Tegoroczne Biennale Weneckie odbędzie się pod hasłem „Obcokrajowcy Wszędzie” („Foreigners Everywhere”). W czasach rozliczania się z przeszłością kolonialną przez byłe kraje imperialistyczne i wobec nieustannie toczącej się polityki wobec uchodźców w Europie, a także nierówności klasowej, w takich krajach jak choćby Wielka Brytania, tegoroczny przekaz płynący z najważniejszego wydarzenia artystycznego brzmi dość dwuznacznie.  

Claire Fontaine, Foreigners Everywhere (2012)

Z jednej strony, wskazuje na wszechobecne zjawisko migracji, które mimo, że obecne jest w świadomości wielu narodów od setek lat, to nadal traktowane jest raczej w kategorii „problemu do rozwiązania” niż elementu tworzącego nową tożsamość społeczeństw. Problemu, którym zajmują się zarówno politycy, jak i zwykli ludzie, choć sposób w jaki do niego podchodzą, jest diametralnie różny.

Według Adriano Pedrosa, tytuł Biennale posiada podwójne znaczenia. „Po pierwsze, gdziekolwiek się udasz, zawsze napotkasz obcokrajowców – oni/my są/jesteśmy wszędzie. Po drugie nie ważne, gdzie ty się znajdziesz, zawsze, prawdziwie i dogłębnie będziesz obcokrajowcem” – wyjaśnia kurator.

Hasło „Obcokrajowcy wszędzie” bierze swój początek w pracach Claire Fontaine (postać składającą się z kobiety i mężczyzny), która stworzyła serię neonów w postaci wspomnianych słów, pojawiających się w różnych językach, zamieszczonych w miejskich przestrzeniach, co zwraca uwagę na wyalienowanie i samotność obcokrajowców w społeczeństwie.

Claire Fontaine, Foreigners Everywhere (2012)

Z drugiej strony hasło „Obcokrajowcy wszędzie” nie sposób nie odczytać pejoratywnie jako pewnego rodzaju zagrożenie czy zjawisko, nad którym nie jesteśmy w stanie zapanować.  Trudno bowiem powiedzieć, czy istnieje coś bardziej kontrowersyjnego i wykluczającego niż nazwanie drugiego człowieka „obcym”. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy multikulturowe społeczeństwa coraz mocniej widzą potrzebę wewnętrznej integracji zamiast budowania czy wzmacniania istniejących już, od pokoleń, uprzedzeń.

Imigranci, czyli obcokrajowcy są na końcu drabiny społecznej. Są nawet niżej niż obywatele pochodzący z byłych kolonii, którzy wzrastali w kulturze Imperium. Obcokrajowcy, są tego doświadczenia pozbawieni. Kultury nowej ojczyzny muszą uczyć się od początku, tak samo jak jej języka. Większości idzie to kulawo albo w ogóle. Powstaje więc niewidzialny mur między tym, co „swoje”, a tym co „obce”.

John Akomfrah

W 2024 roku Wielką Brytanię na Biennale Weneckim będzie reprezentować John Akomfrah, imigrant z Ghany, który jako ośmioletnie dziecko przyjechał do Wielkiej Brytanii wraz z matką i braćmi. Akomfrah zaistniał w świecie sztuki już w latach 80. jako współzałożyciel Black Audio Film Collective, którego celem było zwrócenie uwagi społeczeństwa w jaki sposób przedstawiane są w mediach osoby czarnoskóre.  Artysta, który na sobie doświadczył, co to znaczy być „obcym” i „wykluczonym” we własnym kraju, w swoich pracach często odwołuje się do tematu imigracji. Jego prace są niejako procesem śledczym wytoczonym przeciw pamięci narodu, a zwłaszcza jego post-kolonialnej historii. Swoją uwagę często kieruje w stronę ludzkich wędrówek odbywającej się między krajami na całym świecie, a następnie przekuwa ją w formę artystycznego przekazu przybierającego często kształt instalacji.

Akomfrah jest w pewien sposób spadkobiercą ruchu British Black Arts, który wprowadził w przestrzenia galeryjne, zarezerwowane dotąd dla białej klasy średniej, sztukę tworzoną przez czarnoskórych Brytyjczyków.

John Akomfrah, kadr z filmu „Vertigo Sea”.

Bez tego, zarówno kariera Akomfrah jak i Soni Boyce, Lubainy Himid, Franka Bowlinga czy Lynette Yiadom-Boakye nigdy by nie była możliwa.  British Black Arts tworzyli w większości, ale nie tylko, artyści należący do pokolenia Windrush, czyli osób urodzonych już w Wielkiej Brytanii, ale wychowanych symultanicznie w dwóch kulturach: brytyjskiej oraz ich przodków, pochodzących z byłych kolonii. Najczęściej z Zachodnich Indii czy Karaibów. Artyści ci, mówili dwoma językami. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. Ta ich dwujęzyczność i dwukulturowość była z jednej strony ich bogactwem, a z drugiej, ich przekleństwem. Szufladą z napisem „obcy”. Wpływ tego zapoczątkowanego w latach 70. ruchu na dzisiejszą kulturę i sztukę brytyjską jest nie do przeceniania, chociaż paradoksalnie, wiedza o nim, nie jest zbyt duża.

John Akomfrah, kadr z filmu „Arkadia”, 2023

Ciemnoskórzy artyści byli pierwszymi, którzy nazwali siebie „Black British”, ku przerażeniu dużej części ówczesnego społeczeństwa. Była to odpowiedź na panujący ówcześnie w kraju rasizm, na którego przyzwolenie było wręcz instytucjonalne. Pod koniec lat 60. napięcie na tle rasowym osiągnęło swój krytyczny moment, kiedy to, 20 kwietnia 1968, Enoch Powell wygłosił na spotkaniu partii konserwatywnej w Birmingham swoją słynną przemowę “Rivers of Blood”, w której podkreślił potrzebę ograniczenia liczby imigrantów w kraju, wskazując jak wielkie zagrożenie stanowią oni dla bezpieczeństwa i identyfikacji narodu brytyjskiego. Jego mowa wznieciła rasistowskie i antyimigracyjne nastroje w społeczeństwie, a także pozwoliła Konserwatystom wygrać wybory w 1970.

Tożsamość „Black British” narodziła się z poczucia zagrożenia oraz z woli przetrwania. Powstała jako sprzeczność do słowa „obcy”. Pod tym określeniem, nie kryli się ludzie pochodzący tylko z jednego kraju. Obejmowała ona różne kultury z których wywodzili się imigranci. Ich cechą wspólną było jedno: czuli się Brytyjczykami. Ta nowa tożsamość, czy może lepiej powiedzieć, samoidentyfikacja pociągnęła za sobą również potrzebę stworzenia nowej muzyki, literatury i sztuki. Powstał zatem nowy język komunikacji, między Czarnymi Brytyjczykami, a Brytyjczykami.

John Akomfrah, kadr z filmu „Handsworth Songs”, 1986.

W latach 80. powstały dwie ważne grupy. Pierwszą z nich była wspomniana wcześniej Blk Art Group, która była swoistą odpowiedzią na stwierdzenie establishmentu, że nie ma czegoś takiego jak „Black Art”. Stwierdzenia, które po ponad 40 latach nadal często pojawia się na ustach krytyków sztuki.

Grupę tę założyło kilkoro studentów, wśród których byli m.in Eddie Chambers, Donald Rodney, Claudette Johnson, Keith Piper oraz Marlene Smith. Według tej ostatniej “było wtedy czuć potrzebę, aby zrobić coś razem i aby wspólnie pracować”. Artyści tworzyli wykorzystując szeroki wachlarz możliwości twórczych. Byli wśród nich malarze, rzeźbiarze, artyści pracujący za pomocą wielokanałowych instalacji.

W 1982 roku Blk Art Group zorganizowała Pierwszą Krajową Konwencję Czarnej Sztuki, aby dyskutować o formie, funkcjonowaniu oraz przyszłości ciemnoskórych artystów. Znani już wówczas artyści, tacy jak Frank Bowling, jak również studenci, wśród których była Lubaina Himid i Sonia Boyce, zebrali się 28 października 1982 roku, aby dyskutować nad kluczowymi problemami przed jakimi obecnie stoją. Wspomniana konwencja jest uznawana za początek British Black Arts Movement. Od tego dnia, nikt już nie mógł powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak „Black Art”.

John Akomfrah, kadr z filmu „Vertigo Sea”.

Drugą ważną grupą dla rozwoju „Black Art” był Black Audio Film Collective, którego współzałożycielem był John Akomfrah. Artysta od początku swojej kariery koncentruje się na tematach szeroko związanych z imigracją, a jego głównym medium jest film. – „w latach 70. kino było jedynym miejscem, w którym młody czarny człowiek mógł się schronić i czuć się bezpiecznie” – powiedział w jednym z wywiadów.  Jego pierwszym filmem był dokument “Handsworth Songs” (1986), pokazujący marzenia i nadzieje czarnoskórych Brytyjczyków w świetle napięć społecznych wypełniających okres lat 80. Akomfrah zastosował tutaj technikę wielowarstwowego filmowania i montażu, gdzie współczesne ujęcia przeplatają się z archiwalnymi.  Obecnie, artysta jest znany, głównie z instalacji multimedialnych, takich jak choćby „Vertigo Sea” (2015), gdzie połączył chciwość przypisaną do zawodu harpunnika z obrazami statków handlarzy niewolników oraz współczesnych uchodźców udających się, niczym ich przodkowie, w stronę morza. W odróżnieniu od tamtych, udają się w poszukiwaniu lepszego życia. Niestety często tracą na morzu życie, stając się kolejnym numerem w statystykach urzędu imigracyjnego.

John Akomfrah, kadr z filmu „Vertigo Sea”.

Trzy lata później Akomfrah przyciągnął uwagę krytyków filmem „Mimesis: African Soldier” (2018), ukazujący zapomnianych żołnierzy afrykańskich służących na zachodnim froncie podczas pierwszej wojny światowej. Jego najnowsza praca „Arcadia” (2023) jest poetycką i wielowymiarową instalacją, ukazującą utratą niewinności oraz idealizmu w czasach narodzin nowej ery, symbolizowanej przez przybycie Kolumba. Na 5 ekranach, łącznie 50 minutowa opowieść przenosi widza w czasy pierwszych Pielgrzymów, którzy wysiadając z Mayflower zobaczyli pustą i ogołoconą z ludzi ziemię. Stało się to dlatego, że wcześniejsze najazdy europejskich statków przywiozły ze sobą „koktajl” wielu chorób i przemocy, który zmiótł z powierzchni ziemi lokalne plemiona.

John Akomfrah, kadr z filmu „Arcadia”.

Kluczowym tematem w Arkadii jest wiatr. To on gra główne skrzypce. Wiatr, który pozwolił statkom płynąć z Afryki do Europy oraz wiatr, który rozsiał wirusy przyniesione przez Pierwszych Osadników i tym samym dokonał zagłady wśród mieszkańców Ameryki. Muzyka gra również istotną tutaj rolę. Artysta wykorzystał bowiem arie z opery „The African”, aby podkreślić w ten sposób sam akt dokonania kolonializmu, jego teatralność i zagładę jaką ze sobą przyniósł. Akomfrah, który zwykle używa trzech ekranów, tym razem wykorzystał pięć czując, że ich mniejsza liczba, nie dałaby mu pełnej szansy na pokazanie wewnętrznego dialogu, jaki zachodzi pomiędzy ujęciami wyświetlanymi na poszczególnych ekranach. Tematyka globalizacji, zagłady kultur, chorób i śmierci jest bowiem zbyt gęsta, aby dało się ją opowiedzieć na trzech powierzchniach, symbolizujących skrajne punkty widzenia wraz ze środkowym kompromisem.

Akomfrah swoje inspiracje czerpie zarówno od J. M. W. Turnera jak i od rosyjskiego reżysera Andreja Tarkowskiego oraz książki Virgini Woolf „The Waves”, w której odnajduje, jak sam mówi „dokładne prze-pozycjonowanie natury, światła oraz samoświadmości”.

John Akomfrah, „Vertigo Sea”.

Dla artysty migracja jest jednym z tematów, do których odnosi się w swoich pracach prawie nieustannie. Często podkreśla, że w ogólnej świadomości często postrzegana jest ona jednokierunkowo, jako przepływ ludności z krajów pozaeuropejskich do Europy. W rzeczywistości, jest to ruch dwukierunkowy. Od samego bowiem początku, czyli XIV wieku migracja odbywała się z i do Europy. Tak powstała na przecież Ameryka i Australia. Obecnie słowa: „imigrant” czy „obcokrajowiec” mają przeważnie pejoratywne znaczenie. Ilość ludzi, która zmienia swoje miejsca zamieszkania, aby polepszyć swoją sytuację materialną jest ogromna. „Kraje przyjmujące”, uginają się niejednokrotnie pod ciężarem ich asymilacji – kulturowej i ekonomicznej. Coraz głośniej słychać głosy sprzeciwu i rozczarowania, wynikającego z mnogości osób, przybyłych do Europy z innych krajów. Akomfrah komentuje to jednym zdaniem „Nigdy nie spowodowałem żadnych zniszczeń w tym kraju, więc nie ma powodu sądzić, że inni imigranci by tego dokonali”.

John Akomfrah, „Arcadia”, 2023

Biennale Weneckie czyniąc z przenośni, że obcokrajowcy są wszędzie” motyw przewodni, daje tym samym szanse artystom z całego świata na zmierzenie się, nie tylko z globalnym zjawiskiem, ale niejednokrotnie również z własną historią. Czy jednak nie jest to czasem prowokacja posunięta o krok za daleko?

Biennale Wenecja, 20 kwietnia – 24 listopada 2024.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj