„W ciągu ostatnich dziesięciu lat dość zaskakujące rzeczy zaczęto nazywać rzeźbami: wąskie korytarze z monitorami telewizyjnymi na ich końcach, wielkoformatowe fotografie dokumentujące wiejskie wędrówki albo w zwykłych pokojach, lustra umieszczone pod dziwnymi kątami, linie narysowane na piasku pustyni. Wydawałoby się, że nic już nie może dawać takiej pstrokaciźnie prawa do pretendowania do czegokolwiek, co można rozumieć przez kategorię rzeźby. Chyba, że kategorię tę można uczynić niemal nieskończenie plastyczną” – te słynne słowa Rosalind Krauss, mimo że wypowiedziane ponad czterdzieści lat temu, nadal nie tracą na swojej ważności. Rzeźba od dawna przestała być statyczna formą, a stała się instalacją, wręcz aktywnym dialogiem z widzem.

Mire Lee z jedną ze swoich instalacji.

Wchodząc do Turbine Hall w Tate Modern nie sposób odnieść wrażenia, że znaleźliśmy się w jakimś miejscu po eksplozji gazu lub katastrofy lotniczej. W powietrzu bowiem unoszą się poszarpane tkaniny, które sama artystka – Mire Lee – nazywa „skórami”, a obok nich wisi, rozpięty na linach – silnik.

Wspomniane skóry, poruszają się po metalowych łańcuchach, zamaczając się, co jakiś czas w cieczy, po czym, zostają przeniesione na tył ekspozycji, gdzie schną niczym pranie w ogrodzie. Tyle tylko, że zamiast zapachu świeżości, roznosi się nad nimi dziwna mieszanka chemikalii i wilgoci. Na koniec tego swoistego rodzaju performensu, połacie rozszarpanych, lecz osuszonych z wody tkanin, zawieszane są, kawałek po kawałku, w samym sercu Turbine Hall. Tak wygląda „Open Wound” – najnowsza instalacja Mire Lee, zrealizowana w ramach corocznego projektu Hyundai Motor. Instalacja, która powstała na bazie doświadczeń i emocji, jakie pulsują w przemysłowych przestrzeniach. Jest zaproszeniem widza do otwarcia się na sprzeczne emocje od podziwu i obrzydzenia, po współczucie, strach i miłość.

Mire Lee, „Open Wound”, Tate Modern. Fot. D.Wojciechowska, 2024

Instalacja Lee nawiązuje do dziewiętnastowiecznej fabryki. Jest swoistego rodzaju kolażem wspomnień z historii włókiennictwa, które w Wielkiej Brytanii odegrało ogromną rolę w kreowaniu tożsamości całego narodu. Suszenie tkanin, przypomina procesy związane z produkcją tekstyliów, a ich łańcuchowe zawieszki są inspirowane publicznymi łaźniami używanymi, w tym przypadków, przez górników. System kół pasowych umożliwiał im wieszanie odzieży na suficie łaźni, podczas gdy pracowali w kopalniach. Całe pokolenia robotników gromadziły się w tych przestrzeniach, aby zmyć z siebie brud, ból i zmęczenie. Nie bez znaczenia dla interpretacji całej pracy Lee jest sama historia budynku, w którym mieści się obecnie Tate Modern. Zanim powstało tutaj muzeum, wcześniej były tutaj elektrownie, a w latach 1891-1981 Turbine Hall mieściła w sobie kotły węglowe i olejowe, które wytwarzały energię elektryczną dla Londynu. Instalacja Lee aktywuje więc uśpioną przeszłość budynku, dając jej nową powłokę i głos.

Mire Lee, „Look, I’m a fountain of filth raving mad with love”, 2022

Podczas rewolucji przemysłowej, robotnicy zostawali systematycznie zastępowani przez maszyny. Ludzkie ciała zmieniały się w metalowe korpusy.  Lee poprzez namaczanie i suszenie „skór”, odwołuje się do tej transformacji, uśmiercając stare i powołując do życia, nowe byty produkcyjne.

„Open Wound” jest więc zderzeniem między światem człowieka, a światem maszyny, między tym, co stare i nowe, indywidualne oraz zbiorowe. Lee jest zafascynowana także sposobem, w jaki maszyny mogą przybierać ludzkie cechy. Wewnętrzne działanie silnika może przypominać pracę żołądka, podczas gdy, działanie pompy i otaczających je rur, przypomina funkcjonowanie jelita. Jej kinetyczne rzeźby są niczym organizmy wywrócone na lewą stronę, w których to, co przeważnie jest ukryte pod skórą, nagle zostało wyeksponowane i poddane ludzkiej opinii.

Mire Lee, „Endless House: Holes and Drips”, 2022

Od dnia otwarcia Tate Modern w 2000 roku, Turbine Hall stało się miejscem ekspozycji dzieł największych, współczesnych artystów. Pierwszą instalacją, która została pokazana w tym miejscu była rzeźba Louise Bourgeois „Maman” wraz z instalacją „I Do, I Undo, I Redo”. W 2014 roku Hyundai Motor, w ramach umowy partnerskiej, podpisanej z Tate, zobowiązał się do jedenastoletniego projektu, wspierającego dzieła sztuki pokazywane w tej przestrzeni. Wśród artystów, którzy mieli tutaj swoje ekspozycje byli, m.in. Anish Kapoor, El Anatsui, Anicka Yi, Kara Walker, Philippe Parreno, Ai Weiwei, Carsten Höller i Ólafur Eliasson.

Mire Lee, „Open Wound”, Tate Modern. Fot. D.Wojciechowska, 2024

Mire Lee to młoda południowokoreańska artystka, która swój czas dzieli między Seulem, a Amsterdamem. Jest absolwentką Uniwersytetu Narodowego w Seulu, a jej twórczość nie jest przeznaczona bynajmniej dla grzecznych panienek, szukających uniesień nad filiżanką kawy. Jest dla niepokornych jednostek, które nie boją się brzydoty, które nie uciekają od tego, co odrażające, smutne i obrzydliwe. Artystka tworzy rzeźby, które wirują i rozpryskują się, pozornie balansując na krawędzi wzlotu i upadku. Używa do tego materiałów przemysłowych, takich jak olej, beton i glina. Jej instalacje bardzo często przyjmują formę teatralnych spektakli, których osią główną jest ludzkie ciało w trakcie śmierci, a idąc jeszcze dalej- rozkładu. „As We Lay Dying” (2022), gdzie plastyczne formy utworzone z gliny rozmazują się wewnątrz metalowej klatki przypominającej ludzki szkielet, czy „Endless House: Holes and Drips”, przedstawiające rozpięte na stelażach, ceramiczne formy przypominające ludzkie wnętrzności, okapujące „krwią” i sprawiające wrażenia, że część z nich, nadal „oddycha”, to tylko dwa przykłady z bogatego portfolio artystki, które obrazują jej wrażliwość na fizyczny aspekt ludzkiego przemijania. W twórczości Mire nie ma bowiem nic z poezji czy metafor Chiharu Shioty, jest natomiast brutalność i perwersja Francisa Bacona, połączona z „wrażliwością” lokalnego rzeźnika. Jest w niej nie tyle bunt, co walka o prawdę, że w śmierci i przemijaniu nie ma nic pięknego ani uszlachetniającego. Że cierpienie potrafi upodlić nawet najbardziej szlachetną duszę. Że nie ma w nim nic, czego można pragnąć, a jest za to wszystko, co warte jest znienawidzenia.

Mire Lee, „Carriers”, 2020

W swoich instalacjach niejednokrotnie artystka sięga po prowokację, za pomocą której pragnie zachęcić widza do zatrzymania się i spojrzenia na oczywiste rzeczy pod innym, o wiele bardziej złożonym kątem. W pewnym sensie twórczość Lee jest sprawdzianem ludzkiej otwartości na inność. Z doświadczenia wiemy, że każde odstępstwo czy prowokacja, zwłaszcza odwołująca się do uczuć religijnych czy tradycji, budzi kontrowersję głównie w zapyziałych umysłach panienek w rozciągniętych swetrach, które trzymając w ręku biografię Modiglianiego marzą o płomiennym romansie na Montparnasse. I nie ma w tym nic dziwnego. Sztuka, a zwłaszcza sztuka współczesna, to nie folklor czy kicz, który ze swojej definicji jest kierowany w stronę masowej konsumpcji napędzanej przez ludzi o wąskich horyzontach. Prawdziwa jednak tragedia rozgrywa się wtedy, gdy owe zgorszone istoty nagle pragnę komentować sztukę, o której nie mają pojęcia. Wtedy dzieje się krzywda. Nie sztuce bynajmniej, gdyż ze swej natury jest potężniejsza niż człowiek, ale naiwnym słuchaczom, którzy w dobrej wierze, chcąc się czegoś dowiedzieć, dostają kolejną porcję zaściankowej ideologii.

Mire Lee, „Open Wound”, Tate Modern. Fot. D.Wojciechowska, 2024

W ramach jednej z wystaw, Mire Lee pokazała nagranie swojej śpiącej matki oraz znalezione w Internecie wideo, gwiazdy porno Veroniki Moser, opowiadającej o swojej fiksacji na punkcie ekskrementów.  W „Look, I’m a fountain of filth raving mad with love”, artystka wykorzystała stare betoniarki, z których „brzuchów” wydobywała się maź i małe brzęczące przedmioty, co kojarzyło, niejednemu krytykowi widok rozstroju żołądka. Kluczem do tej instalacji był następujący wiersz:

„Poezja, która zamienia się w / gówno poza / ciałem, miłość, która zamienia się / w gówno. Spójrz, jestem / fontanną brudu / szalejącą z miłości / Zaśpiewajmy z twarzą, która jest w połowie odgryziona / Która jest w połowie odgryziona / Szalona, zakochana / piosenka”.

Cała twórczość Mire Lee jest ze swojej natury dosadna, bezpretensjonalna i bardzo anatomiczna. Artystka tworzy rzeźby przypominające układy zakrwawionych kości wraz z wnętrznościami, które często „ożywia” gumowymi rurkami przypominającymi jelita, z których wycieka płyn na kształt limfy. Jest, aż do bólu prawdziwa i bezkompromisowa, co powoduje, że budzi w widzach reakcje zero-jedynkowe. Albo ją kochają albo nienawidzą.

Mire Lee, „Black Sun”, 2023.

W jej pracach widzimy echo innych, wielkich artystów, którzy pracowali z organicznymi materiałami i przedmiotami codziennego użytku. Często za takim wyborem stała ich sytuacja ekonomiczna, a także bogactwo skojarzeń jakie te materiały niosły za sobą. Nie bez znaczenia była również ich fleksyjność, zarówno w modulowaniu jak i ich dalszej interpretacji. Jedną z takich osób była z pewnością Eva Hesse, pionierka w wykorzystaniu giętkich materiałów, takich jak włókno szklane czy lateks, który bardzo szybko podlega deterioracji. Jej rzeźby umierają na naszych oczach. Za wyjątkiem ledwie nielicznych, które udało się, jak w przypadku Expanded Expansion (1969), nie tylko poddać renowacji, ale także ponownie wystawić w Guggenheim Museum w Nowym Jorku. Alberto Burri i jego, na wpół wypalone „Combustione”, które zatrzymały w sobie obraz spalania w sposób, który ilustruje sam jego proces, to kolejne rzeźby, które przywołują proces powolnej degradacji materiału. Nie sposób również nie wspomnieć tutaj o twórczości Josepha Beuysa i nylonowych płótnach Gustava Metzgera, które zniszczone przez kwas solny i ogień, mówiły o okropnościach drugiej wojny światowej, powołując jednocześnie do życia nowy rodzaj sztuki – sztukę autodestruktywną, w której proces tworzenia i niszczenia, przebiega niemal w tym samym czasie.

Lee rozpoczęła pracę z rzeźbą kinetyczną w Amsterdamie, do którego przeprowadziła się w 2018 roku po uzyskaniu dyplomu na Uniwersytecie Narodowym w Seulu. Podczas studiów zrobiła kurs programowania Arduino, który służy do projektowania urządzeń cyfrowych i interaktywnych obiektów potrafiących rozpoznawać i kontrolować otaczający je świat. To wtedy narodziła się w niej fascynacja nieprzewidywalnymi efektami jakie mogą się wydarzyć podczas wykorzystywania silników i innych maszyn w rzeźbach.

Mire Lee, „As we lay dying”, 2022

„Wydaje mi się, że zajęłam się kinetyką, ponieważ pozwoliła mi tworzyć rzeczy, nad którymi nie miałem wcześniej pełnej kontroli” – powie po latach.

Dla artystki obiekt kinetyczny jest swoistego rodzaju zobrazowaniem egzystencjalnego niepokoju, który leży u podłoża każdego ludzkiego istnienia. Który bez względu na formy jakie przyjmuje jego byt cielesny, nadal będzie za nim podążać. Instalacje Mire Lee mają więc w sobie zarówno okrutną prawdę o ludzkim losie, a zwłaszcza jego końcu, którego nie jesteśmy w stanie zmienić jak i głębokie podłoże filozoficzne, do którego mają dostęp jedynie ci, którym uda się zdrapać pierwszą powłokę utworzoną z zaschniętych strupów. Ludzkie ciało jak i umysł, tylko do pewnego stopnia podlega kontroli człowieka. Podobnie jest ze sztuką Mire Lee, która zawsze powtarza, że „podziwia i aspiruje do tego rodzaju sztuki, której nie da się opanować”.

Instalację „Open Wound” Mire Lee można oglądać w Tate Modern do 16 marca 2025 roku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj