Lygia Clark oraz Sonia Boyce to dwie artystki, które więcej dzieli niż łączy, ale zostały pokazane razem w galerii Whitechapel w Londynie. Dzięki kuratorskiemu zabiegowi przydzielającemu, każdej z nich, osobne sale ekspozycyjne, znajdujące się na różnych piętrach, można je oglądać zarówno jako dwa zupełnie niezależne wydarzenia, jak również czytać, jako jedną opowieść o relacyjności obiektów, ludzi i przestrzeni.

Autorka tekstu wraz z repliką Bicho w galerii Whitechapel. Fot. T.Rudomino.

Relacja między samymi obiektami wraz z interakcjami jakie powstają między istotami ludzkimi, a otaczającymi je przedmiotami, zarówno w mikroskali tworzonej przez powierzchnie galeryjne czy mieszkalne, jak i w wydaniu makro, obejmującym przestrzenie miejskie, tworzą wzajemnie przenikającą się emocjonalną sieć.

Z klasycznego punktu widzenia, obiekty są nieruchome, a raz nadany im kształt nie ulega zmianie. Bicho(kreatura), czyli seria metalowych przedmiotów autorstwa Lygii Clark jest nie tylko tego zaprzeczeniem, ale także stoi w kontrze do samego wyobrażenia rzeźby jako statycznej i często wyidealizowanej formy, z którą relacja przebiega na poziomie percepcji, a nie dotyku. Widz może składać, obracać, zamykać i otwierać Bicho, odkrywając jego wieloaspektową naturę, wymykającej się, jakiejkolwiek próbie definicji. Lygia Clark, stworzyła więc rzeźbę składającą się z geometrycznych kształtów, połączonych zawiasami, która nie tylko jest partycypacyjna, ale także pozornie nieskończona w swojej zmienności. Jest ona, do pewnego stopnia, próbą zmaterializowania ludzkiego cyklu życia, które nieustannie podlega przekształcaniu się w nowe formy, anty-formy i pod-formy na skutek doświadczanych przez nie relacji. Bicho bowiem nie może sam zmienić swojego kształtu. Nie ma w nim żadnej wewnętrznej siły, która miałaby zdolność wprowadzić tę materię w ruch. Dopiero kontakt z człowiekiem, wyzwala w nim zdolność do przeobrażenia się w nowy obiekt, zachowując jednocześnie swoje części składowe. Jest to również przepiękna metafora pokazująca, że jakiekolwiek zmiany dokonujące się w człowieku są zawsze pochodną jego relacji z innymi ludźmi. Pozostawiony samemu sobie, nie jest w stanie zmienić raz przyjętej formy.

Lygia Clark (1920 – 1988) na tle swoich prac.

Na początku lat 50. sztuka abstrakcyjna w Brazylii ruszyła w całkiem nowym kierunku, głównie za sprawą retrospektywy szwajcarskiego architekta Maxa Billa i pierwszego Biennale w São Paulo. Podejście Billa do sztuki jako wręcz matematycznej relacji skupiającej się wokół precyzji i formalnej kompozycji miało znaczący wpływ na ruch Sztuki Konkretnej, którego artyści zwani „concretistas”, skupiali się na formach, liniach, kolorach i przestrzeniach, a nie na figuratywnym obrazie.

Replika Bicho, „Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Lygia Clark wraz ze swoim przyjacielem Hélio Oiticicą i innymi artystami z Rio de Janeiro, wyartykułowała swoje poglądy na temat tego rodzaju abstrakcji w „Manifeście Neokonkretnym” z 1959 roku. Artyści zadeklarowali w nim zerwanie z zasadami sztuki konkretnej. Clark dążyła do swobodniejszej i bardziej organicznej interpretacji abstrakcji geometrycznej, skutecznie eliminując rozgraniczenie między dwuwymiarową, a trójwymiarową formą. Widzimy to doskonale w egzoszkieletowej formie i transformacyjnej naturze Bicho. Podczas gdy tradycyjna rzeźba ukrywa swoje wsparcie strukturalne, Clark „uwypukla” je, kierując nasz wzrok na zawiasy łączące elementy Bicho oraz na puste przestrzenie utworzone pomiędzy, złożonymi jej fragmentami. Proste, okrągłe kształty tworzące Bicho, przypominają formy szkieletowe, podczas gdy zawiasy działają jako swoistego rodzaju kręgosłup, czyniąc je w ten sposób formą wręcz organiczną. Zresztą sama jej nazwa (kreatura), nawiązuje do żywego organizmu, wskazując tym samym, że prace Clark są zaproszeniem widza do ożywiania, mutowania oraz przekształcania pierwotnych form, które wyszły spod jej ręki na rzecz form nowych i niezależnych. Sama artystka nie tylko kwestionuje nieruchomość rzeźby, ale także sposób w jaki wchodzi ona w interakcję z człowiekiem.

Replika Bicho, „Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. T.Rudomino

Jej prace są niestabilne zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Nie mają przodu ani tyłu, wnętrza ani zewnętrza, lewej ani prawej strony. W ten sposób nie mają także jednego autora, ponieważ każdy uczestnik tworzy inne Bicho poprzez przekształcanie go w inne formy. Jednak w odróżnieniu od sztuki performensu, rzeźby te nie tworzą spektaklu, ale raczej zapraszają widza do współuczestniczenia w procesie tworzenia, który dla abstrakcjonistów był tak samo, jak nie ważniejszy, od końcowego efektu. Dziełem sztuki, nie jest więc samo oglądanie rzeźby, ale czynny udział w powoływaniu jej na nowo do życia za każdym razem, kiedy ludzka ręka dotyka metalu.

„Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

To doświadczenie jest także udziałem tych, którzy przychodzą teraz do Galerii Whitechapel, aby obejrzeć wystawę „Lygia Clark: The I and the You.” Każdy z odwiedzających ma możliwość wziąć do ręki i nadać nowy kształt „swojemu” Bicho. Poczuć tętniące pod jego metalową „skórą”, życie. Rozciągnąć jego ramiona, zgiąć jego kolana, złożyć i rozłożyć jego nieistniejącą twarz. Doświadczyć mistycznego procesu tworzenia z przetwarzania.

Według Ferreiry Gullara, brazylijskiego poety i krytyka sztuki, który wskazywał na ambiwalentną naturę prac Lygii Clark, jej Bicho nie są ani obrazami, ani rzeźbami, ale czymś pośrednim. Formą, która powstała z połączenia dwóch rodzajów sztuki w sposób, który uniemożliwia ich rozróżnienie. Natomiast, brytyjski krytyk sztuki, Guy Brett nazwał zwrócenie się Clark ku sztuce partycypacyjnej, radykalnym ruchem, a same Bichostały się dla niego symbolem przejścia artystki od formalnej eksploracji linii i powierzchni do tworzenia dotykowych „Obiektów Relacyjnych”.

Walking, 1963 (replika), „Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Twórczość Lygii Clark to nie tylko formy eksperymentalne, ale także dalekie echo takich osobowości jak Piet Mondrian czy Joseph Albers, którzy zaszczepili w niej pragnienie redukcjonizmu, czyli stopniowego eliminowania zbędnych linii, kolorów czy form, aby dojść do doskonałej wolności. Clark od początku swojej twórczości była zainteresowana zjawiskiem percepcji sztuki, zwłaszcza postrzegania linii i kolorów przez widzów.  W 1954 roku, dokonała dwóch, niezwykle istotnych rzeczy, dotyczących wnętrza i zewnętrza obrazu. Pierwszą było „złamanie” zasady tzw. „ramy”, kiedy to połączyła kompozycję z otaczającą ją przestrzenią i w ten sposób stworzyła swoistego rodzaju łącznik, między tym co wewnątrz, a tym, co na zewnątrz obrazu. Drugą, było zidentyfikowanie „organicznej linii”, którą opisała jako kreskę, na której spotykają się dwie powierzchnie. To zaprowadziło również artystkę do ponownego przemyślenia, nie tylko idei czasu, ale również do zakwestionowania stricte matematycznego podejścia do sztuki, które panowało wówczas pośród artystów tworzących sztukę konkretną w Brazylii.

– „Nic nie jest bardziej konkretne, bardziej realne niż linia, kolor, płaszczyzna” powiedział w 1930 roku Theo Van Doesburg. Lygia Clark była członkiem Grupy Frente w Rio de Janeiro, która początkowo uznawała siebie za część sztuki konkretnej. Jednak po Pierwszej Narodowej Wystawie Sztuki Konkretnej w 1956 roku w São Paulo, było już wiadomo, iż istnieje w niej wiele rozdźwięków i nie można na nią spojrzeć w sposób homogeniczny.

Book Work, 1983, „Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

W 1959 opublikowano Manifest Neokonretyzmu, wzywający do przemyślenia na nowo konstruktywizmu z naciskiem położonym na siłę ekspresyjną sztuki. Manifest podkreślał, że awangarda jest zbyt wąsko rozumiana zwłaszcza w kontekście rozwiązań technologicznych XX wieku. Wspomniany wcześniej Gullar twierdził, że Sztuka Neokonkretna kładzie fundament pod nową ekspresję, co stanowiło dramatyczny kontrast w stosunku do założeń Sztuki Konkretnej wyznającej, iż dzieło powinno być w pełni zaprojektowane w umyśle artysty zanim zostanie przekształcone za pomocą zewnętrznej materii w formę obrazu lub rzeźby. W tym czasie Clark eksperymentowała z zestawianiem kontrastów takich jak biel i czerń, przestrzeń wewnętrzna i zewnętrzna, oraz z łączeniem różnych figur geometrycznych za pomocą organicznej linii.

Twórczość Clark ma w sobie głębokie konotacje z architekturą, a zwłaszcza z relacjami jakie zachodzą pomiędzy bryłami rozmieszczonymi w przestrzeni publicznej. Przez „bryły”, rozumiemy tutaj zarówno budynki mieszkalne, użytkowe jak i małą architekturę. Każda z nich jest obiektem relacyjnym, zarówno do innego obiektu jak i do człowieka, którego „nosi w sobie lub na sobie”. Clark będąca naocznym świadkiem budowania nowej stolicy Brazylii w 1960 roku, głęboko wierzyła w fuzję między sztuką, a życiem, prowadzącą do modularnego sposobu myślenia, w którym każdy moduł jest częścią większego zbioru.

Unit, 1958 oraz Modulated Surface, 1958/1984, „Lygia Clark: The I and The You”, Whitechapel Gallery, Londyn. Fot. D.Wojciechowska

Wystawa „The I and the You”, którą można obecnie oglądać w Whitechapel jest pierwszą tak dużą wystawą Clark w Wielkiej Brytanii pokazującą prace artystki od połowy lat 50-tych do wczesnych lat 70-tych.  Clark była wiodącą postacią w brazylijskim ruchu Neokonkretnym  (1959-1961), którego członkowie, włącznie z przyjacielem artystki Hélio Oiticicą oraz Lygią Pape porzucili geometryczną abstrakcję na rzecz bardziej ekspresyjnych i interaktywnych form stawiających raczej na aktywny udział widza niż na jego bierną adorację dzieła sztuki.

W latach 60-tych za sprawą brytyjskiego psychoanalityka Donalda Winnicotta, dla którego doświadczanie związane z dotykaniem własnego ciała oraz ciał innych osób było kluczowym elementem w samorozwoju jednostki, Clark zaczęła prace nad serią tzw. „Relacyjnych Obiektów”.  Do ich powstania artystka użyła gumek, kamieni, muszelek i plastikowych torebek. Po przeprowadzce do Paryża w 1968 roku, Clark zaczęła wykorzystywać wspomniane obiekty podczas terapeutycznych sesji ze swoimi studentami na Sorbonie. Miały one za zadanie pomóc utworzyć więzi wewnątrz grupy, a także umożliwić uczestnikom na głębsze doświadczanie tego, co dzieje się wewnątrz nich samych podczas wystawienia się na tego rodzaju stymulację. Kiedy prawie dziesięć lat później powróciła do Rio, kontynuowała prace nad relacyjnymi obiektami rozwijając je jednocześnie w kierunku samo strukturyzacji, czyli pewnego rodzaju indywidualnej terapii, którą prowadziła w swoim mieszkaniu w Copacabana.

Sonia Boyce. Fot. Parisa Taghizadeh

Równolegle do wspomnianej wystawy eksponowane są prace Soni Boyce pod tytułem „An Awkward Relation”, których osią tematyczną jest interakcja, partycypacja oraz improwizacja doświadczana zarówno przez artystę podczas procesu tworzenia sztuki, jak również widza, który jest zarówno jej odbiorcą jak i współtwórcą. Wystawa dotyka także emocjonalnych reakcji człowieka, które pojawiają się w nim na skutek zetknięcia się z nieznanym, które może przyjąć formę obiektu, dźwięku lub człowieka pochodzącego z innego kręgu kulturowego. Boyce od dawna jest zafascynowana włosami, które są dla niej nie tylko materialnym obiektem, ale także obiektem taboo, niosącym w sobie wielopokoleniowe dziedzictwo kultury afrykańskiej. Pytanie „Do you want to touch?” towarzyszące pierwszej instalacji jest zarówno prowokacją jak i wyzwoleniem. Dla większości ciemnoskórych osób, próba dotknięcia ich włosów czy włosów ich dzieci przez białe osoby jest przejawem rasizmu z ich strony, a także jest gestem wręcz jednoznacznym z wyzyskiem kolonialnym, niewolnictwem i tzw. „białym uprzywilejowaniem”. Instalacja Boyce złożona z różnego rodzaju peruk i fragmentów włosów z wyraźnym zaproszeniem do ich dotykania jest do pewnego stopnia echem Lygii Clark, która oddała swoje Bicho w ręce przypadkowych ludzi, pozwalając im nie tylko na dotyk, ale wręcz na przeformatowanie rzeźb według ich własnych idei. Tym samym artystka pozwoliła im na dotknięcie i zmianę samej siebie.

Sonia Boyce, Do you want to touch?, 1993, „Sonia Boyce: An Awkward Relation.”, Whitechapel Gallery. Fot. D.Wojciechowska

Podobny gest wykonuje teraz Sonia Boyce, aczkolwiek trudno jest się zgodzić z tym, aby miał on wymiar reprezentacyjny dla całej grupy etnicznej, jest on raczej indywidualnym ruchem, dla którego nie byłoby miejsca poza przestrzeniami galeryjnymi.

Drugą instalacją jest siedmiokanałowa praca „We Move in Her Way”, która powstała na bazie perfermensu Boyce wykonanego w Instytucie Sztuk Współczesnych w Londynie w 2016 roku.  Artystka, podobnie jak w przypadku poprzedniej instalacji, również i tutaj powołuje się na Lygię Clark jak również na twórczość Sophie Taeuber-Arp, a zwłaszcza na jej geometryczne wzory, w które dominują najnowsze prace Boyce. Jest to także próba pokazania relacji jakie zachodzą pomiędzy ciałem człowieka, a przestrzenią, w której się ono porusza. Każdy ruch tworzy nowe interakcje przebiegające zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz ciała, zacierając niejednokrotnie granice między światem ożywionym, a martwym.

Sonia Boyce: An Awkward Relation.”, Whitechapel Gallery. Fot. D.Wojciechowska

Spoglądając na prace Lygii Clark i Soni Boyce pokazywane obecnie w Whitechappel nie sposób nie dostrzec w nich echa naszych czasów, w których trójwymiarowa relacyjność nieustannie zachodząca między człowiekiem, obiektem, a drugim człowiekiem, została zredukowana do jednowymiarowej relacji na linii człowiek i obiekt jego pożądania.

Lygia Clark: The I and the You.
Sonia Boyce: An Awkward Relation.
Wystawa czynna do 12 stycznia 2025

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj