60 Biennale w Wenecji rozpoczyna się 20 kwietnia i trwa do 24 listopada. Tytuł i przesłanie najważniejszego festiwalu sztuki współczesnej, zostały zapożyczone z serii neonów kolektywu Claire Fontaine przez Adriano Pedrosę, dyrektora artystycznego Museu de Arte de São Paulo i kuratora tegorocznego Biennale. Przedstawia się jako „outsider historii sztuki” i komisarz „Globalnego Południa”. Obcy są wszędzie.
Do tej, nieco publicystycznej kwestii tożsamości sztuki i artysty, przemierzają się niemal wszystkie pawilony narodowe, począwszy od francuskiego, powierzonego Julienowi Creuzetowi, poprzez amerykański z Jeffrey’em Gibsonem i kanadyjskim, gdzie pojawi się Kapwani Kiwanga. Wenecja jest również off, choćby z wystawą Pierre’a Huyghe w Punta della Dogana, czy Ignacym Czwartosem, wygnańcem z polskiego pawilonu.
Zacznijmy od tytułu: Cudzoziemcy (Obcy) są wszędzie. W 2009 roku na wystawie Panorama da Arte Brasileira/Panorama de l’art Brasileira, której Pedrosa był kuratorem, użył tytułu „Mamôya-quara opá mamo pupé”, co oznaczało dokładnie „Cudzoziemcy wszędzie” w starożytnym tupi, czyli wymarłym, rdzennym języku indiańskim w Brazylii. Na tamtej wystawie prezentowano tylko zagranicznych artystów, których twórczość była, w taki czy inny sposób powiązana z Brazylią.
Pedrosa powiedział w wywiadzie, że odwiedzając Wenecję dziesięć lat temu, ciekawie byłoby wyobrazić sobie Biennale obcokrajowców. Migrantów. Kiedy w październiku 2021 roku zadzwonił do niego prezes Biennale, Roberto Cicutto z propozycją kuratorowania, wątek natychmiast powrócił. Pedrosa nie widział się w innej roli niż powtórzenia idei.
Z tematem „Foreigners Everywhere” zmierzą się zatem artyści na tegorocznym Biennale Weneckim. Kurator Adriano Pedrosa, wybrał bowiem ten temat na motyw przewodni, aby w ten sposób dać głos wszystkim „obcym”: artystom emigracyjnym, folkowym, uchodźcom, imigrantom, a także szerokiej wspólnocie „Queer”, której głos przez wiele lat był systematycznie uciszany.
Claire Fontaine właśnie skończyła 20 lat. O jej poczęciu niewiele wiemy. Jedynie to, że w odróżnieniu od Leonory Carrington, która przyszła na świat w wyniku mistycznej komunii pomiędzy człowiekiem, zwierzęciem, a maszyną, Claire Fontaine jest owocem artystycznego przepływu myśli, jaki powstał między dwojgiem artystów Fulvią Carnevale oraz Jamesem Thornhillem. Poród nastąpił w Paryżu, w 2004 roku. Dziecku od razu nadano imię, zapożyczone od starej, francuskiej firmy papierniczej.
Od tego momentu, „rodzice” stali się jej „asystentami”, a ona sama wyrosła na jedną z ważniejszych postaci we współczesnym świecie sztuki konceptualnej. Obecnie Claire Fontaine zamieszkuje w neonach, tekstach teoretycznych, artykułach, video klipach, przypadkowych obiektach, w atramencie i w językach, za pomocą których tworzy swoją sztukę. Jeśli zwykły obiekt jakim jest pisuar, mógł stać się dziełem sztuki, tym samym ona, również może nią być.
Prace kolektywu Claire Fontaine są nasiąknięte polityką, a zwłaszcza społeczną, poruszającą takie zagadnienia jak wolność ludzka, migracje czy feminizm. Swoje filozoficzne korzenie czerpie ze spuścizny, takich myślicieli jak choćby: Jacques Rancière, Giorgio Agamben, Walter Benjamin, Michel Foucault czy Carla Lonzi.
Kolektyw tworzy nie tylko instalacje, ale także teksty, które są w równej mierze, co jej sztuka politycznie prowokujące. Przez lata, koncept „Human Strike” był jej głównym tematem, rozwijanym w szeregu tekstach, wydanych następnie pod tym samym tytułem.
„Human Strike” nie jest akurat wynalazkiem Claire Fontaine, jest jednak tym, co potwierdza, że każda forma hipotetycznej jednostki, jest niczym innym niż tylko brudnym kompromisem, rezultatem niemoralnego flirtu z władzą.
Co naprawdę się liczy w ekonomii wolności? To relacje międzyludzkie, to co dzieje się między ludźmi. Zaadaptował on następnie radykalny feminizm od Tiqqun, magazynu współzałożonego przez Carnevale. „Human Strike” to, coś więcej niż zwykły ruch w sztuce czy filozofii. To, jak tłumaczy Claire Fontaine „bunt, który odwołuje się do subiektywnej kolaboracji ze wszystkim co ogranicza naszą wolność i pokazuje, jak porzucić te samo destrukcyjne zachowania poprzez subiektywizację. „Human Strike” jest więc zmaganiem się, aby odseparować nieuniknioną krzywdę, którą wyrządzamy sami sobie i innym poprzez życie w postindustrialnym neoliberalizmie.”
Transfuzja formalna to jedno. Kontekst jest znacznie szerszy. Główną ideą jest to, że w ciągu XX wieku, sztuka nowoczesna przeniosła się do różnych regionów świata, gdzie była kanibalizowana, przywłaszczona i wymyślona niejako na nowo, całkiem w duchu antropofagii Oswalda Andrade. Być może na użytek sztuki najnowszej jest to najtrafniejsza ocena.
Ale artyści przenieśli się do nowych ojczyzn głównie przez sztukę nowoczesną. Wielu osiedliło się w Paryżu, podczas gdy inni wybrali Londyn, Rzym, Berlin, Amsterdam czy Nowy Jork. Te podróże i dziwne doświadczenia często doprowadziły ich do ponownego odkrycia swoich źródeł i powinowactw.
Doświadczenie i cudzoziemska kondycja skłoniło wielu do rozważenia swojego kontekstu pochodzenia i budowania niejako na nowo tożsamości artystycznej. Mówi Pedrosa – pracowałem nad emblematycznym Biennale São Paulo w 1998 roku, które było poświęcone koncepcji antropofagii, również teraz, kluczowym pojęciem dla zrozumienia niektórych pomysłów opracowanych w Nucleo Storico. W Biennale w 1998 roku znajdowała się sekcja historyczna. Postanowiłem więc użyć tego samego terminu jako hołdu dla tego doświadczenia…
Daje to pole do przeróżnych działań asocjacyjnych, pozwala na angażowanie się w feminizm, rdzenne kultury, taniec, czarny Atlantyk i wiele innych. Trudno powiedzieć, co przyniesie ta wielokulturowa fala. Snobizm i elitarność sztuki wynikające z hegemonii okcydentalnej tradycji i nominatów urodzenia przenosi się do klubów starszych panów. W dobie i wszechpotężnej dominacji kultury mediów społecznościowych jaśniej wyrazić się nie da. Przypadek Okwui Enwezora w światowym, wystawiennictwie, tylko to potwierdza.
W 2015 roku w rzymskiej galerii T293 miała miejsce wystawa prac Claire Fontaine zatytułowana „Pretend to be dead”. Wystawa w całości oparta została na tekstach włoskiej feministki z lat 70. Carli Lonzi. Gra w udawanie bycia martwym, nie jest wcale tak odległa od koncepcji ludzkiego buntu, jakby się mogło to z początku wydawać. W obu przypadkach jednostka odrzuca konsumpcję życia. Sama Claire Fontaine, z jednej strony udaje, że żyje, z drugiej nieustannie wskazuje nam na współczesne formy bycia martwym za życia. W jednym z wywiadów, podkreśliła, że „wystawa jest z pewnością refleksją nad ambiwalencjami życia oraz ślepą drogą, ku której kroczy dorosłość”. Patrząc na prace Kolektywu nie sposób nie zauważyć, jak wielki wpływ miała tutaj Lonzi i jej filozofia.
„Musimy zdawać sobie sprawę, że my sami jesteśmy rezultatem wstydliwej, ale nieuniknionej negocjacji z patriarchatem, prawem, i innymi siłami, które strukturalizują nasze życia. Nie ma już więcej „dobrej i złej strony barykady”, ponieważ, w tej perspektywie, nie ma już więcej barykad. Nasze subiektywne jestestwa są polami walki. Stąd tak ważne jest zmierzenie się z dwoma niechcianymi wyborami, przed którymi stawiają nas prace Lonzi”, pisze Claire w jednym ze swoich esejów.
Kolektyw bardzo ostro też ocenia współczesnych artystów, zarzucając im niejednokrotnie, że stali się „produktami” i „markami”, a ich prace zwykłym towarem na sprzedaż. W ten sposób stali się oni paliwem kapitalistycznej maszyny, pożerającej współczesny świat.
Claire Fontaine wykorzystuje w swoich „pracach/manifestach” neony, czyli klasyczny materiał reklamowy, od którego uginały się ulice miast w latach 50. i 60. To właśnie przy ich pomocy, kolektyw przedstawia swoje hasła: „Capitalism kills (love)”, „WARM/WAR” czy „Foreigners Everywhere” i umieszcza je na murach i fasadach domów w dużych miastach Europy, aby wykrzyczeć swój bunt i sprzeciw wobec świata, w którym przyszło jej żyć. Neony kolektwu są w pewien sposób elegantszą wersją współczesnych graffiti, które pojawiają się w przestrzeniach miejskich. Jednych prowokują do myślenia, innych drażnią.