Młodzi piękni i bogaci. Tak w roku 1958 New York Times przedstawił nowe gwiazdy francuskiej kultury, których brylantowe kariery rzuciły świat na kolana. W złotej piątce francuskiej bohemy znaleźli się: Brigitte Bardot, Françoise Sagan, Roger Vadim, Yves Saint-Laurent i Bernard Buffet.

Ten ostatni, szczęśliwie obdarowany przez los i fortunę, w glorii chwały pojawił się na okładce Paris Match, w ślad za Brigitte Bardot i jej stworzycielem Vadimem. Był bajecznie bogaty, a malował wyłącznie nędzę i absurdy egzystencji.

W 1946 roku stworzył Pietę, o której Jean Cocteau napisał, że jest bólem połączonym z głęboką radością. Metaforą naszego bytu, cierpieniem i nadziei. Obraz, początkowo planowany dla jednej z kaplic niedaleko Var, w 1961 znalazł się w Watykanie. Cierpienie jest wołaniem, jest tam wszechobecne. To być może, to pokłosie okupacji, być może jego widzenia świata, niejednoznacznego, pozbawionego świętości, naznaczonego dualizmem nędzy i samotności. Oto człowiek zdjęty z krzyża i przechodnie. Zwykli ludzie. Trochę gapie, równie jak cały świat obdarci z blasku fortuny, szarzy i nijacy. Tylko ten, który zdjął z krzyża Jego, pochylony nad obcęgami, którymi wyjmował gwoździe by uwolnić ciało. Plamy krwi. Wszystkie figury są statyczne, pasywne, jakby zastygłe w irracjonalnym spektaklu, dopiero co odbytej rzeźni. Wychudzeni, być może wygłodzeni, szorstcy i obcy w swym ulitowaniu, otoczyli Chrystusa, dając temu kręgowi symboliczny wymiar przestrzeni, rodzaj zamknięcia, obskurnej wizji świata.

 

Malarstwo Bernarda Buffeta nastroju nigdy nie poprawia. Patrzeć na nie, to zadanie albo dla konesera albo kogoś w depresji. Szare, wertykalne i zawsze smutne. Tak można w kilku słowach opisać jego obrazy. Czy taki był Buffet? Tragicznie zmarły, francuski malarz, o którym wielki Pierre Cabanne napisał, że tryskał humorem.

4 października 1999 odebrął sobie życie w swoim domu w Domaine de la Baume

Mimo jednoznacznej refleksji odczytywanie Buffeta, to spora przygoda intelektualna. Wyprawa do lat pięćdziesiątych Paryża i okolic, do francuskiej traumy wojny, tak często obecnej w tamtej sztuce, wreszcie do dysput intelektualnych i filozoficznych o konieczności zmiany świata, a wszystko w tle algierskiej rewolty i upadku Indochin. Tak Francja otaczała wtedy wielu swoich artystów.

Buffet kojarzył się zawsze z szarością, smutkiem i chudym śledziem na talerzu. Lektura tekstów Pierre Cabanne przekonuje jednak, że to niesprawiedliwe. Mimo to, ta bardzo trudna figuratywność Buffeta, przywołująca smętne drzeworyty ekspresjonistów, ciężkie i zamaszyste, które nie dają się wikłać w jakikolwiek humor i lekkość ducha. Bo nie dają. Weźmy na przykład, kobietę pijącą wino z 1955 roku. Jest nie tylko przeraźliwie depresyjna i dramatycznie wychudzona. Jest przeźroczysta, bez wiary, bez żadnej nadziei. To portret samobójczyni, wraku człowieka, nikogo niemal. Jak jesienny liść, który traci kolor, życie i sfruwa gdzieś tam, gdzie już nikt go nie zobaczy. Samotność…

I ta – dla porównania – pijąca śliwowicę u Eduarda Maneta, różowa, lekko wstawiona i może nawet smutna, ale w gruncie rzeczy pełna życia, czy zmarnowanego nie wiemy, nieco oszołomiona i rozbita, ale z szansą na lepsze jutro. Przynajmniej, taki można wysnuć wniosek po jej kapelusiku na głowie.

Żeby zrozumieć Buffeta nie wystarczy patrzeć na jego obrazy. Potrzebna jest lektura Cabanne, ale nade wszystko Yann le Pichon, równie wielkiego jak tamten, krytyka sztuki. Był monografistą Celnika Rousseau, ale przy okazji wystawił i Buffetowi trzytomowy pomnik.

Z Buffetem jest jak z Andrzejem Wróblewskim. Najpierw jest jakaś trauma, na przykład wojna, a potem z niej mozolne wychodzenie.

Bernard Buffet wychował się w okolicach Batignolles w Paryżu, malował od dziecka niemal, praktykował u Eugène Narbonne, który był ilustratorem, posiadał atelier i wielu, później znanych uczniów jak na przykład Francoise Boudet czy Maurice Boitel, zresztą przyjaciół Bernarda.

Buffet dość szybko, od momentu pokazania swojego pierwszego obrazu, zorganizował wystawę. I potem jego życie artystyczne potoczyło się lawinowo. Trochę szokował, ale ten jego tamtejszy, malarski świat w jakiś sposób komponował się z tym otaczającym: kobieta, która trzyma obdartą z piór kurę, facet z krabami czy sikający do brudnego kibla – oni wszyscy są jak zdjęci z ponurej rzeczywistości. Smutni, szarzy, smętni. Te powojenne obrazy znamy też z francuskich filmów, ciemnych nor i krętych uliczek Paryża.

Buffet maluje zatem nagich, wychudzonych mężczyzn, pozujących przed kominkem, albo w łóżku, próbuje żartobliwie pytać: a „może to taniec?“ Rozmawia też z mistrzami malarstwa. Z Courbetem na przykład. To się bardzo spodobało jego biografom, bo krytycy zawsze doszukują się powinowactw.

Miał wielki zmysł ilustratorski. Jego portety tchnęły grubym sarkazmem. To się też podobało, bo było wszak bliskie karykaturze i publicystyce, albowiem zdarzało mu się komentować różne zdarzenia. Jak nagrody Goncourtów na przykład. Być może w tym upatrywał Cabanne istnienie jego poczucia humoru. Trudno powiedzieć. Nie każdy doszuka się poczucia humoru u Buffeta, lecz dramatycznego rozdarcia, jak u tej kobiety, która nie wie czy gotować w garze czy pisać wiersze…

Coś jak z Céline w jego nieprzepastnych zakamarkach nocy.

I ta „Pasja“. Właściwie cały jego cykl. Wtedy zobaczymy świat pomiędzy niebem, a piekłem. Trudno odnaleźć w tym odpowiedź na dręczące pytania o ścieżce, którą podążamy. Niebo i Piekło. Dwa światy. Tylko on znalazł w tych obu światach jakąś różnicę. I odebrał sobie życie.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj