Gdyby urodziła się 100 lat później, byłaby zapewne gwiazdą Instagrama. Pokazywałaby tam wszystko, dzieliła się swoją intymnością, przekraczała tabu. Miałaby pewnie za nic komentarze zgorszonych strażników moralności, którzy pisaliby setki komentarzy pod jej pracą, przedstawiającą kobiece krocze podczas porodu, lub pod innym, równie intymnym ujęciem. Frida Kahlo.
Jej niezwykła popularność wynika być może z tego, że była i w pewien sposób nadal jest, jak ten egzotyczny ptak, którego nie można do końca oswoić, ani zrozumieć. W jej życiu bowiem jak i w malarstwie, wszystko było przejaskrawione, dziwne, szokujące i niesprawiedliwe. Na pytanie, dlaczego nie potrafi żyć bez Diega Rivery odpowiadała krótko: „uwielbiam jego tyłek, a on kocha moje wąsy”.
Ich wzajemna fascynacja, której nikt nie potrafił pojąć, była jednak oparta na czymś o wiele głębszym, niż na czystej fizyczności. Ich mózgi bowiem pożądały się z taką samą żarłocznością, jak ich ciała. Intelekt, opętanie, zachłanność. Wszystko.
Trzeba sobie też powiedzieć, że właściwie wszystkie grupy społeczne na całym świecie, które w jakikolwiek sposób doświadczyły społecznego wykluczenia, zobaczyły w niej swoją Boginię. Stała się ona dla nich tym, kim Maria Callas dla miłośników opery. Frida została ikoną pop kultury. Kopie jej prac zdobią teraz wszystko: kubki i t-shirty. W największych muzeach wiszą jej obrazy, do których ludzie pielgrzymują z całego świata. Większość z nas, przyzwyczaiła się do nich, tak jak przyzwyczają się ludzie do ekscentrycznego sąsiada.
Frida napisała Dziennik. Swoją, bardzo własną i niemal cielesną historię. Jak każdy dziennik pisany przez wrażliwą osobę, ma różne odcienia, swoje wibracje i zaskakujące parabole.
Dokumenty. noże. szafy. wróbelek.
Oddam wszystko za nic. złudzenia
kusiciele. Kurzą, dym, smród.
Marks. życie. duperele. nieważne.
nie patrzę na formy. papier. miłość.
Pieprzenie. Kłótnie. kołtuny. pijaństwo.
wyzwiska. usidlone pająki. życie
topione w alkoholu. Tymczasem dni są dziećmi.
I tyle, koniec.
Tłumaczenie tej intymnej książki ma swoją historię w Polsce. Pierwsze próby tłumaczenia i wydania Dziennika, przy okazji boomu popularności meksykańskiej artystki w Polsce, pojawiły się na początku lat 2000. Wydanie nie doszło do skutku, tłumaczenia zachowały się w artykułach w Internecie. Kilkanaście lat później, inne wydawnictwo, które miało już na swoim koncie kilka pozycji na temat malarki, koniecznie postanowiło wydać Dziennik Fridy. Wpłacono zaliczki meksykańskiemu powiernikowi praw autorskich, zlecono tłumaczenie na język polski u będącego na translatorskim topie tłumacza i zapłacono za nie. Po kilku poprawkach w umowie i braku zgody polskiego wydawnictwa na zapisy prawne strony meksykańskiej, książka nie ukazała się jednak. Trzecia próba podejścia do wydania, tym razem od jednego z największych polskich wydawnictw, ponownie spełzła na niczym, z powodów również formalnych. Po raz kolejny, polskie wydawnictwo nie było w stanie przyjąć bardzo prostej, ale też bardzo stanowczej wizji powiernika praw autorskich artystki, że “Frida to nie jest wydawniczy produkt. Frida to Narodowe Dziedzictwo Meksyku i tak byśmy chcieli, żeby była traktowana”.
Dodatkowo Duże Wydawnictwo, nie do końca ufając decyzji meksykańskiego powiernika, poprosiło o konsultację w sprawie tłumaczenia. Odpowiadając na tę prośbę “jeden z najlepszych tłumaczy hiszpańskojęzycznych”, zwrócił uwagę na wiele problemów z tekstem. Wśród uwag znalazła się na przykład “bardzo ryzykowna swoboda” w traktowaniu oryginału, czy też “bardzo istotna zmiana sposobu doboru słów” w celu zachowania muzykalności tekstu. Po raz kolejny okazało się, że są takie miejsca, gdzie ryzyko i swoboda bywają grzechem, a rytm i muzykalność powinny zostać podporządkowane teorii dosłowności i odgórnej poprawności.
Niepokorna i ekscentryczna za życia Frida i tym razem na te komentarze, zareagowała milczeniem.
Lecz oto teraz jej Dziennik trafił do rąk Jerzego Mrożka, mieszkającego w Meksyku tłumacza i autora książek.
Mówi on o dziele Fridy Kahlo tak: „Jej Intymny Dziennik to poetycka opowieść o malarstwie, o własnej rzeczywistości, o życiu, o bólu i o miłości, w których niezwykły dialog pomiędzy słowem i obrazem tworzy ciągłą i wielowarstwową przestrzeń poszukiwań prawdy i piękna. W których na każdym kroku zdradza się słowa, wyrazy i przecinki, plamy, linie i formy, aby próbować ocalić to, co znajduje się pod nimi, co udaje się odnaleźć w głębi duszy na tyle obolałej, by szukać sposobu, aby o sobie opowiedzieć. Może dlatego Frida wybrała ukazanie się w Polsce właśnie teraz, w tłumaczeniu swobodnym, zachowującym ironię, humor, wrażliwość i muzyczność tekstu, tradycyjnie pod prąd wielkich mód kolejnej nowej epoki, lansowanych przez coraz bardziej zautomatyzowane i skostniałe, wydawnicze korporacje”.
pragnienie wielu lat skumulowane w naszym ciele.
Zniewolone słowa, których nie byliśmy w stanie wypowiedzieć,
tylko ten ruch ust we śnie. Wszystko otoczone biologicznym
cudem krajobrazu twojego fizycznego ciała. Spod twoich kształtów,
mój dotyk wydobywał falujące wianuszki kwiatów, poszept rzek.
Twoje usta soki wszystkich owoców, krew granatów, rozlewający się
smak zachodów słońca, owoców mamey, lśniący syrop ananasa.
Dziennik Fridy należy traktować jako wstęp do jej życia. I choć książka trafia do rąk czytelnika, który zna przecież szczegóły biografii artystki, jest to chyba, po raz pierwszy dostępna, tak autentyczna o niej opowieść. Nie tak kolorowa jak rozpowszechnione relacje z tabloidów, lecz pełna bólu. Frida jest w tej, własnej opowieści wcale nie tak silna, lecz bardzo samotna. Przez to prawdziwa.
Przemierzam całe twoje ciało między twoją skórą i moimi dłońmi,
przebywam moment z tobą, pozostaję chwilę ze mną.
Życiodajna krew pulsuje powietrznymi arteriami
w ponadzmysłowej podróży z mojego serca do twojego.
KOBIETA. xxxxxxxx
MĘŻCZYZNA. xxxxxx
Cudowny, biologiczny krajobraz mojego ciała łączy się
z pełnią twojego pejzażu. Wzlatując ponad nim pieszczę
palcami zaokrąglone wzniesienia, w żądzy posiadania
moje ręce przenikają zacienione doliny, przykrywają mnie
objęcia rozgałęzionych ramion, delikatnych, łagodnych, zielonych.
Wnikam w nagość ziemi, jej żar. Wnętrze mego ciała muska świeży
powiew pączkujących liści, które roszą się wilgotnym potem ukochanego.
Frida nie przywiązywała wagi do pisowni ani ortografii. Często tym nawet grała. Była przez to bliska dadaistom, bo przecież historia jej malarstwa otarła się o podstawy intelektualne, którymi karmiła się wtedy awangarda. I podobnie, jak również dla Surrealistów, świat zewnętrzny był dla niej, niczym innym, jak tylko czystą projekcją myśli zrodzonych z percepcji podprogowej, na którą nikt nie ma wpływu, oraz tego, co świadomie mózg ludzki uznaje za niezależne od siebie. Jak fakty i zjawiska, które go otaczają. Rzeczywistość była więc dla niej odrębnym bytem, który istnieje bez względu na to, czy człowiek jest w nim obecny, czy też nie, jak również przestrzenią, w której ma on czynny udział i który z jego perspektywy staje się punktem odniesienia do wszystkiego.
Ogromną rolę odegrał w jej malarskim myśleniu Diego Rivera. Bardzo ją wspierał, a wręcz zmuszał do regularnego malowania. Do traktowania malowania jak pracy. Mając samemu, doskonałą sieć kontaktów w świecie artystycznym, zapraszał swoich znajomych do domu, aby mogli zobaczyć prace Fridy. I tak, jej pierwsze obrazy trafiły do słynnego wówczas kolekcjonera Edwarda G. Robinsona, który w przerwach między kupowaniem dzieł sztuki, grywał gangsterów na dużym ekranie.
Nikt nigdy nie zrozumie, jak bardzo kocham Diego.
Nie chcę, by cokolwiek go zraniło, by cokolwiek go dręczyło,
by go osłabiało, pozbawiało go energii potrzebnej mu do życia.
Do życia tak, jak on chce żyć. Malować, patrzeć, kochać,
jeść, odpoczywać, być samemu, być z kimś.
Nigdy nie chciałabym, by był smutny.
gdybym była zdrowa chciałabym dać mu całe moje zdrowie,
gdybym była młoda, całą moją młodość.
Dziennik przetłumaczył na język polski Jerzy Mrożek. Nad tekstem Fridy pracował grubo ponad rok. Jego brawurowa interpretacja, odważna, ale i bliska sercu artystki – jak się wydaje, wynika też z tego, że mieszka w Meksyku, a zatem język i kultura tego kraju są mu niezmiernie bliska.
Nie pozwól, by uschło z pragnienia
drzewo, dla którego jesteś słońcem,
które przyjęło twoje najcenniejsze nasienie.
“Diego”, imię miłości.
Tuż przed wojną Kahlo przyjechała do Paryża. Nie był to jednak najlepszy rok na zwiedzanie Europy. Przyjechała do stolicy Francji na zaproszenie André Bretona, który pokazywał jej prace w ramach większej wystawy sztuki meksykańskiej. Wystawa, z uwagi na sytuację polityczną, przeszła bez echa. Frida ani nie sprzedała obrazów, ani nie stała się sławna. Była dosłownie w tym samym miejscu, w którym była przed przyjazdem do stolicy Francji. Tak naprawdę, sława przyszła zbyt późno.
Jest szósta rano, indyki śpiewają
Ciepło ludzkiej czułości
Samotność wspierana tobą
Nigdy nie zapomnę twojej obecności
Przyjąłeś mnie w strzępach,
I złożyłeś mnie do życia w całości.
Na tej maleńkiej ziemi
gdzie mam skierować wzrok?
Głęboki, nieskończony wyraz oczu!
Czas nie istnieje, nie istnieje nic.
nie ma dystansu. Tylko rzeczywistość.
Co było, wydarzyło się na zawsze.
Wrasta korzeniami, prześwituje i wyrasta
przeobrażone w odwiecznym, odradzającym się
drzewie życia. Twoje owoce rodzą aromaty,
twoje kwiaty rodzą kolory, pączkują radośnie
na wietrze, twoje pąki rodzą kwiaty
imieniem Diego. Imieniem miłość.
Nie pozwól by cierpiało z pragnienia
drzewo, które tak bardzo cię kocha.
Które przyjęło twoje nasienie, przy którym
twoje życie znalazło spełnienie, o szóstej rano.
Twoja Frida, 8 Grudnia 1938, lat 28
Nie można, czytając Dziennik Fridy nie zapominać o przedmowie do książki. Napisał ją Carlos Fuentes. Jest to absolutne dzieło sztuki, osobna powieść zwrócona ku Fridzie. Dopiero całość, czytana we właściwej kolejności: Fuentes – Frida, pozwala zrozumieć drogę malarki. Wrażliwość, wyobraźnia, kompleksy, lęki, obsesje, które prześladowały Kahlo, stają się dokonaniem wyższego rzędu, rodzajem kalendarza psychicznego, dla którego normalna egzystencja jest niedostępna.
Pisze Fuentes: „Fridę Kahlo widziałem tylko raz. Ale zanim to nastąpiło, najpierw ją usłyszałem. Podczas koncertu w Pałacu Bellas Artes w mieście Meksyk, w tej budowli, którą zaczęto wznosić za rządów dyktatora Porfirio Díaza w 1905 roku i która odzwierciedlała gusta meksykańskich elit przełomu wieków. Ten architektoniczny makaronizm, to mauzoleum z białego marmuru przywiezionego z Carrary, ta napęczniała kopia weselnego tortu pozostawała w stanie fizycznego zawieszenia przez kolejne trzydzieści burzliwych lat. Kiedy w roku 1934 nastąpiła inauguracja, beza z tortu na fasadzie budowli nie miała już nic wspólnego z wystrojem wnętrz w stylu art déco, nowa epoka wymusiła ukłon w stronę odmienionych estetycznych smaków. Okazałe schody, balustrady i korytarze błyszczały od polerowanej miedzi i fazowanych luster, podczas gdy ściany zapełniły się gniewnymi, budzącymi postrach postaciami pędzla Orozco, Rivery i Siqueirosa.
Frida Kahlo, Autoportret Intymny. Wstęp Carlos Fuentes, Esej Sarah M.Lowe, Tłumaczenie Jerzy Mrożek, Wydawnictwo Viajes Destino Mexico S.A. de C.V.,
ZAMÓWIENIA:
przez internet: www.fridakahlo.pl telefonicznie: 77 550 70 50
e-mail: dystrybucja@impreso.studio