Nazywa się JR, ale choć to pseudonim, to wszyscy go znają: JR Artist. Zazdrościć można mu wszystkiego: sławy, młodego wieku, pomysłów i wielkiego rozmachu.

Jest Francuzem, zaczynał od paryskiego metra, gdzie wpadał z kamerą. W zasadzie jest fotografem, ale aktywny performance to jego żywioł. Zanim zdemolował w naszej wyobraźni piramidę przed Luwrem, był już bardzo znany z wielu innych akcji na całym świecie.

Jako młokos tworzył graffiti na ulicach stolicy Francji. Lecz Street Art to już legenda. Jean-Michel Basquiat przyćmił wszystkich. Trzeba się zatem jakoś od tego mitu odkuć. Ale skoro JR Artist ma miliony fanów na platformach społecznościowych, to w jakimś sensie już się „odkuł“. Chyba…

A teraz minęło 30 lat od otwarcia piramidy przed Luwrem. Ciut wcześniej, prezydent François Mitterand, który uwielbiał stawiać takie pomniki (w Paryżu jest ich więcej, ku chwale tego prezydenta), zlecił wykonanie projektu leoh Ming-Pei, znanemu architektowi, pochodzącego z Cantonu i oblanego jasnym blaskiem sławy za Bibliotekę Kennedy‘ego, muzeum Miho, niedaleko Kioto, czy Sztuki Islamu w Doha. Piramida waży dwieście ton i od pierwszego dnia po jej otwarciu, wzbudziła powszechne kontrowersje, z uwagi na łamanie pewnego stereotypu, jakim było postrzeganie placu przed pałacem, no i samego muzeum w Luwrze, jako ikony sztuki w ogóle. Uosobienie piękna w swej arystotelesowskiej postaci dostojnych wnętrz, znowu złamał zbuntowany artysta, który za nic ma reguły świata i postrzega go jak chce. A nam każe je akceptować. Dlatego wykleił chodnik pod piramidą i wokół niej, potraktował ją jako podstawkę do linoleum z obrazkami z Castoramy, stwarzając przy tym architektoniczny iluzjonizm i niczym Andrea del Pozzo skrócił nam dystans do rzeczywistości, po drodze stawiając barierę, na które ludzkie oko nie umie reagować.

Artysta JR powiedział, że powinienem obejrzeć to dzieło opakowania Luwru z góry, a najlepiej z nieba. Ponieważ Agnès Varda właśnie odeszła, w pewnym sensie ten multiinstrumentalista spełnił swoje życzenie. Wielka Dama francuskiego kina popatrzyła z góry na 30 letnią piramidę, a ja tylko z boku. Nic nie widziałem, poza tłumem turystów, ale odkąd Christo pozawijał wszystko co się da na tym świecie w folię, albo inne tekstylia, to z pewnością JR Artist mógłby nazywać się jego uczniem. Choć trzeba z pokorą przyznać, że ten uliczny fotograf otrzymał zamówienie na skalę artystycznego marzenia. Fakt! słowo „uliczny“, choć brzmi dumnie, już do niego nie pasuje. Sztuka wyszła na ulicę, a zatem jest już Salonem…

 

 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj