Jej dłonie, kruche i silne zarazem, alabastrowe niczym kamień, przed którym stoi. Dotyka go czule, delikatnie, tak jak gładzi się skórę bliskiej osoby, z którą nic nie dzieli, a wszystko łączy. Jej ruchy są zdecydowane. Mocne i precyzyjne. Pozbawione momentu zawahania, który mógłby wszystko zniszczyć, zanim to jeszcze powstało.

Barbara Hepworth w swojej pracowni w St Ives.

Ona wie, co będzie na końcu. Wie kim jest i co do niej należy. Jest niczym most zawieszony pomiędzy dwoma, na pozór różnymi światami, most który łączy ideę z materią. Jest kładką, po której będą stąpać ludzie wędrujący w poszukiwaniu pokoju i wyciszenia, płynącego z obcowania z naturą. Jej rzeźby, choć zrodzone z fascynacji krajobrazami Yorkshire, linią wybrzeża Kornwalii i jedynego w swoim rodzaju światła, które odbija się w zatoce w St Ives, nigdy nie kopiują natury. Przybierają abstrakcyjną formę, dzięki której stają się zrozumiałe dla każdego. Są czystym wcieleniem myśli i emocji, które czyta się, nie tylko patrząc na nie, ale przede wszystkim dotykając. Ręką, ciałem, policzkiem.

Landscape Sculpture 1944, Barbara Hepworth

Rzeźby nie są do oglądania jak obrazy. Musisz je obejść z każdej strony. Zobaczyć je w różnym świetle. Stąd nie można ich zamknąć w domu. One przynależą do świata zewnętrznego. Tam muszą być, aby żyć – powie, wiele lat później w wywiadzie dla BBC.

Wave, 1943 – 1944, Barbara Hepworth

Jest jesień 1932 roku, Barbara Hepworth spogląda ostatni raz na różowy alabaster, nad którym pracuje od kilku dni w swoim studio w Hampstead i nagle przekłuwa go, otwierając siebie na coś, co tkwiło w niej od dawna, ale dopiero teraz przybrało formę. Pierced Form – tak rodzi się królowa rzeźby. Ale zanim to się stało, był jeszcze pamiętny rok 1931, który zmieniły bieg życia Barbary na wiele kolejnych lat. Tamtego roku, lato było upalne i każdy, kto tylko mógł, uciekał z Londynu na wieś, a najlepiej nad morze. Henry Moore, który wraz z żoną mieszkał obok Barbary i jej ówczesnego męża Johna Skeapinga, zaproponował pewnego wieczoru, aby cała ich czwórka pojechała razem na wakacje do Norfolk. Mogli tam wynająć farmę w Happisburgh – urokliwej wiosce rybackiej, leżącej nad brzegiem morza i spędzić wspólnie kilka tygodni tworząc, odpoczywając i ogólnie mówiąc, świetnie się bawiąc.

Barbara Hepworth w swoim ogrodzie w St Ives.

Barbara znała Moora jeszcze z czasów studenckich w Leeds i z którym, poza nic nie znaczącym, młodzieńczym flirtem, łączyła głęboka przyjaźń, pomimo różnych spojrzeń na sztukę czy nawet politykę. Henry twierdził, że to on namówił Barbarę, aby studiowała rzeźbę zamiast malarstwa. Co, za każdym razem, doprowadzało ją do szału, gdyż wielokrotnie powtarzała, że jej fascynacja tą formą sztuki zrodziła się w niej, kiedy miała siedem lat i po raz pierwszy zobaczyła w szkole film o egipskiej sztuce – Poczułam wtedy dziwne uczucie, że można stworzyć wszystko i wszystkiemu nadać kształt. Zaczęłam pragnąć tworzyć rzeczy, z którymi bym mogła żyć, trzymać je, dotykać i które miałaby w sobie nieśmiertelność– powie Hepworth.

Można powiedzieć, że ta jej, wczesna fascynacja na przykład hieroglifami, jako pewnego rodzaju kodem, poprzez który zapisany jest świat, sprawiła, że rozpoznała w abstrakcji jej swoistą formę kontynuacji.

Rzeźby  Hepworth wydają się być, na pierwszy rzut oka niezrozumiałe. Trzeba znać ich alfabet, aby je przeczytać. Są bowiem zapisem historii obecnych, ale i przyszłych. Przemierzają czas, choć stoją w jednym miejscu.

Barbara przez wiele lat była porównywana do Henry Moora, ale nie na równych zasadach. Bardziej jako jego uczennica, niż równie ważna i niezależna. Zresztą ona sama, w pewien sposób to prowokowała, pragnąc, aby o niej pisali ci sami, co o nim, z Herbertem Readem, który wszak uwielbiał rzeźby Moore’a, ale niekoniecznie jej. W późniejszych latach, było wiele młodych kobiet- krytyków sztuki, które chciały o niej pisać. Barbara nie była tym zainteresowana uważając, że nie mają one wystarczająco mocnej pozycji, ani autorytetu.

Naum Gabo, Henry Moore, Barbara Hepworth przed fotografią Herberta Reada, The Guardian

Barbarze pomysł wyjazdu na północ bardzo się spodobał. I tak, Henry wraz z żoną Iriną, Barbara z Johnem oraz ich 2-letnim synem Paulem i Ivon Hitchens, wynajęli Church Farmhouse. Po kilku tygodniach pobytu w Norfolk, Barbara wpadła na pomysł, aby zaprosić Bena Nicholsona, którego nie tylko dobrze znała, ale z którym także miała wystawę w Bloomsbury Gallery w kwietniu 1931 roku. Ben wraz z Żoną Winifred bywali częstymi gośćmi w londyńskim studio Barbary w Belsize Park, do którego wcale nie było tak łatwo trafić, gdyż prowadząca do niego wąska droga, była okropnie zarośnięta, przez co miało się wrażenie, że na jej końcu czeka na gości raczej sypiący się wiejski dom, niż nowoczesne studio z wielkimi przeszkleniami.

12 września 1931 roku, Ben wsiadł do pociągu, aby spędzić późne lato w Norfolk, w Church Farmhouse wraz z grupą bliskich mu ludzi, z którymi dzielił pasję do tworzenia, choć każdy z nich robił to na różne sposoby. Zaproszenie Barbary przyjął zresztą z wdzięcznością, gdyż jak twierdził w listach z tamtego okresu, przechodził wtedy trudny moment w swoim życiu. W lipcu na świat przyszło jego trzecie dziecko, a pozostała dwójka w wieku 2 i 4 lat, nie dawała mu zbyt dużo szans, aby oddawać się pracy twórczej. Jack uwielbiał malować w pustych pracowniach. Jego słynne studio w St Ives było ogromne, ale pozbawione okien. Światło wpadało jedynie przez przeszklony dach, przez który Ben uwielbiał spoglądać na niebo. Włączał, każdego poranka płytę z jazzem i zaczynał wtedy malować.

Przez pierwsze dwa tygodnie pobytu Bena na farmie w Happisburgh, nic nie wskazywało, że za chwilę jego życie zmieni się diametralnie. Nie wiadomo kiedy i jak, eksplodował romans pomiędzy nim, a Barbarą, który nie tylko połączył ich ciała, ale przed wszystkim intelekty.

Barbara Hepworth w swoim ogrodzie w St Ives

Barbara do tej pory miała tylko dwie miłości: rzeźbienie i kamień. Teraz dołączył do nich Nicholson, który mówił o niej – Barbara jest taka jak ja… W swoich listach z 1932 Ben pisał: Nasze pomysły & rytmy & nasze życia są tak bardzo złączone , że możemy żyć & myśleć & pracować niczym jedna osoba. (pisownia oryginalna)

I tak drogi tych dwojga ludzi, którym wydawało się, że ważne życiowe wybory mają już za sobą, nie tylko się skrzyżowały, ale stały się jedną ścieżką. Doprowadzi ich ona do wielu pięknych momentów, pełnych pasji do sztuki, kiedy staną się częścią rodzącego się modernizmu i pojawią się na światowych salonach obok Arpa, Mondriana i Kandinsky’ego, ale też przyniesie im pasmo rozczarowań na polu zawodowym, kiedy założony przez nich, wraz z Paulem Nashem oraz Wells Coatesem ruch Unit One, łączący Abstrakcjonizm z Surrealizmem, przetrwa zaledwie rok. I jeszcze w życiu prywatnym, które okazało się inne niż zakładali – przyniosło im szereg frustracji i rozczarowań, aż dobiegło końca w 1951 roku.

Barbara Hepworth wraz Benem Nicholsonem oraz ich trojaczkami. Fot. Moholy-Nagy

Kiedy wybuchła wojna, Barbara wraz Benem zapakowali do swojego małego samochodu trojaczki i wyruszyli w stronę Kornwalii do St Ives, które wkrótce stało się centrum artystycznym wojennej Europy, i które stało się miejscem narodzin tzw. Szkoły St Ives.

Do Londynu Barbara już nigdy nie powróci.

Ostatnią osobą, którą zobaczyła w chwili, gdy opuszczała swoje mieszkanie w Hampstead był Piet Mondrian, który przyszedł im pomachać na pożegnanie. Spytany, czy jest pewien, że nie chce z nimi jechać powiedział, że nienawidzi wsi i nawet w mieście drażnią go trawniki. Więc pozostanie w Londynie. I tak też zrobił.

Po wielogodzinnej podróży Barbara z Benen dotarli do St Ives, które przywitało ich szalejącą burzą i ulewnym deszczem otwierając przed nimi nowy rozdział. Wkrótce dołączył do nich Naum Gabo uciekający z Rosji. Gabo wraz z swoim białym owczarkiem chodził codziennie na spacer na plażę, wyciągając po drodze Bena. Wracając z wielogodzinnego marszu, podczas którego bardziej ich interesowały kamienie wyrzucane przez morze niż myśliwce RAF latające nad ich głowami, zahaczali o lokalną piekarnię, aby ze zdziwieniem stwierdzić, że o tej godzinie chleba już nie ma.

Barbara pozostała w St Ives do końca swojego życia. Żyjąc i pracując głównie w swojej pracowni Trewyn Studio, opuszczając ją sporadycznie. Jej życie w Kornwalii było podróżą bardziej wewnątrz siebie, aby wydobyć z głębi swojej duszy kolejne rzeźby – nie dla siebie samej, lecz dla nas wszystkich. Barbara umarła, tak jak żyła. Otoczona rzeźbami. W swojej pracowni. Prawdopodobnie zasnęła z papierosem.

Barbara Hepworth w obiektywie Johna Hedgecoe, 1970

Z Listu do Barbary: Przyszłam dzisiaj do Ciebie spytać się, jak przekuć ideę w materię, która jest jak kamień oporny na zmiany kształtu. Ogień go nie spali tak łatwo, a woda potrzebuje setek tysięcy lat, aby nadać mu nową formę. Jakiej siły potrzebowałaś, aby ujarzmić skały? By je zmienić w eteryczne spirale, które niczym mewy zdają się pływać teraz po niebie, opierając się, tylko od czasu do czasu skrzydłami o napotkane po drodze chmury.

– Jeśli użyjesz siły, nigdy nie wygrasz z kamieniem. Prędzej złamie ciebie lub siebie, niż się podda – wyszeptała mi do ucha. Ręka, która trzyma dłuto nie zmienia bryły. Robi to ta, która widzi jego nowy kształt, zanim ujrzą go inni. To wyobraźnia zmienia świat. Nic nie jest w stanie jej pokonać. Nawet kamień (Rozmowa z Duchem,  Single Form, Battersea Park, London 2021)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj