Pierwszy z nich to Anselm Kiefer, profetyczny artysta, którego rodowód sięga niemieckiego romantyzmu, utopii i mistycyzmu, jeden z największych malarzy współczesności. Drugi to Paul Celan, żydowsko – rumuński poeta, który pisał niemal wyłącznie po niemiecku, a większość życia spędził we Francji. Kiefer dla Celana. To wielka i monumentalna wystawa, która właśnie trwa w Grand Palais Éphémère. Być może jedna z najważniejszych wystaw Anselma Kiefera w jego dotychczasowej karierze.
Kiefer i Celan. To nie jest jakaś nowa miłość. Książki i wiersze żywiły duszę Kiefera już wiele lat temu. Miał swoich bohaterów intymnych, w tym właśnie Celana. Jego Der Sand aus den Urnen zadomowił się w umyśle malarza na zawsze.
Celan urodził się w Czerniowcach w roku 1920 w rodzinie, w której mówiło się po niemiecku. Nazywał się wtedy Paul Antschel. Dorastał w anachronicznych czasach na styku Rumunii i Bukowiny, gdzie ślady habsburskiej kultury trwały jeszcze bardzo długo. Pisał wtedy wiersze w sposób piękny i dystyngowany, tkwiąc w urodzie pisania, gdzieś pomiędzy Verlaine, Rilke, a haiku, łącząc dawną, południowo – wschodnią Europę z wizją martwej karuzeli, jaką stała się kraina największych poetów i malarzy – Francji i Niemiec.
Celan to najjaśniejsza istota współczesnej poezji, język, który uprawiał był z pewnością jakąś wersją napięcia czasów, w których przyszło mu żyć, swoich doświadczeń i obcych, i chodzi nie tylko o rodziców, sąsiadów i znajomych i całego Holocaustu, w którym utracił młodość, wiarę i godność, lecz także o ludzi, z którymi związał swoje intelektualne życie, w tym Mandelsztama. Był obcym we Francji, choć ten kraj wybrał na swój dom. Po francusku mówił i pisał od młodości, studiował medycynę w Tours, a po wojnie tam zamieszkał – tu bliżej, obcość, w której jesteś gościem, napisał.
I jest Anselm Kiefer ze swoimi obrazami, w których decydujący, wybitnie niemiecki element, wskazuje na głębszą tradycję – upodobanie do niejasności, zainteresowanie tym co tajemnicze i niesamowite, skłonność do metafizyki i utopijnych wizji. Oto Kiefer, malarz, który połączył dziewiętnastowieczne przeczucie, że świat umiera z czymś, co nazwalibyśmy miłością do pamiątek narodowych…
Anselm Kiefer pochodzi z Donaueschingen w Niemczech. Jest obok Jospeha Beuysa, bodaj najważniejszym artystą współczesnej, światowej sztuki.
Zarzucono mu kiedyś propagowanie niemieckiego żaru. I cokolwiek o tym żarze można dziś sądzić, wtedy brzmiało jednak dość mocno. Trzydzieści lat temu, ktoś mówił o odgrzewaniu nacjonalizmu. Ktoś inny, że to tylko mit, kadry historii, a cała reszta to narracja przypadkowej publiczności. Na Biennale w Wenecji razem z Georgiem Baselitzem stworzyli ciężki stygmat malarski, będący źródłowo fenomenem, opartym na niemieckiej potencji artystycznej, którą Walden i poeta Bahr uznali za narodową: ta stara gotycka dusza, która wbrew całemu racjonalizmowi, wciąż podnosi głowę.
Namalował wtedy Początek, Rozpad i Zmartwychwstanie. A także Izis i Ozyrysa. To metafory. Tak jak Saturn. Wedle wierzenia uwalniał on górę od dołu i w ten sposób symbolizował Zmartwychwstanie. Kiefer namalowałteż chmury z ołowiu. Albowiem przecież ołów jest symbolem wyjścia Izraelitów z Egiptu. Ołów jest teżprzyporządkowany Saturnowi. W ten sposób rzymski bóg został przybranym bogiem teutońskich rycerzy.
Taki jest Anselm Kiefer, skomplikowany z pozoru, ale i przewidywalny zarazem. Trzeba go tylko rozszyfrować.
Tak jak w Teutoburskim lesie. Tam rozegrała się wielka bitwa. W roku 9 naszej ery Germanie pokonali Rzymian, a bohaterem tych pierwszych został Arminius, zwany niekiedy Hermannem.
Hermann został bohaterem niemieckich poetów i malarzy. Kojarzył przecież starą gotycką duszę…
Kiefer od 1992 roku mieszka we Francji, początkowo w Le Marais, później w Barjac, wreszcie w Croissy-Beaubourg. Maluje słoneczniki i czyta Victora Hugo. Wciąż szuka odpowiedzi na pytania dotyczące prawd najważniejszych. Tak jak u Dostojewskiego, który towarzyszy mu także od młodości. Zresztą Kiefer o sobie mówi dość często, że – jestem pisarzem.
Christian Boltański powiedział: Anselm Kiefer jest jak Tadeusz Kantor. Pokazuje ziemię i sprawia, że jestem Żydem, który wciąż ucieka. On jest silny, ja słaby. Jesteśmy w tym samym wieku, żyjemy w tej samej okolicy, mamy tę samą historię, jednak jesteśmy po drugiej stronie…
Kiefer jest silny. I monumentalny zarazem. Pisał Joséphin Peladan, okultysta, malarz i krytyk artystyczny: mam nadzieję, że zabiję realizm na rzecz mitu, alegorii, katolickiego mistycyzmu i interpretacji orientalnych teorii, z wyjątkiem tych, które stworzyły rasy żółte.
Ulubiony przez Peladana mistycyzm oglądamy w obrazach Hodlera, Wattsa, czy najważniejszego z różokrzyżowców, enigmatycznego Khnopffa z ich widocznym wpływem Dostojewskiego. I ten Kiefer, który sięga do tego arsenału alegorii, kreując gotyckie symbole narodowej tradycji. I tak Nothung, cudowna czara Graala – oczyszczony mit pod postacią kosmogonicznych źródeł – od Genezis, poprzez Kabałę.
Istnieje niebezpieczeństwo zdegradowania wartości dzieł Kiefera, poprzez określanie ich powierzchownymi sloganami jak mit, historia i sama tradycja sztuki – bo wyznaczają tutaj rodzaj trójkąta bermudzkiego, w którym zatraca się wielowarstwową charakterystykę obrazów. W tej gęstwinie pojawiają się kadry historii, myśli i wierzenia. Wiersze Celana i bitwy dywizji Göringa, mamy Horsta Wessela i Dedala. Chmury z ołowiu, który jest symbolem Jehowy i ucieczki Izraelitów z Egiptu.
Mamy arkę, która przybrała postać U-boota.
Dokąd wiedzie Arka? Czy będzie odkupienie, a może tylko przetrwanie, bez odkupienia?
I maki. Całe pnącza maków, które symbolizują moc, siłę przetrwania właśnie. W zbombardowanym bunkrze wyrastają maki. We wraku samolotu także. Bo Kiefer bez wątpienia bardziej niż ktokolwiek inny głosi objawienie prawd podstawowych. Nawet bardziej niż Pinthus potwierdził, że jesteśmy ludźmi: ostatnia generacja, znalazła się bez opieki pod magicznym działaniem podróży i przygód, swobody seksualnej, ulic, pejzaży, kawiarń i pałaców rozrywki. W podnieceniu, napięciu i kacu, początkowo łagodnie i cicho, a następnie z rykiem puzonów, rozbudziła się w nich świadomość – tak, jesteśmy ludźmi! Kiefer w tym bezwładzie plakatowej arogancji, plucia na establishment, władzę i także plucia władzy na zwykłych ludzi, w tej mieszaninie grepsu i pychy wskazał na lekcję historii. To lekcja niemieckiego.
I jeszcze ten Aleksander Kluge, zdzierający szorstkim plastrem wszystkie niemieckie rany, który pyta: normalność i rzeczywistość, używa się ich w jakim sensie? A Osip Mandelsztam, najważniejszy poeta dla Paula Celana odpowiada: I w lazurze się nam ukazały/Asyryjskie skrzydła wielkich ważek/I od grozy wojennej ściemniała/ Dolna warstwa niebiosów wyniosłych…
Paul Celan popełnił samobójstwo w nocy z 19 na 20 kwietnia 1970 roku skacząc z Pont Mirabeau do Sekwany. Osiem lat wcześniej napisał: z mostu – z którego rzucił się w życie, lecąc we własnych zranieniach…
Kiefer, w tym Hommage dla poety, wybrał jego wiersze dla ilustracji swoich historii. Stały się częścią obrazów. Jednością. Stworzył książki. W jakimś sensie są to książki, rodzajem instalacji. Wciąż utrzymane w romantycznej nastrojowości, wielowarstwowej poetyce, która kieruje nas w przeszłość i teraźniejszość. I materia też jest wieloraka: papier, żwir, farba, kamienie, słoma, druty. Alegoria czasu, miejsca i przestrzeni.
Ale to są jednak książki. Prawdziwe. Nie tylko w formie. Otwarte i z treścią rzuconą widzowi w twarz. Z całąswoją metaforyką, poezją, zdaniami, układającymi się historiami albo wręcz obrazami. Książka to przecież życie. Jak Todesfuge Paula Celana, która stała się końcem jego historii i początkiem tej drugiej, którą możemy zobaczyć na obrazach Anselma Kiefera.