Willem de Kooning i Chaïm Soutine? Albo inaczej: kiedy Nowy Jork zobaczył l’École de Paris?  Na tak postawione pytanie odpowiada jednoznacznie, fantastyczna wystawa dwóch mocarzy sztuki współczesnej: Chaïme Soutine i Willema de Kooninga. Wystawa była do obejrzenia w Musée de l’Orangerie w Paryżu. Takie wystawy, nie zdarzają się jednak często. Czasem trzeba czekać kilka lat na podobne perełki…

Soutine i de Kooning. Krew z krwi. Jeden obnażył drugiego. Zarówno gest, pikturalizm, swoista równowaga pomiędzy drapieżnym pędzlem, a chorobliwym, niemal chirurgicznym dotykiem, to wszystko świadczy o tym, że Willem de Kooning widział Soutine w całości, że go również, żarłocznie pochłonął. Bo „ciało stało się powodem, dla którego wynaleziono malarstwo”, sam przyznał. W 1949 roku odbyła się w Nowym Jorku konferencja „Renaissance and Order”, która odpowiadała na fundamentalne pytanie, dlaczego ekspresyjne malarstwo Soutine, w sposób tak pryncypialny, zawładnęło umysłem Nowojorczyka.

Jeszcze w latach 30. Chaïm Soutine stał się ważną postacią w l’École de Paris, bohaterem mnóstwa anegdot La Ruche. Całkiem niespodziewanie dla niego samego, został odkryty w Ameryce, dzięki dwóm kolekcjonerom, którzy pośrednio doprowadzili do jego wystaw i retrospektywy w Museum of Modern Art w 1950 roku. To byli Paul Guillaume oraz Albert C. Barnes. Ten ostatni nabył w roku 1922 roku od Leopolda Zborowskiego, bodaj 54 obrazy, które stały się później ozdobą, tej niezwykłej wystawy.

Willem de Kooning był trochę młodszy od Soutine. Urodził się w 1904 roku w Rotterdamie, a w Nowym Jorku zainstalował się w 1927 roku, gdzie pracował dla Eastman Brothers, przedsiębiorstwa wyposażenia wnętrz. Soutine’a odkrył, będąc na wystawie „Painting in Paris, from American Collections”.

Był rok 1930. Do pierwszej ich konfrontacji doszło w 1943 roku, podczas wystawy „A Selection of Paintings of The Twentieth Century”. Był to też rok śmierci Soutine, albowiem z początkiem sierpnia, artysta został operowany w Paryżu, w konsekwencji zmarł 9.08.1943 roku. Siedem lat później, Sidney Janis Gallery pokazuje prace Soutine i de Kooninga razem.

Za sprawą wspomnianej, retrospektywnej wystawy Francuza, cała Ameryka zobaczyła jego malarstwo. Wystawa była bowiem objazdowa i w ramach tournée, przez ponad rok, jeździła po obu wybrzeżach Stanów Zjednoczonych. Był to okres dominacji abstrakcji, na ustach krytyki byli wtedy Jackson Pollock, Helen Frankenthaler, a także rodziła się gwiazda Roberta Rauschenberga.

W tym czasie de Kooning odwiedza Barnes Foundation. Poznaje resztę twórczości Soutine, nieznane mu dotąd obrazy i rysunki.

W 1953 roku, wspomniana Sidney Janis Gallery organizuje mu indywidualną wystawę „Paintings on The Theme of the Woman”, która stała się wielkim sukcesem dla tego malarza. Także w sensie komercyjnym, co mocno podbudowało reputację artysty- samotnika. Później przyzna w wywiadzie dla Quest, że cytowanie Soutine, stało się jego obsesją.

Chaïm Soutine przystąpił do La Ruche tuż przed Wielką Wojną. Był rok 1913. Do Paryża przybywa Tsuguharu Foujita, przy rue Delambre rezydują Diego Rivera, Lew Trocki i Ilja Erenburg. W La Ruche, Soutine zajmuje pracownię w pasażu 2 zwanym Dantzig. Modigliani poznaje go z Leopoldem Zborowskim, obaj przypadają sobie do serca, ale dopiero w 1916 roku Zborowski zawiera z nim umowę na wyłączność. Willem de Kooning rozpoczyna w Rotterdamie naukę rysunku.

Zanim stał się emblematyczną postacią ekspresjonizmu abstrakcyjnego i nowej generacji amerykańskiej awangardy, miał 22 lata, puste kieszenie i temperament, który zaprowadził go na sam szczyt sztuki współczesnej.

Istnieje analiza, która definiuje złożoność malarstwa Soutine w kontekście abstrakcji. La Madone du futur. Figuracja zmierzająca do abstrakcji. Karkołomna ścieżka procesu, a raczej klucza do myślenia artysty.

Chodzi o gest, niemal intuicyjne chlapnięcia farbą, a z drugiej strony mocny, zdecydowany rysunek postaci, jakby goniący za realizmem, z góry zaplanowany. Ta dwoistość jego malarstwa z pewnością wpłynęła na poczucie tożsamości, także u de Kooninga. Przecież powiedział on do swojej żony: „pragnę być bardziej niż Soutine, lecz będę bardziej oryginalny”. A krytyk Arthur Danto dziwi się: „doszło do tego, że Soutine malował jak de Kooning…”

Ten pluralizm ma jeszcze podłoże pewnych zachowań. Nie tylko obserwacji, ale podobieństw natury. Charakteru.

Przy ich całej i oczywistej różnorodności. Soutine wesołek, rozrabiaka, melancholię mieszający z winem, zaś de Kooning powściągliwy, skupiony i mocno zdystansowany do swojego malarstwa. Pracuś.

A jednak, ten pobudzony Soutine codziennie szorował swoje pędzle, nie pozwalając, aby kładąc świeżą farbę, wdała się choćby drobinka starej. Perfekcjonista de Kooning także mył pędzle, nigdy ich nie pozostawiając na kolejny dzień bez szorowania.

Soutine malował, kiedy i jak chciał. Kiedy się wyniósł do Céret, szukał tam światła, ale uwielbiał też noc. Tkwił, jak cała zresztą l’École de Paris pomiędzy ulicą, polem, barem, a swoją pracownią. De Kooning światło odnajdował w swojej pracowni. Obaj niszczyli swoje obrazy. Wpadali w furię, często bez wyraźnego uzasadnienia. Soutine w Pirenejach namalował dwieście obrazów. Przetrwało kilka ledwie. Zawsze odmawiał pokazania płótna przed jego ukończeniem. Finalne wersje Woman I, zanim zobaczył je świat, miały kilkaset wersji. Malował je dwa lata. Niszczył, poprawiał, ulepszał, znowu niszczył. Życie, a w obu przypadkach malowanie stało się balansowaniem na krawędzi…

Kooning/Soutine, na marginesie wystawy, Paryż, Oranżeria 2021

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj