David Hockney mówi: „mam już 86 lata, czas umierać!” Całkiem niedawno, ten wybitny malarz, zadeklarował swoją gotowość do ostatecznej drogi w wywiadzie radiowym dla pewnej, francuskiej, lokalnej stacji radiowej, a opublikował to również dziennik Le Figaro.

Teraz świętuje kolejny sukces. W Aix-en-Provence, właśnie otwarto jego retrospektywną wystawę. Bo przecież jest wciąż królem światowych salonów sztuki.

David Hockney ARTNETnews, Bradfod (Photo by Hannelore Foerster/Getty Images)

Hockney mieszka w Normandii. Namalował na swoim iPadzie obrazek, który nazwał „Pozytywna wiadomość”, a następnie usiadł na ławce i zapalił papierosa. Do Normandii przyjechał bowiem, aby „malować, dobrze zjeść i palić”. Mieszka w Bessin, pomiędzy Caen, a Bayeux. Cały ten kawałek przestrzeni nazywa się Pagus Baiocensis, zaś na mieszkańców tej uroczej krainy, wołają les Baiocasses.

Kiedyś już tu był. W latach 80. Zapamiętał jagnięcinę. Bo przecież to jeden z wielkich cudów Francji. Nie tylko przysmak, ale swoiste arcydzieło. A Hockney to największy żarłok spośród brytyjskich artystów. Przed nim była tylko święta trójca z Soho: Bacon, Auerbach i Freud. Ąle to stara historia. A zatem smaki Normandii przywiodły Hockneya do tej części Francji. Chodzi o jagnięcinę z Le Mont-Saint-Michel. Nazywa się Gigot Pré-Salé. Inaczej mówiąc jest to mięso pochodzące od młodziutkich jagniąt, zabijanych w wieku poniżej 12 miesięcy, a jego niezwykłe właściwości smakowe są związane z ich wypasem na słonych, podmokłych terenach, regularnie zalewanych przez morski przypływ. Stąd zapewne obecność soli morskiej w diecie tych jagniąt.

Obszar, gdzie się rodziły się i zresztą nadal rodzą, były i są hodowane oraz poddawane ubojowi, znajdują się wokół Zatoki Bretońsko-Normandzkiej, a zatem w jednej z najbardziej malowniczych części Francji. W czasie odpływu Mont-Saint-Michel staje się półwyspem i na łąki, z których właśnie odeszło morze, pozostawiając sól, wychodzą stada jagniąt, aby się najeść. Stąd się bierze owe „pré-salé”, czyli inaczej mówiąc, wcześniej solone mięso jagnięce. Dziś to nazwa zastrzeżona, a pieczone w soli i rozmarynie udźce, wraz z całą tą historią i naturalnym otoczeniem, są częścią wielkiej gastronomii francuskiej wpisanej na listę UNESCO w 2010 roku.

A zatem w Beuvron-en-Auge, wiosce liczącej dwieście dusz, mieszka David Hockney. Przybył tu ze słonecznej Kalifornii, ciasnej i krępującej artystę swoimi przepisami dotyczącymi swobody palenia. Kupił w Normandii dom z 1650 roku z charakterystycznym murem szalunkowym, wielkim ogrodem, pełnym jabłek i gromadą sąsiadów o upodobaniach, które malarz ceni najbardziej jak radość życia oraz naturalną filozofię czerpania przyjemności z jedzenia.

Hockney kocha też cidre, calvadosa, cudowną fantazję nieba i pejzażu, a także ser, który przyprawia o rozkosze podniebienia i umysłu, wreszcie to, co pozwala mu trzymać się z daleka od tzw. dress – code i napuszonego błazeństwa salonu.

Goodman, Francis; David Hockney; National Portrait Gallery, London; http://www.artuk.org/artworks/david-hockney-272603

David Hockney to ikona współczesnej sztuki. Jeden z tych artystów, który nieustannie sprawia, że z przerażeniem dostrzegamy wokół siebie milionowy bezmiar ciemnych umysłów, które pomniejszają nam nasze pragnienia, intelektualne prawdy i malutkie namiętności.

Pisze do Ruth, swojej przyjaciółki:

„Próbuję jakoś zorganizować sobie ten czas. Jestem zamknięty w moim domu, w tym cudownym dla duszy okresie. Jestem tutaj, razem z Jean-Pierre i Jonathanem. Rysuję na moim iPadzie, które to medium, pozwala na szybkie malowanie. Mam aplikację, której nauczyłem się używać kilka lat temu, jeszcze w Yorkshire. I tak sobie bazgrolę.

Zakochałem się w Normandii do utraty tchu. Bez pamięci. To moje najlepsze miejsce do malowania na ziemi. Tkwię w tym po uszy, wśród czereśni, gruszek, jabłek, których jeszcze co prawda nie ma, ale są wspaniałe kwiaty. I tu umrę, w moim wielkim ogrodzie, jak Renoir…”

Hockney, Bacon, Art Gallery of Alex Alien Pinterest

W roku 1971 David Hockney zawiózł Francisa Bacona do La Coupole. Był październik. Obaj przebywali wtedy w Paryżu z okazji wystawy w Grand Palais, która była największym triumfem Bacona w jego życiu. W La Coupole Bacon płakał w rękaw Hockneyowi po utracie kochanka, który zmarł dwa dni wcześniej na hotelowym sedesie. Obaj Brytyjczycy znali się od lat i przyjaźnili. To właśnie Hockney zrobił słynne zdjęcie Bacona z Leirisem w Le Marais, a także we wnętrzu mieszkania przy rue Birague, które twórca portretów papieskich wynajmował. O śmierci George Dyera poinformowała Bacona jego dealerka z Marlborough Gallery, ale Valerie Beston była oschła, zatem malarz wtulił się w Hockneya, który stał obok.

Potem przenieśli się do La Mère Michel gdzie spotkali Valerie, Sonię Orwell i Michaela Peppiatta, późniejszego autora biografii Bacona. Do stolika podeszła właścicielka restauracji, starsza dama. Osobiście nalewała sos łyżką Baconowi. Ten wstał, wziął ją pod rękę i powiedział: ależ ma Pani ramię!

Tak wspominał tamte czasy David Hockney, a także to, że zamawiali Muscadeta i ostrygi.

Le Musée Granet, Aix-en-Provence, 2023

David Hockney na Piccadilly Circus!

Po rysunkach na iPadzie i wyświetlanych obrazach na mega billboardach w Tokyo, Nowym Jorku, Los Angeles i Londynie mogłoby się wydawać, że Hockney nie jest w stanie niczym już nas zaskoczyć. A jednak. Hockney, który na co dzień mieszka w Normandii, po raz kolejny robi coś, czego nie przystoi. Tym razem, postanowił zejść do podziemia. I to bardzo głębokiego, bo na 32 metry. To właśnie tam, na kultowej stacji Piccadilly Circus, zrealizował swój ostatni, londyński projekt, stojący na pograniczu instalacji artystycznej i sztuki użytkowej, a będący niczym innym, jak oznakowaniem stacji metra i jednocześnie częścią kampanii Let’s Do London.

Charakterystyczna kreska i bijące po oczach Hockneyowskie kolory na stacji, która rokrocznie obsługuje ponad 200 milionów pasażerów, zdają się być swoistą definicją naszego podróżowania po sztuce.

Na tej drodze, jak i na każdej innej, jest przecież wiele stacji. Niektórzy wsiadają na jednej, tylko po to, aby wysiąść na następnej, inni przejadą prawie całą trasę, zatracając przy tym poczucie czasu i przestrzeni.

Co pewien czas, będą spoglądać przez okno, podziwiać pejzaże, które znają i ludzi, których kochają. Czasem coś ich zadziwi, czasem coś rozzłości, bo będzie inne niż klasyczne piękno. Turyści wtedy wysiądą, a podróżnicy pojadą dalej. Gotowi, tak jak Hockney i wielu innych artystów, którzy weszli w romans z przestrzenią publiczną, stanąć samotnie wobec spojrzeń obojętnych przechodniów, którzy zamiast myśleć o sztuce, układają w głowie listę zakupów, w drodze do spożywczaka.

Le Musée Grane, Aix-en-Provence, 2023

Wielka Brytania kocha go tak bardzo, że każdego roku produkuje tony kubków i t-shirtów z reprodukcjami jego obrazów, ale przede wszystkim wybaczyła mu to, że zamienił zielone pagórki Yorkshire na płaską i pachnącą jabłkami Normandię. Całe szczęście David Hockney zachował swój Yorkie akcent, przez wielu uważany za jeden najbardziej seksownych na Wyspie, co sprawiło, że dla rodaków, którzy na niej pozostali, jest nadal expatem, a nie zwyczajnym emigrantem. Dla Francuzów, pewnie nie ma to żadnego znaczenia, wszak Hockneya w Normandii się ogląda, a nie słucha.

Parę lat temu David Hockney odkrył ipada, a właściwie nie tyle jego, lecz właściwość, że można na nim malować, równie dobrze jak na płótnie, nie brudząc przy tym spodni i nie odurzając się oparami terpentyny. Spodobało się mu to tak bardzo, że poszedł o krok dalej i zaczął wystawiać te ipadowe obrazy, słysząc przy tym niejednokrotnie z ust ludzi – „Ugh, co za okropne bohomazy!”, – „Wiesz co David, lepiej zostań przy tradycyjnym pędzlu. Jakoś lepiej Ci to wychodziło.”.

Co poniektórzy, dodawali jeszcze – „Tak, to i ja bym potrafił!”

Nie, mój drogi. Nie potrafiłbyś. Bo cokolwiek się powie, jego pikselowe obrazy są świetne. Pod każdym względem. Koloru, kompozycji, światła. A co najważniejsze są bardzo Hockney’owe. Kropka. Koniec dyskusji.

I ten pogląd, nie jest tylko nasz, ale także, a może przede wszystkim, Royal Academy of Arts, która już przecież pokazała wystawę ipadowych rysunków Davida Hockneya, czyniąc ją wtedy, jednym z najważniejszych – po szczepionkach – wydarzeń w Wielkiej Brytanii.

I tak, 86 letni malarz z Bradford udowadnia nam, że kiedy my, w trakcie lockdownu używaliśmy ipada, głównie do oglądania Netflixa, on wykorzystał ten instrument, aby stworzyć 116 nieprawdopodobnie pięknych normandzkich pejzaży i jeszcze zdołał przekonać Royal Academy of Arts by zrobiła z nich wystawę pod tytułem The Arrival of Spring.

A potem przyszła wystawa w Tate ukazująca wszystkie dokonania malarza. A zatem wielkie płótna z niebieskim niebem i równie błękitnymi basenami oraz wszystkie kolory jego Normandii. Teraz wystawa zawędrowała do Prowansji i to jest koniec tego uroczego w barwy i słońce tournée.

Co dalej nie wiemy. Hockney wcąż pali papierosy, pije calvadosa i jeździ rozklekotanym jeepem po ser.

David Hockney, Le Musée Granet, Aix-en-Provence, Retrospektywa. Wystawa zorganizowna wspólnie z Tate Modern w Londynie. Styczeń, Maj 2023

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj