To malarstwo jest zbyt magnetyczne, aby je omijać, nawet jeśli zna się każdy obraz na pamięć. Nicolas de Staël budzi wszystko, co w oglądaniu sztuki liczy się najbardziej: pokorę, szacunek, milczenie i zachwyt. Po dwudziestu latach zawitał znowu do Paryża. Właśnie otwarto jego kolejną wystawę w Musée d’Art Moderne de Paris.

Ta poprzednia miała miejsce w Centrum Pompidou, a zatem wyrosło nowe pokolenie, które może patrzeć na malarstwo de Staëla z nowej perspektywy, z zupełnie innego postrzegania świata. Wtedy nie było też influencerek, ani takiej skali tabloidyzacji sztuki przez autorów, których wtargnięcie do życia intelektualnego sprawił facebook i jego brukowy świat.

Nicolas de Staël długo opierał się tabloidyzacji, ale jak z każdym przypadkiem artysty, który zmarł przedwcześnie, a sława dogoniła go po śmierci, tak właśnie jest. Dobierają się do niego spekulanci.
Nicolas de Staël, atelier rue Gauguet, Paryż, fot Denise Colomb, wystawa Musée d’Art moderne de Paris 2023

Nicolas de Staël miał w sumie bardzo krótkie życie. Jego dorobek jest jednak gigantyczny. Malował wiele, dużo szkicował, ale to życie, w sensie radzenia sobie z nim, przerosło jego możliwości.

Pomiędzy 12, a 14 marca 1955 roku, Nicolas de Staël intensywnie pracował nad „Koncertem”. Szkicował ołówkiem, głównie instrumenty muzyczne: pianino, kontrabas, a także partytury dla orkiestry. 14 marca spalił wszystkie szkice, inne papiery, które miał w atelier, listy za wyjątkiem tych, pisanych do Jeanne. Chodzi o Jeanne Mathieu, którą poznał niespełna dwa lata wcześniej, za sprawą poety René Char, z którym łączyła go przyjaźń, a także niezwykłe projekty artystyczne, jak choćby spektakl baletowy, do którego Char napisał libretto, a de Staël zaprojektować miał kostiumy.

Nicolas de Staël, Le Concert, Antibes, 2023

Z rodziną Mathieu Char był zaprzyjaźniony od wielu lat, jego romans z Jeanne, był znany malarzowi, mimo to oświadczył się jej w trakcie wspólnych wakacji, które spędzali razem na farmie w Apt. Nazywał ją Jeannine, czyli imieniem swej wielkiej miłości, która zmarła kilka lat wcześniej. Napisał wtedy do swego przyjaciela: „Jeanne wniosła do mego życia harmonię. Przybyła do mnie i olśniła całą sobą. Nie mogę przestać o niej myśleć”.

Druga i aktualna wtedy żona de Staëla miała na imię Françoise. Mieszkali razem przy rue Gauguet w Paryżu, z trójką dzieci, a wakacje spędzali na Sycylii. Z początkiem marca tego roku, de Staël bardzo burzliwie opuścił swoją rodzinę i wrócił do Antibes.

14 marca zadzwonił do Françoise. Odmówiła spotkania, na które nalegał. Zadzwonił tego dnia jeszcze do kustosza Musée Grimaldi w sprawie „Koncertu”, a zatem wspomnianego obrazu, który właśnie malował. Po śmierci artysty znaleziono w jego atelier jeszcze inne płótna, w tym: La Cathédrale, Les Mouettes, cykl Bateaux. Słynna fotograf Denise Colomb, która była w jego pracowni kilka tygodni po samobójstwie, odnalazła ślady białego pigmentu, które prowadziły od „Koncertu”, aż do drzwi balkonowych.

Nicolas de Staël, Jeannine Guillou, cmentarz Montrouge, Paryż fot. Tomasz Rudomino

Rankiem, 16 marca wciąż malował. Jednocześnie spalił wszystkie swoje osobiste dokumenty. Napisał wtedy trzy listy. Pierwszy do Jacquesa Dubourga, swojego marszanda. Drugi do przyjaciela Jean Baureta. Oba zostały później opublikowane przez Edouarda Dor, dziennikarza i autora książek o sztuce, w tym o de Staëlu, a który bywał w pracowni malarza jako malutki chłopiec. Trzeci list napisał do Anne, najstarszej córki, którą urodziła Jeannine. Lecz treść tego listu, nigdy nie została ujawniona.

Głos Anne towarzyszy nam teraz na wystawie w Paryżu, kiedy opowiada ona w filmie o zdarzeniach z ich życia.

dom i pracownia w Antibes, fot. Tomasz Rudomino

De Staël miał 41 lat, kiedy zginął. O godzinie 22:15, dnia 16 marca 1955 roku, jego ciało znalazła sąsiadka o nazwisku Jeanne Roux.

De Staël wyfrunął ze swojego okna pracowni przy ulicy Revely, a następnie upadł na bruk, jak niegdyś Ikar, bo przecież człowiek, jak wiemy, nie może latać. Doktor Maxime Roustan, zawezwany niemal natychmiast, stwierdził śmierć. Malarz spadł z tarasu, wprost na głowę.

Nicolas de Staël nie cierpiał, może tylko za życia.

Jego krótkie życie i niezwykłą twórczość złamała depresja, niechęć do bycia w tłumie, który jest szary, pełen obstrukcyjnej nijakości i zbyt prostacki, aby tkwić obok jego poezji pełnej światła i kolorów. Złamała go też klęska, jakiej zaznał w relacji z Jeanne Mathieu, nie mógł wydostać się z tej obsesji, a może nie chciał. Napisał do René: „Upadłem. Pogubiłem się kompletnie”.

Nicolas de Staël, Bouteilles dans l’atelier, Musée d’Art moderne de Paris, 2023

Nicolas de Staël malował intensywnie z wielką ekspresją i natchnieniem. Jego obrazy to obsesyjnie urocza wersja nostalgii, westchnienia i słońca na horyzoncie. To ślady tęsknoty za niespełnionym życiem. Napisał Jorge Semprun, że Nicolas de Staël był ostatnim malarzem modernizmu.

Rzadko można oglądać jego obrazy na jednej wystawie. Rozsiane po całym świecie są marzeniami dla kustoszy, aby je zebrać i pokazać w całości, począwszy od czarnych monochromów, a kończąc na rozlanych słońcem Argigente.

Ta paryska ma wiele zalet. Zobaczyć można na niej cały spektakl artystycznego myślenia, od pierwszych znanych nam szkicowników z podróży, po pejzaże i drogę do figuracji, która rzadko jest opisywana przez historyków jako ta, która de facto się nie dokonała. W Paryżu mamy też katalogi, listy, rysunki, notebooki, słowem całe dossier malarza, a nawet paletę i skrzynkę do mieszania farb. Obrazy są dobrane, nie tyle co tematycznie, ile emocjonalnie. Za wyjątkiem Parc de Princes oraz Sycylii. Bo to zdarzenia, które de Staël opisał osobno jako tematy przestrzenne.

Nicolas de Staël, Parc des Princes, Musée d’Art moderne de Paris, 2023

Całość ułożona w cyklach: martwa natura, pejzaż i futbol, ukazała de Staëla w niezwykłej różnorodności, bogactwie jego poszukiwań formalnych, technik, a przede wszystkim na pewnej ścieżce, która układała jego artystyczny los, od czasów, kiedy mieszkał drzwi w drzwi z Hansem Hartungiem, przy rue Gauguet, aż po olśniewający włoski pejzaż i liczne statki w Antibes lub Marsylii, którą uwielbiał. Bo, być może, to właśnie Paqueboty, wywoływały w nim tęsknoty, które znamy z wielu jego relacji.

Na wystawie znalazły się listy, jak i ten napisany do René. Jedyny list, choć napisał przecież ich bardzo dużo i to do wielu osób, jak choćby wspomnianego Dubourga. To jemu przecież poświęcał sporo czasu, pisząc o fascynacji malarstwem Hiszpanów. Lecz w liście do Jean-Francois Jaegera, dyrektora galerii Jeanne Bucher wspomniał na dwa tygodnie przed śmiercią: „czuję, że mam dość malowania”.

Są też katalogi. Ten jeden szczególny, perełka z Galerie Jeanne Bucher.

Nicolas de Staël, Eau-de-vie, Musée d’Art moderne de Paris, 2023

Bo wystawa paryska, podobnie jak ta sprzed dwóch lat w Brioude, jawi się jako zbiór pereł. Wszelkie rozterki i zmęczenie jakie towarzyszyły artyście, stanową za każdym razem, rodzaj puenty, klamry, spinającej tę twórczość. Warto też nadmienić, że w dwa lata temu ukazał się ważny katalog, zbiór wszystkich prac de Staëla. Monumentalne dzieło Catalogue Raisonné, przygotowane zostało jeszcze pod bacznym okiem Françoise, a także jej syna Gustave. To jakby dopełnienie historii życia malarza, które odchodząc nagle, pozostawił wszystko nieuporządkowane

Zobaczyć taką ilość obrazów w jednym miejscu z bogactwem jego bibliografii, listów, artykułów, to rzecz niezwykle rzadka. Zdarzyło się tylko raz, że jego cykl futbolowy, pokazany został obok fenomenalnego Parc des Princes, w połączeniu z grupą kilku płócien ukazujących wnętrze jego atelier i wręcz obłędnych martwych natur z dominującymi czerniami, bogactwem faktury i ujęciami bryły, które przywodzą na myśl fascynacje Braque. W Paryżu cykl Parc des Princes doczekał się osobnego miejsca.

Nicolaï Vladimirovitch Staël von Holstein… Dał światu więcej niż można było oczekiwać. I to dlatego, że chciał wszystko. Pokazał, że wolność myślenia przynależy, nie tylko do porządku filozoficznego, ale w przedziwny sposób jest powiązana z geografią miejsca. Że nie byłoby jego, gdyby nie Francja i jej kolory. Choć Rosja dała mu ciało i wschodnią nadwrażliwość, z którą nie mógł sobie poradzić Dostojewski lamentując, że człowiek jest nadzwyczajną istotą zakochaną w cierpieniu, to Francja otworzyła go na świat, który był wcześniej nieznany. Postawiła na jego drodze ludzi, miejsca i zdarzenia, dzięki którym dopełniła się w nim własna, być może za krótka i zbyt smutna, historia.

Nicolas de Staël, Composition fond blanc, Musée d’Art moderne de Paris, 2023

Historia, która brutalnie zakończyła się 16 marca 1955 roku, pozostawiając niedokończony Koncert. Co prawda, nie można tego obrazu zobaczyć na wystawie w Paryżu, są jednak inne, które niczym echo, odbijają ostatnie lata de Staëla na ziemi. Śmiało można spojrzeć w jego oczy. Spróbować zrozumieć tę dynamikę, która w ruch wprawiała szpachle, którymi nakładał farby. Wejść w głąb jego tajemnicy.Wszystko w obliczu jego geniuszu, który wybrzmiewa na każdym płótnie. Geniuszu, który sprawił, że patrząc na obrazy de Staëla widzimy to, co chciał abyśmy zobaczyli – świat pomiędzy światami. Nikt przed nim ani później, tak nie malował. Był jak niepasujący element układanki, z którym nie wiadomo, co dalej uczynić.

Le Concert. W Paryżu jest jak zdarty plakat na ścianie. Nie ma go, ale wszyscy go oczekują. Jeden z najpiękniejszych obrazów sztuki współczesnej. Intrygujący, zagadkowy. Jednocześnie surowy i monumentalny. Pozostał nieukończony. Szkic w zasadzie. Urwany, tak jak życie jego autora. Nicolas de Staël. W Muzeum Grimaldi w Antibes, znajduje się w sali, w której można zobaczyć tylko dwa obrazy. Dwóch autorów: de Staëla właśnie, a obok jest ten drugi, Mark Rothko. Najwięksi herosi sztuki XX wieku. Zaznaczyli swoją obecność geniuszem. On pozwolił im na wydobycie formy, języka. Dotyku. Obok, w następnej sali, wiszą fenomenalne obrazy Pablo Picasso. To w końcu muzeum jego imienia. W kolejnym pomieszczeniu płótna Hansa Hartunga. Taka kolekcja mówi wszystko, co w sztuce XX wieku, zdarzyło się najlepszego.

Nicolas de Staël, atelier rue Gauguet, Paris, fot. Denise Colomb, Musée d’Art moderne de Paris, 2023

Koncert. Składa się z trzech elementów. Fortepianu, partytur i kontrabasu. Nicolas de Staël był pod wielkim urokiem muzyki Antona Weberna. Kiedy malował ten obraz albo chcąc wyczuć, czy jest „słyszalny” dla ucha, poprosił swojego znajomego, aby ocenił jego wysiłek namalowania dźwięku. Tym znajomym był Pierre Granville, kolekcjoner, pisarz, erudyta. Po latach napisze książkę o de Staëlu. Granville wszedł wtedy do atelier i kiedy zobaczył Koncert, w jego początkowej fazie, miał powiedzieć: „ależ on brzmi doskonale!”

Nicolas de Staël uwielbiał słuchać Igora Stravinskiego, Pierre Boulez, a także Luigiego Dallapiccola, którego poznał osobiście we Florencji.

5 marca 1955 roku, słuchał Weberna, Variations op.30. Webern powiadał, że muzyka jest multikolorowa. Lecz bazuje na tym, co jest pomiędzy nimi. Staël uwielbiał Cézanne, Delacroix. Podpatrywał na obrazy Ernsta Kirchnera, Emila Nolde, Matisse, van Dongena, Vlamincka. Może dostrzegał w nich ową multikolorowość muzyki…

O obrazie rozmawiał telefonicznie z Romualdem Dor, konserwatorem muzeum Grimaldi. Potem się spotkali. De Staël przyszedł do budynku muzeum uśmiechnięty i nonszalancki, w okularach odbijał się jego nos, miał białą koszulę na sobie i odwinięte rękawy. Obaj się śmiali. Tak zapamiętał to spotkanie Dor. Był wtorek 15 marca. Jeszcze tego samego dnia, rozmawiał z kimś innym o prawnych skutkach nagłej śmierci. Wieczorem zaczął palić listy i szkice. Wysłał kartkę do Françoise, aby zastanowiła się nad sprzedaniem samochodu.

Napisał list do Jean Baureta, w którym dziękował za wszystko i jednocześnie prosił o zorganizowanie wystawy jego obrazów. Bauret czytał ten list w czwartek 17 marca. Jest ostatnim listem, który znamy. Nicolas de Staël napisał ich wcześniej setki. Ta literatura, pokazuje, jak mocował się z samym sobą, jak wpływały na niego obrazy innych malarzy, wreszcie jak bardzo, zżerały go nerwy.

autor artykułu przy grobie Nicolasa de Staël, Montrouge, Paryż 2021

Jego ciało znalazła sąsiadka podczas spaceru z psem. Staël, bez życia leżał na ulicy Revely, tuż pod swoim tarasem. Okna jego atelier, wychodziły z trzech stron na marinę, na mury tam gdzie teraz stoi Nomad, Fort-Carré oraz na ulicę Revely właśnie. Do budynku wchodziło się od frontu, od biegnącej wzdłuż murów Antibes, ruchliwej Promenade Amiral de Grasse. Staël wyskoczył przez balustradę swojego tarasu, o godzinie 22:15 w środę 16 marca 1955 roku, ubrany w niebieskie spodnie, niebieską koszulę i espadrille. Na podłodze pozostawił portret Jeanne Mathieu. I Koncert.

Śmierć malarza była wielkim zaskoczeniem. W 1955 roku miał zaplanowane przecież wystawy w Zurichu, w Paryżu i w Antibes. Planował przygotować ponad dwieście nowych obrazów. Jego amerykański marszand Paul Rosenberg, trzymał również artystę pod presją. Szykował mu wystawę w Nowym Jorku. Lecz kilka miesięcy wcześniej malarz napisał do swej przyjaciółki Herty Haussmann, że się dusi.

René Char otrzymał z kolei list, w którym de Staël wspomina o zagubieniu. Chodziło o Jeanne Mathieu, z którą ten poeta go latem 1953 roku. De Staël był już naturalizowany od kilku lat, żonaty z Françoise Chapoutan. W momencie poznania z Jeanne Mathieu, Françoise była akurat w ciąży. Zgubiłem mój świat i moją ciszę, pisał z kolei nerwowo do Chara. W tym czasie, pracował jak nigdy. W ciągu trzech lat namalował prawie osiemset obrazów. Chciał wynieść się w okolice Lubéron, aby być bliżej Jeanne. Ta jednak odmówiła jemu wspólnego życia. „Gdzie moja duma, gdzie moja wolność?” Żalił się znowu do Herty. René Char, który miał wielki wpływ na de Staëla, miał mu powiedzieć: „jestem torturowany przez idiotyczną miłość!” Czy dwóch kumpli, miało zatem poświęcić wieloletnią przyjaźń dla kobiety, która była wcześniej kochanką pierwszego, a później drugiego? Femme fatale… „Nie boję się o moją pracę. Czy o moje obrazy. To tylko ja zgubiłem się w czeluściach życia”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj