziaływujące na siebie materie.
Lata 50. przyniosły do Londynu erę dobrobytu. Rosnące zatrudnienie i wszechobecny konsumpcjonizm zmieniał każdego dnia oblicze miasta. Mimo, że racjonowanie żywności zakończyło się dopiero w 1954 roku, to w tym samym czasie rząd próbując stymulować wzrost, rozluźnił kontrole budowlane, wyzwalając tym samym prawdziwy „boom budowlany” na niespotykaną, dotąd skalę.
Krajobraz miasta stał się marzeniem spekulantów, kiedy to stare konstrukcje upadły, a na ich miejsce pojawiały się nowe wieżowce spoglądające z góry na stare wieże City i Westminster. Budowa nowych budynków o stalowej konstrukcji wiązała się z użyciem większych i nowoczesnych maszyn i z głębszymi fundamentami niż jakiekolwiek konstrukcje, Londyn kiedykolwiek widział. Równocześnie do biurowców powstawały osiedla komunalne.
Auerbach codziennie spoglądał na dźwigi zwisające niepewnie nad szybko zmieniającą się linią horyzontu, niczym lwy odpoczywające na drzewach w Botswanie. Londyn rozrastał się i rozrastał, zmieniając się niemal z godziny na godzinę. Ten boom trwał do 1964 r., kiedy to George Brown, polityk Partii Pracy, wprowadził zakaz budowy kolejnych biurowców, ale do tego czasu centrum Londynu było już niemal nie do poznania. Świadkiem tych wszystkich wydarzeń był Auerbach, który niczym reporter wojenny przemierzał ulice miasta, rejestrując każdy jego oddech.
We wczesnych latach czterdziestych John Piper, Graham Sutherland i inni artyści wojennego pokolenia patrząc na zbombardowany Londyn użyli języka i poezji surrealistów, gdyż tylko w ten sposób potrafili opisać utracone piękno.
Auerbach patrząc na ten sam krajobraz, ale dekadę później dostrzegł w nim miejsce, w którym może dokonać się nie tylko pojednanie człowieka ze zranionym miastem, ale także powinien powstać nowy rodzaj komunikacji. Nowy język. Gdzieś w połowie drogi, między chaosem zniszczeń a nowym porządkiem, miasto domagało się, aby znaleźć dla niego nową formę reprezentacji. Auerbach zagłębiając się w filozofię jego odbudowy i będąc naocznym świadkiem zachodzących w nim zmian znalazł nie tylko nowy sposób jego przedstawiania, ale także język do komunikacji z nową rzeczywistością. Londyn w czasach odbudowy był często fotografowany, ale jeśli chodzi o malarstwo, to w tym okresie portretowało tylko dwóch malarzy: Auerbach i Kossoff.
Pod koniec lat 60. Auerbach nie przemierzał już Londynu wzdłuż i wszerz, ale ograniczył swoje terytorium do chaotycznego architektonicznie Camden Town oraz Primrose Hill. W tym okresie większość jego obrazów powstała w miejscach zlokalizowanych nie dalej niż jedna obszaru, rozciągającego się od Willesden po East End. Auerbach niczym impresjoniści, szkicował zawsze na zewnątrz. Bardzo często przypinał potem te rysunki do ścian pracowni, odtwarzając w niej niejako chaos otaczającego go na zewnątrz miasta. Następnie stawał przed płótnem. Nakładał warstwę na warstwę. Każdego dnia zdrapywał poprzednią i nakładał nową. Aż do powstania finalnej kompozycji. Auerbach pracował w tych samych miejscach, aż do znużenia lub znalezienia nowego tematu wierząc, że daną lokalizację można poznać tylko poprzez długie i systematyczne jej doświadczanie.
Oprócz Camden, Auerbach miał jeszcze jedno miejsce, które nazywał domem – National Gallery. Spędzał tam godziny podziwiając historię brytyjskiego pejzażu, szkicując i kopiując mistrzów. Dla niego to, co inni nazywali historią było żywą obecnością. Być może fakt, że nie będąc Brytyjczykiem z urodzenia pozwolił mu, nie być więźniem kanonów przeszłości i z taką samą miłością spoglądać na Constable i Turnera z jaką patrzył na malarstwo Cézanne, Picasso, Matisse, Soutine’a i de Kooninga. Auerbach był jednocześnie zakorzeniony w tradycji, ale innowacyjny i odważny. Łączył w sobie przeciwstawne podejścia, tworząc tym samym, nowy sposób patrzenia na miejski krajobraz. Jego obrazy są pełne chaosu i porządku zarazem, są abstrakcyjne i figuratywne.
Auerbach dostrzegł w Londynie, to co wielu się nie udaje: wielkość tego miasta leży, nie w jego ikonicznych budynkach jak Big Ben (Elizabeth Tower), Parlament, Buckingham Palace czy w potężnej Tamizie, ale w nieustannie zmieniających się ulicach miasta, jego zatłoczonych dzielnicach, w których mieszają się wszystkie języki świata, w jego rozległych parkach i poprzemysłowych terenach, o których nikt by nie powiedział, że są piękne. Potęgę Londynu stanowi bowiem jego codzienność.
W 1956 roku, który zapisał się w historii Wielkiej Brytanii pod znakiem kryzysu sueskiego, Auerbach miał pierwszą, indywidualną wystawę w Beaux-Arts Gallery. Jeden z krytyków tak ją recenzował – „…to świadectwo autentyczności, ekstrawagancko ekspresjonistycznej wizji pana Auerbacha, że potrafi on swoją farbę tak mocno ozdabiać obrazy, że stają się one praktycznie płaskorzeźbami, nie budząc przy tym żadnych wątpliwości, czy cała ta farba była naprawdę konieczna”.
Dwa dni przed wystawą Auerbacha, Tate pokazała prace m.in. Rothko, de Kooninga oraz Kline w ramch „Modern Art in the United States”. Kilka miesięcy później Whitechapel stała się sceną dla Independent Group, brytyjskich prekursorów pop-artu. Na Biennale w Wenecji, Wielką Brytanię reprezentowali młodzi londyńczycy z grupy Kitchen Sink . Na ich tle mamy młodego Auerbacha, który na wspominanej wystawie pokazał dwadzieścia cztery oleje na desce, które tak były obciążone warstwami grubo zakrzepłej farby, że galeria musiała mieć listę tytułów, gdyż nie była w stanie identyfikować jednoznacznie tematów obrazów. Podobne trudności mieli odwiedzjący. Nie każdy potrafił odróżnić jego portrety od pejzaży. Jego pierwsze portrety, których osoby można rozpoznać jedynie po inicjałach jak na przykład “EOW” czyli Estella Olive West, wyglądały jakby wpadły przed sekundą w błoto.
W 1959 roku, dwie z jego wczesnych prac zostały zakupione przez Tate. Rok wcześniej Auerbach poślubił Julię Wolstenholme, studentkę sztuki, aczkolwiek małżeństwo nie zakończyło jego burzliwego romansu z Stellą West. Z Julią miał jednego syna, Jake’a. Niestety koncept małżeństwa nie do końca mu odpowiadał, w konsekwencji czego Julia wychowywała sama ich jedyne dziecko w Sheffield. Auerbach spotkał się z synem dopiero, gdy ten był nastolatkiem. Wcześniej napisał do niego list …gdybyś zechciał się spotkać. West pozowała dla Auerbacha nieprzerwanie do 1973 roku, kiedy to ich burzliwą relację zakończyła, rzucona przez nią na Auerbacha, butelka wódki.
Przystojny, skryty i niezwykle inteligentny Auerbach nie przyjmował żadnych zleceń. Odrzucił również, wszystkie próby przypisania go do tzw. „szkoły londyńskiej”, do której R.B.Kitaj zakwalifikował oprócz niego, Leona Kossoffa, Luciana Freuda, Michaela Andrewsa i Francisa Bacona. – „Nigdy nie chciałem należeć do żadnej szkoły” – powiedział w 2013 roku. „Pomysł szkoły londyńskiej był totalną bzdurą. Ale uważam, że są to bardzo dobrzy malarze i nie wstydzę się być zaliczany do tej samej kategorii, co oni”. Nie znosił, jak opisywano go jako nieszczęśliwego odludka. „Nie chodzi o to, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi”, mówił tłumacząc się. „Po prostu uważam, że poza malarstwem, nic nie jest interesujące”.
Auerbach po raz pierwszy zobaczył Luciana Freuda w refektarzu w Royal College of Art, ale poznał go dopiero wtedy, gdy ten wziął udział w jednej z jego wystaw. Niemal natychmiast Freud zadzwonił do Marlborough Fine Art i powiedział im, że oto jest genialny, ale biedny młody artysta, który żywi się tylko ziemniakami i jogurtem i którego muszą natychmiast zatrudnić. I tak też się stało. Dość szybko Auerbach zaprzyjaźnił się z Freudem, ale ich relacja nigdy nie miała tak głębokiego, wręcz mistycznego wymiaru jaką miał z Kossoffem.
Z Freudem regularnie spotykał się na śniadaniach w Cock Tavern w Smithfield Market, podczas którego rozmawiali tylko i wyłącznie o malarstwie. Freud kolekcjonował również obrazy swojego przyjaciela. Po jego śmierci w 2011 roku majątek Freuda obejmował 44 prace Auerbacha, które trafiły następnie do publicznych galerii. Ich styl życia był jednak bardzo różny. „Lucian miał więcej dnia niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek znałem” – wspominał Auerbach. „Nie sądzę, aby spał więcej niż cztery godziny na dobę”. Francis Bacon to kolejna osoba z bliskiego kręgu Auerbacha. „Kupił mi wiele posiłków, utopionych w zdecydowanie, zbyt dużej ilości alkoholu” – wspominał po latach artysta, który wraz z Freudem pojawił się na jednym z obrazów Bacona. Jednak Auerbach i Bacon później „dość gorzko się rozstali”. „Wszyscy stajemy się głupsi z wiekiem, a Bacon to już z pewnością”, brzmiał werdykt Auerbacha na temat ich nieporozumień
Pierwsza retrospektywa artysty miała miejsce w Hayward Gallery w 1978, a trzecia w Tate w 2015 roku. Jej kuratorem była wtedy Catherine Lamper, która przez ponad 35 lata mu pozowała. Dwa lata wcześniej, w 2013 roku, Auerbach był pierwszym żyjącym artystą, pokazywanym w przestrzeniach głównej galerii Rijksmuseum.
Malarstwo przyniosło mu nie tylko uznanie, ale i wymierne korzyści finansowe. Swoje obrazy sprzedawał po astronomicznych sumach, mimo to żył bardzo skromie. Nie nadużywał niczego poza sztuką. O sobie samym często mówił – Jestem bestią w norze, która nie życzy sobie inwazji.
Kiedy odszedł zapanowała pustka. Zabrakło giganta sztuki brytyjskiej, Londyńczyka, świadka zmieniającego się świata i tego, który zmienił świat sztuki na zawsze. Dołączył do swoich przyjaciół. A nam pozostaje tylko powiedzieć – „Franka nie ma. Maluje z Kossoffem”.
Frank Auerbach, 29 kwietnia 1931, Berlin – 11 listopada 2024, Londyn