Było ich czterech. Francis Bacon, Lucian Freud, Frank Auberach i Michael Andrews. Dzieliło ich prawie wszystko. Pochodzenie, styl malowania, wrażliwość z jaką patrzyli na świat. Łączyła ich za to miłość do sztuki, uzależnienie od Colony Room i rentgenowski wręcz zmysł obserwacji, który pozwalał im zobaczyć w rozmówcy, coś więcej, niż tylko przypadkowego człowieka. 

Od lewej: Timothy Behrens, Lucian Freud, Francis Bacon, Frank Auerbach oraz Michael Andrews w restauracji Wheeler’s. Soho, 1963. Fot. John Deakin

 W dysfunkcyjnej rodzinie jaką tworzyli bywalcy Soho, udało się im wytworzyć, coś na kształt przyjaźni, która pozwoliła, każdemu z nich, podążać własną ścieżką kariery, przy jednoczesnej akceptacji geniuszu pozostałych. Przyjaźń między tą czwórką przechodziła różne etapy. Był okres fascynacji i braterskiej miłości, ale także był czas zazdrości i zawiści, wynikający z niespełnionych ambicji. Freud przyjaźnił się z Auerbachem ponad czterdzieści lat, z Baconem kilkanaście. Pierwszą relację zakończyła śmierć Luciana, drugą zazdrość, nad którą Freud nie potrafił zapanować.

Michael Andrew przyjaźnił się ze wszystkim równie beznamiętnie. Lubił wszystkich jednakowo, ale z żadnym z nich nie nawiązał niczego, co by przekraczało progi słynnych klubów: Wheeler’s i Colony Room.

Gogosian Gallery, Londyn, 2022

Czwórka tych wybitnych brytyjskich artystów spędzała, nie tylko upojne noce w Soho, ale także była dla siebie inspiracją. Niejednokrotnie pozowali dla siebie, jak było to w przypadku Freuda, który z wrodzoną sobie precyzją sportretował Bacona, ten odwdzięczył się mu serią portretów, które do dzisiaj zachwycają każdego, kto ma szczęście, aby zobaczyć je na żywo. Na jednym z nich zatytułowanym „Three Studies for Portraits: Isabel Rawsthorne, Lucian Freud and J.H. (1966)” Freud pojawia się w towarzystwie przyjaciółki Bacona i jego marszanda, jest nim – John Hewitt

 Cała czwórka artystów pojawiała się także na obrazie Michaela Andrewsa zatytułowanym „Colony Room”(1962), który mimo swojej chorobliwej nieśmiałości i socjalnego wyalienowania, godzinami wysiadywała u Muriel  Belcher. Nie bez przyczyny, nazwano ich „chłopcami Muriel”. Tych słów, użył wobec tej czwórki inny bywalec Soho, doskonały malarz, wiecznie zamknięty w sobie, Żyd tułacz, Ron Kitaj.

The Colony Room, Michael Andrews, 1962

Tam, w „zielonym pokoju”, każdy mógł być sobą. Mógł obnażać się dowolnie i zdejmować majtki, przed kim tylko chciał. Muriel nie tolerowała jedynie sikania przy barze, co zdarzało się niestety dość często, niespełnionej malarce – Ninie Hamnett i to bynajmniej nie z powodu chorego pęcherza. Freuda z Auerbachem łączyła również wspólna przeszłość. Obydwoje byli żydowskim uchodźcami z nazistowskiego Berlina. Auberbach przyjechał do Londynu w ramach tzw. „Kindertransport”. Jego rodzice zginęli w Auschwitz, co położyło się cieniem na całą jego późniejszą twórczość. Freud przyjechał z rodzicami do Anglii kilka lat wcześniej. 

Wielka Brytania bardzo szybko stała się, dla tych dwóch Niemców jedynym domem jaki znali. Miejscem, które dało im poczucie bezpieczeństwa i umożliwiło dalszy rozwój.

Lucian Freud udający Henry’ego Moore’a, 1983. Fot. Bruce Bernard

Lucian Freud jako jedyny kolekcjonował obrazy swoich przyjaciół. Był z nimi, tak samo związany, jak z ich autorami. Nie zgadzał się nawet wypożyczać je na wystawy twierdząc, że po powrocie byłyby już zupełnie innymi obrazami. Przyjaźń między Francisem Baconem, rozciągała się na wiele płaszczyzn. Bacon, podczas długich rozmów w ciężkim od dymu papierosów Colony Room, zachęcał Freuda, aby ten nie uległ modzie na abstrakcję i podążał za głosem serca w kierunku figuracji, którą on sam uważał za styl doskonały. Przesiadywał też u Luciana w domu, załapując się przy okazji na darmową kolację, co niezbyt się podobało, ówczesnej żonie Freuda.

Urodzony w Dublinie Francis był egocentrycznym ekstrawertykiem, który miłości szukał w sadomasochistycznych związkach. Był przy tym zafascynowany ludzkim ciałem w ruchu. Jego portrety są pełne dynamiki. Niejednokrotnie przypominają poruszone klatki filmowe. Uchwycone na nich osoby, zdają się przemierzać, sobie znaną drogę, podczas której zostali przyłapani przez artystę. 

Lucian Freud z córką Bellą, 1983. Fot. Bruce Bernard

Lucian Freud był także zafascynowany ludzkim ciałem, choć w inny sposób. Jego z kolei, interesowała tekstura, forma i to, jak zachowuje się wspomniane ciało w różnych sytuacjach. Jak reaguje, gdy odpoczywa, gdy jest w konfrontacji z gryzoniem i jak wygląda podczas ciąży, czy choćby w czasie snu.  Wierzył, że ciało jest lustrem tego, co dzieje się w ludzkim mózgu, dlatego też, najpierw zdejmował ze swoich modeli ubranie, a następnie dobierał się do ich duszy, aby stamtąd, dostać się wprost do ich mózgu. Zostawiał ich potem nagich i bezbronnych. Gotowych na zmianę, jaka miała się w nich dokonać, podczas długich miesięcy pozowania.

Three Studies for Portraits: Isabel Rawsthorne, Lucian Freud and J.H.., Francis Bacon, 1966

 Introwertywny Michael Andrews szukał swoich modeli, głównie w londyńskich pubach i klubach. Na jego obrazach widzimy sceny z Colony Room, na których pojawia się Muriel Belcher, Francis Bacon, Lucian Freud oraz fotograf ówczesnych celebrytów – John Deakin. Jest na nich, jednak coś więcej niż tylko wyrysowane postaci. Są w nich, przede wszystkim uwieńczone emocje, jakie między bywalcami Soho stworzyły się, przez długie godziny wspólnego picia, rozmów i emocjonalnych spowiedzi, wypłakiwanych na ramionach  przyjaciół. Widać też dystans samego Adrewsa, który bardziej obserwował niż uczestniczył w życiu swoich przyjaciół. Było ich czterech. Francis Bacon, Lucian Freud, Frank Auberach i Michael Andrews. Dzieliło ich prawie wszystko. Pochodzenie, styl malowania, wrażliwość, z jaką patrzyli na świat. Łączyła ich za to miłość do sztuki, uzależnienie od Colony Room i rentgenowski wręcz zmysł obserwacji, który pozwalał im zobaczyć w rozmówcy, coś więcej niż tylko przypadkowego człowieka.

Francis Bacon w swojej pracowni w Reece Mews, 1983. Fot. Bruce Bernard

W dysfunkcyjnej rodzinie jaką tworzyli bywalcy Soho udało się im wytworzyć, coś na kształt  przyjaźni, która pozwoliła każdemu z nich, podążać własną ścieżką kariery przy jednoczesnej akceptacji geniuszu pozostałych.

Przyjaźń między tą czwórką przechodziła różne etapy. Był okres fascynacji i braterskiej miłości, ale także był czas zazdrości i  zawiści, wynikający z niespełnionych ambicji. Freud przyjaźnił się z Auerbachem ponad czterdzieści lat, z Baconem kilkanaście. Pierwszą relację zakończyła śmierć Luciana, drugą zazdrość, nad którą Freud nie potrafił zapanować.

Michael Andrews w swojej pracowni w Norfolk . W tle niedokończony obraz 'A View from Uamh Mhor’ , 1990. Fot. Bruce Bernard

Michael Andrew przyjaźnił się ze wszystkim równie beznamiętnie. Lubił wszystkich jednakowo, ale z żadnym z nich nie nawiązał niczego , co by przekraczało progi Wheeler’s lub Colony Room.

Czwórka tych wybitnych brytyjskich artystów spędzała, nie tylko upojne noce w Soho, ale także była dla siebie inspiracją. Niejednokrotnie pozowali dla siebie, jak było to w przypadku Freuda, który z wrodzoną sobie precyzją sportretował Bacona, ten odwdzięczył się mu serią portretów, które do dzisiaj zachwycają każdego, kto ma szczęście,  aby zobaczyć je na żywo. Na jednym z nich zatytułowanym  „Three Studies for Portraits: Isabel Rawsthorne, Lucian Freud and J.H. (1966)”  Freud pojawia się w towarzystwie przyjaciółki Bacona i jego marszanda , jest nim – John HewittCała czwórka artystów pojawiała się także na obrazie Michaela Andrewsa zatytułowanym „Colony Room”(1962), który mimo swojej chorobliwej nieśmiałości i socjalnego wyalianowania, godzinami wysiadywała u Muriel  Belcher.  Nie bez przyczyny nazwano ich „chłopcami Muriel”. Tych słów użył wobec tej czwórki inny bywalec Soho, doskonały malarz, wiecznie zamknięty w sobie,  Ron Kitaj.

Colony Room, Soho, Londyn

 Tam, w „zielonym pokoju”, każdy mógł być sobą. Mógł obnażać się dowolnie i zdejmować  majtki przed kim tylko chciał. Muriel nie tolerowała jedynie sikania przy barze, co zdarzało się niestety dość często, niespełnionej malarce – Ninie Hamnett i to bynajmniej nie z powodu chorego pęcherza. Freuda z Auerbachem łączyła również wspólna przeszłość. Obydwoje byli żydowskim uchodźcami z nazistowskiego Berlina. Auberbach przyjechał do Londynu w ramach tzw.  „Kindertransport”. Jego rodzice zginęli w Auschwitz, co położyło się cieniem na całą jego późniejszą twórczość. Freud przyjechał z rodzicami do Anglii kilka lat wcześniej.

Wielka Brytania bardzo szybko stała się dla tych dwóch Niemców jedynym domem jaki znali. Miejscem, które dało im poczucie bezpieczeństwa i umożliwiło dalszy rozwój.

Lucian Freud jako jedyny kolekcjonował obrazy swoich przyjaciół. Był z nimi, tak samo związany, jak z ich autorami. Nie zgadzał się nawet wypożyczać je na wystawy twierdząc, że po powrocie byłyby już zupełnie innymi obrazami. Przyjaźń między Francisem Baconem, rozciągała się na wiele płaszczyzn. Bacon podczas długich rozmów w ciężkim od dymu papierosów  Colony Room,  zachęcał Freuda aby ten nie uległ modzie na abstrakcję i podążał za głosem serca w kierunku figuracji, którą on sam uważał za styl doskonały. Przesiadywał też u Luciana w domu, załapując się przy okazji na darmową kolację, co niezbyt się podobało ówczesnej żonie Freuda.

Urodzony w Dublinie Francis był egocentrycznym ekstrawertykiem, który miłości szukał w sadomasochistycznych związkach. Był przy tym zafascynowany ludzkim ciałem w ruchu. Jego portrety są pełne dynamiki. Niejednokrotnie przypominają poruszone klatki filmowe. Uchwycone na nich osoby, zdają się przemierzać, sobie znaną drogę, podczas której zostali przyłapani przez artystę. 

Lucian Freud Reflection (autoportret), 1981 – 1982

Lucian Freud był także zafascynowany ludzkim ciałem, choć w  inny sposób. Jego z kolei, interesowała tekstura, forma i to jak zachwouje się wspomniane ciało w różnych sytuacjach. Jak reaguje, gdy odpoczywa, gdy jest w konfrontacji z gryzoniem i jak wygląda podczas ciąży, czy w czasie snu.  Wierzył, że ciało jest lustrem tego, co dzieje się w ludzkim mózgu, dlatego też najpierw zdejmował ze swoich modeli ubranie, a następnie dobierał się do ich duszy, aby stamtąd, dostać się wprost do ich mózgu. Zostawiał ich potem nagich i bezbronnych. Gotowych na zmianę, jaka miała się w nich dokonać, podczas długich miesięcy pozowania.

Intowertywny Michael Andrews szukał swoich modeli głównie w londyńskich pubach i klubach. Na jego obrazach widzimy sceny z Colony Room, na których pojawia się Muriel Belcher, Francis Bacon, Lucian Freud oraz fotograf ówczesnych celebrytów – John Deakin. Jest na nich, jednak coś więcej niż tylko postaci. Są w nich, przede wszystkim uwieńczone emocje, jakie między bywalcami Soho stworzyły się przez długie godziny wspólnego picia, rozmów i emocjonalnych spowiedzi, wypłakiwanych na ramionach  przyjaciół. Widać też dystans samego Adrewsa, który bardziej obserwował niż uczestniczył w życiu swoich przyjaciół.

Frank Auerbach w swojej pracowni. Fot. Eamonn McCabe

Paleta Auebach jest ciemna, a jego ruchy mocne i pełne tekstury. Jego obrazy przypominają momentami płaskorzeźby. Namalowane są grubą warstwą farby, która tworzy swoistego rodzaju optyczną iluzję powodującą, że czasem trzeba odejść od obrazu na kilka metrów, aby zobaczyć, co tak naprawdę on przedstawia. Świat Auerbacha był klaustrofobicznie mały. Artysta prawie nigdy nie opuszczał Londynu. Przez ostatnie 50 lat, malował siedem dni w tygodniu, w tym samym studio w Camden Town. Jego portrety są pełne namiętności ukrytej pod grubą warstwą farby. Są bramą prowadzącą do wenętrznego świata artysty.

Żaden z tej czwórki nie urodził się w Londynie, mimo to stali się symbolem tego miasta i nieformalnymi twórcami School of London. 

Autoportret, Frank Auerbach

Każdy z nich malował intymne portrety swoich przyjaciół, kochanków, dzieci, żon i kobiet, które zawładnęły ich umysłami. Tą niezwykłą relację między malarzem, a modelem ukazuje wystawa FRIENDS AND RELATIONS, którą możemy obecnie oglądać w Gogosian Gallery w Londynie. Widzimy na niej zestawienie portretów, które wyszły spod pędzla tej genialnej czwórki. Wchodzimy w intymny świat przyjaźni i miłości, pożądania i rozpaczy, która jednych pchała do malowania, a innych do pozowania. Rozgrywające się tango pomiędzy malarzem, a modelem dopełniają fotografie Bruce’a Bernarda. Są one niejako przewodnikiem do zrozumienia głębi ich malarstwa.

Oprócz Freuda, pozostała trójka jest spotretowana w swoich pracowaniach, samotnie lub przy pracy. Jedynie Freud pozuje ze swoją córką Bellą i  ówczesną kochanką – Celią Paul. Freud poznał ją w Slade School of Fine. Ona była studentką, a on wykładowcą. Dzielilo ich 37 lat. Freud przemierzał korytarze uczelni w doskonale skrojonym garniturze, paląc przy tym Gitanes i wypatrując, swoich nowych muz. Wybór padł na osiemnastolatkę z Devon. Niemal od razu Celia wylądowała w jego łóżku dołączając, tym samym do panteonu jego zdobyczy. Lucian zaimplementował w jej mózgu myśl, że ich relacja przypomina związek Gwen John ze starzejącym się Auguste Rodin. Gwen porzuciła malarstwo na rzecz „doświadczenia bycia zakochanym”. Freud oczekiwał tego samego od Celii. Porównania do Rodina, Freud używał dość często. Przed Celią uwiódł Susie Boyt, a następnie zrobił jej czworo dzieci.

Od lewej: Bella Freud, Celia Paul oraz Lucian Freud, pracownia artysty,1983. Fot. Bruce Bernard

Przyjaźń, tak jak miłość, potrafi odmienić czyjeś życie o sto osiemdziesiąt stopni. Potrafi wydobyć z człowieka to, co najlepsze i pchnąć go do czynów, których sam by się nie spodziewał. Jednak przyjaźń, od nienawiści dzieli bardzo często, tylko jeden krok. Nikt bowiem nie potrafi tak precyzyjnie zranić, jak przyjaciel, który wie o nas wszystko. 

Gogosian Gallery, Lucian Freud, Francis Bacon, Frank Auerbach, Michael Andrews, 17 Listopada 2022– 28 Stycznia 2023, Grosvenor Hill, London

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj