Wiedział, że wkrótce umrze, udał się zatem na górę Hiei, daleko za Ashiya, gdzie zamknął się w eremie na kilka dni. Kiedy przyszedł ten kwietniowy dzień, wyszedł rankiem do ogrodu. Japończycy siadają wtedy przodem do drzew i czekają, aż pąki się otworzą.
Przez kilka dni wcześniej malował. Można nawet powiedzieć, że bardziej pisał. Wrócił do tego, co naturalne u Japończyków. Do kaligrafii.
Wziął do ręki pędzel.
Kazuo Shiraga, nigdy nie malował pędzlem. Teraz tak. Bo chciał nam coś przekazać. W zasadzie napisać. Jak w sekretnych naukach nocnego żurawia. Kiedy ma się coś napisać, należy usiąść w cichym miejscu i uspokoić serce… Kiedy mamy zacząć pisanie, musimy zebrać siły. Nie powinno się bowiem pisać niedbale. To zasady kaligrafii.
Podróż do malarstwa Shiragi Kazuo, to droga w głąb Japonii.
Jak castrum doloris, jak wędrówki driftera po bezdrożach Shinjuku.
W którymś rozdziale Opowieści o księciu Genji jest napisane: /dziś, gdy kukułka/przyleciała pośpiewać/w Pustelni Czapli/przekroczyłem/ ulotny most snów/
Kauzo Shiraga umarł 8 kwietnia 2008 roku w wieku 83 lat. Był starym wędrowcem. Najwybitniejszym artystą nowoczesnej Japonii. Jego malarski gest odmienił wszystko: widzenie sztuki współczesnej, spojrzenie na Japonię i jej drogę do genialnej abstrakcji.
Sprawił, że kiedy patrzymy na Jego obrazy, czujemy jakbyśmy szykowali się do bitwy.
Obrazy Shiragi są malowane zamaszyście, szeroko, bardzo jednorodnie. Grubo. Przywracają rytmikę Wabi Sabi, a zatem japoński spokój, który jest adoracją przemijania świata. Kruchości życia.
I jednocześnie są absolutnie malarskie, pełne energii, gestu i farby.
Z podziwem patrzyli na nie Georges Matthieu i Hans Hartung, najwięksi wszak malarze tamtych czasów.
Bo jak inaczej patrzeć na miłość.
Kazuo Shiraga i jego obrazy, to jest bowiem czysta miłość.
Jest Kazuo Shiraga z dwiema, równoległymi praktykami artystycznymi – jedną, którą pokazał Japończykom Michel Tapié, czyli Informel, abstrakcją liryczną oraz lekcją daną przez ojca happeningu Allana Kaprowa.
Na początku był Gutai. Szkoła. Połączyła te dwie inne szkoły, wykorzystując akcjonizm i malarstwo gestu jako syntezę działania…
W Japonii jest tak: naukę kaligrafii zaczyna się od Kaisho, traktowanego jako podstawową formę pisania. Dopiero po jego opanowaniu przechodzi się do form gyōsho i sōsho.
Papier jest polem bitwy. Pędzel to miecz i włócznia. Tusz to hełm i zbroja. Woda w kamieniu do tuszu jest jak fosa. Malarz jest generałem. Jego serce wice generałem.
Shiraga odrzucił pędzel.
Powiedział: ja jestem fosą, ja jestem zamkiem, ja jestem zbroją i mieczem.
Tak zrodził się Gutai.
Zarówno Tapié jak i Kaprow w jakimś sensie byli ojcami założycielami grupy. Pierwszy to francuski krytyk, pisarz, którego działanie kojarzy się z twórczością takich artystów jak Pierre Soulages, Jean Dubuffet, Georges Mathieu, Hans Hartung czy Wols. Drugi to wszak guru światowego happeningu, którego przedstawiać naprawdę nie trzeba.
GUTAI oznacza konkretność. Słowo to jest kompozycją znaczeń: narzędzie, myśl oraz ciało.
W roku 1962 zainaugurowana została GUTAI Pinakotheca. Do tego celu zaadaptowane zostały dwa budynki starych magazynów w centrum Nakonashima w Osace. Od tego momentu pełniła rolę nie tylko kwatery głównej, ale i galerii.
To ważne daty dla historii japońskiej sztuki współczesnej. Trzech najważniejszych artystów grupy już zmarło: Shiraga Kazuro w 2008 roku, Murakami Saburō w 1996 roku, a Jirō Yoshihara w 1972. We Francji mieszka i tworzy nadal Takesada Matsutani, ostatni z wielkich.
Kazuro Shiraga malował ciałem i stopami. W historii japońskiej sztuki zaznaczył swoją obecność w Zero-kai. Ta grupa powstała kilka lat przed GUTAI i swoją działalnością zwiastowała ten ruch.
Shiraga Kazuo pochodził z Amagasaki, miasta w prefekturze Hyōgo. Krytycy podkreślali, że dwa działania na obrazach: Pollocka i Kazuo stały się przedmiotem dyskursu na temat ciągłości gestu w sztuce abstrakcyjnej.
Ale przecież Hyōgo to miejsce historyczne. Tam zrodził się mit 47 Roninów, którzy w imię szlachetnej lojalności postanowili o zbiorowym harakiri. W mieście Akō mieszkał Ōishii Kuranosuke, który przed swoją śmiercią, pędzlem napisał w kilku znakach wiersz, mówi w nim, że przecież pozostanie, wśród żywych na zawsze…
Ten wiersz, a także wakizashi, którym dokonał swego żywota, możemy zobaczyć w Akō.
Shiraga całe swoje życie był człowiekiem wątłym i schorowanym. W czasie wojny przeszedł ciężką gruźlicę. W jakimś sensie, tamten, jego szpitalny czas, mógł być ilustracją do Morza i Trucizny, niesamowitej walki o życie, znanego z tej powieści doktora Suguro w szpitalu zakaźnym w Fukuoce.
Kiedy opadły kurze wielkiej batalii o wizerunek japońskiej awangardy i GUTAI, bo tak się stało po śmierci Yoshihary, malarz zamknął się w klasztorze i wrócił do malowania pędzlem. Był to jednak pędzel do kaligrafii.
Ojio Yūshō wybitna postać w japońskiej sztuce powiedział, że artysta nie może być niewolnikiem, musi podążać za zasadami, a jednocześnie od nich odchodzić, przestrzegać praw, a zarazem je przekraczając.
Yūshō zalecał spontaniczne wyrażanie emocji. Żył w XVII wieku, sporo czasu przed Pollockiem i mówił: ujmując pędzel wyprostuj swoje ciało, a ducha utrzymaj w prawości
Bacz na rozmach pędzla, Bądź czujny by ruch Twojego pędzla nie osłabł…
Jak nie byłoby Mishimy bez bushido, tak nie ma malarstwa japońskiego bez Yūshō.
Każdy zwiedza Japonię własnymi ścieżkami. Ja wydeptałem dla siebie tę najważniejszą. Podążyłem śladem największej świętości dla Japończyków. Do krainy lojalności, do Akō. W ten sposób chciałem być bliżej Shiragi. By go zrozumieć, postanowiłem poznać największą tajemnicę.
Życie składa się z prostych znaków i decyzji. Świat jest pusty i jedynie ważną rzeczą jest zachowanie ładu w tej pustce…
Strumień, który zasila źródło. Niezwykłe miejsce. To właśnie w Akō znajduje się zamek władcy prowincji, Asano Naganori. Takumi no Kami. A całkiem blisko leży dawny dom Ōishi Kuranosuke. Jego imię ozdobiło później księgi, powieści, mangę, filmy. Umysły…
Chūshingura… 47 roninów z Akō… Jestem tu, aby dotknąć tej historii osobiście. Zamykam być może, jakiś rozdział poznawania Japonii. Tutaj w Akō najbardziej czuć jej pustkę. A może chciałem jednak powiedzieć: pełnię?
W drodze do Prefektury Hyōgo czytam cierpliwie o tym, czym jest hart ducha, lojalność. Wierność. Dochowanie prawdy.
Czy tak należy docierać do współczesnego japońskiego malarstwa? Czy bez bitwy pod Poitiers można zrozumieć obrazy Matthieu?
Czym w takim razie jest Hastings?
Wszystko ma znaczenie.
Akō także…
Czy jest w tej historii więcej legendy o walecznych sercach niż teatralnych gestów? Kto wie, ale zapewne wolimy te pierwsze.
W marcu 1701 roku Asano zaatakował niejakiego Kirę Hōzukenōsuke. Obaj byli gośćmi Shoguna na zamku w Edō. Jeszcze tego samego dnia Asano popełnił seppuku za obrazę godności Shoguna. Ten następnie skonfiskował zamek w Akō, który należał do rodu Asano i przekazał je Kirze właśnie. Samurajowie z Akō zostali wygnani. Poprzysięgli jednak zemstę. Taki był początek znanej legendy. Półtora roku później, 14 grudnia 1702 roku, czterdziestu siedmiu zbuntowanych samurajów zabiło Kirę. Był z nimi Ōishi Kuranosuke, którego postać i dramatyczne losy zwieńczają legendę. Został następnie bohaterem każdego japońskiego nastolatka w czasach Edō, a zapewne i później, kiedy honor i waleczność zagościły w duszach pilotów w bitwach o Leyte czy Okinawę. Ale w historii 47 roninów jest też drugie tło, znane tylko z lektur dokumentów historycznych. To spisek przy wykorzystaniu ówczesnego prawa, uknuta intryga, która poprzez prowokację, doprowadziła do przejęcia olbrzymiego majątku i wpływów. Honorowe harakiri Ōishiego na końcu tej historii to zwykle koniec teatralnej tragedii, ale ten koniec rzeczywisty nastąpił wtedy, kiedy nasycony zbrodnią Tokugawa Tsunayoshi, czyli ówczesny piąty Shogun tej dynastii, przejął oba majątki.
Kanadehon Chūshingura…
A teraz jestem w Akō, w ruinach zamku Asano Naganori i w domu gdzie mieszkał Ōishi. Leży tam jego miecz, a także ten drugi, bodaj najważniejszy, wakizashi, którym odebrał sobie życie. Historia tej lojalności weszła wtedy do skarbca kultury. Weszła też do umysłów Japończyków. Ten mit przetrwał wszystkie czasy. Także upadek samurajów. Wzorzec honoru, najważniejszej ze wszystkich cnót zdominował życie tego narodu. Przylepił do niego emblemat. Na zawsze.
Akō, kraina Kazuo Shiragi. Tu wyrastał.
A oto teraz druga opowieść o nim: Śniło mi się, że leżę w szpitalu gruźliczym w Fukuoce, odpluwam wciąż do szklanki, a doktor nieustannie pyta, czy mam jeszcze gorączkę, bo muszą mnie operować. Obudziłem się zlany potem, że wraca koszmar dzieciństwa, kiedy wszyscy mi wmawiali, że jak nie będę jadł kaszy z mlekiem, to umrę na suchoty…
Po obudzeniu stwierdziłem, że to ładny pomysł – Hans Castorp na wydmach i opisuje to Abe Kōbō. Umieranie dziewictwa Castorpa w Davos było moją zmorą szkolną. Bo przecież ja nie za Abe podróżuję do Japonii, ale za doktorem Suguro z “Morza i Trucizny” Shūsaku Endō. Pogubiłem się w tej nieznanej podróży, jakby z innej równoległej rzeczywistości. Łączy je Castorp i Kōbō, choć podróżujemy w innych pociągach. W obu przypadkach podążamy na wydmę. Gdzie czeka na mnie radio i parasol z przesypującym się piaskiem.
Kazuo Shiraga miał 21 lat, kiedy skończyła się wojna. Leżał w szpitalu gruźliczym przez 6 miesięcy, przykuty do łóżka czując, że za chwilę wejdzie lekarz Tōda, któremu każą wycinać jego lewe płuco, następnie prawe, tak do skutku, nim zejdzie z tego świata.
Gdzieś obok grało radio. Misora Hibari śpiewała modną piosenkę Kawa no nagare no you ni, nostalgia rozlała się po sali, a Kazuo postanowił, że zostanie malarzem.
Ojciec powtarzał mu, że Tōsa Mitsuoki uczył: malowidło, kiedy jest piękne, jest zbyt słabe. Mitsuoki to największy malarz w dziejach Japonii. Tak twierdził ojciec Kazuo.
Jego ojciec był bowiem także malarzem. Tworzył niewiele, bardziej amatorsko, bo i nigdy nie ukończył żadnej szkoły. Lecz z powodu zamiłowania do rysunku zapisał syna na kurs, kiedy ten miał 13 lat. Kazuo przyniósł mu pierwszą akwarelę do pokazania, ojciec powtórzył wspomniane słowa w ślad za Mitsuoki, którego darzył uwielbieniem i który był bohaterem wszystkich pogadanek, podczas lekcji rysunku syna.
Kazuo został wcielony do wojska w 1944 roku, następnie odbył szkolenie w Osace, lecz nigdy nie wziął udziału w wojnie. Wraz z nadejściem amerykańskiej okupacji przywleczona została także gruźlica. Chore płuca jeszcze przez wiele lat dawały mu o sobie znać. Miał za sobą kilka lat studiów w Nihon-ga Kyoto City University of Arts, gdzie zapisał go ojciec.
Z początkiem lat pięćdziesiątych, pokazano w Japonii współczesną sztukę amerykańską. Kazuo zobaczył wtedy po raz pierwszy Jacksona Pollocka. Powiedział: po co komu pędzel?
Wtedy poznał Fujiko. Była tak i on, zagubiona w tym bezkresnym morzu trucizny, które zalało Japonię. Wojna i klątwa pokolenia… Jak pisał Endō: „bez radości, bez odrobiny wzruszenia stracił niewinność”. Rok po tym jak ujrzał Pollocka, wraz z grupą przyjaciół założył: ZERO-KAI, której program zdefiniował mniej więcej tak: sztuka musi teraz wychodzić od punktu zero. W grupie byli: Akira Kanayama, Atsuko Tanakla i Saburō Murakami. Z czasem nazwiska te staną się legendą japońskiej sztuki współczesnej.
O Murakami Saburō można powiedzieć, że był największym multiinstrumentalistą w jej dziejach. Malował, uprawiał happening i performance. Jego akcja pt. Passing trough, przeszła do powszechnej historii sztuki najnowszej. Allan Kaprow był z niego dumny. Murakami był jego najlepszym uczniem. Mógłby mieć jeszcze fantastyczną uczennicę, ale po początkowej fascynacji sztuką akcji, wybrała inny repertuar. Wyszła za mąż za Johna Lennona i przeszła do historii światowej rozrywki. Yoko Ono.
W ślad za deklaracją Shiragi, że pędzel nikomu niepotrzebny Kanayama Akira zaczął malować automatyczną zabawką samochodu. Z czasem ta idea upowszechniła się wśród członków późniejszej grupy GUTAI, kiedy przesłania Informelu, mocno zakorzeniły się w Japonii i wtedy Michio Yoshihara użył do malowania koła roweru zamiast pędzla. Oczywiście, malując w trakcie jeżdżenia po płótnie, rozłożonym na podłodze.
Przyjaźń z Atsuko, pierwszą partnerką w ZERO-KAI przetrwała wszystkie artystyczne burze. Ta wielka dama japońskiej sztuki pochodziła z Nara, całe swoje życie związała z Osaką. Jest jak Meiko Kaji z Flower of Carnage. ZERO-KAI to było preludium do GUTAI. Fenomenu w japońskiej sztuce współczesnej. Nie byłoby tej grupy bez Shiragi. Ale motorem powstania ruchu był weteran awangardy Jirō Yoshihara.
Wtedy Shiraga tworzy nową zasadę: maluje stopami. Płótno rozkładał na podłodze, sam trzymając się liny zawieszonej u sufity, poruszał zamaszyście nogami, nie tracąc nic z gestu i ekspresji, używając gęstej farby, mieszając kolory stopami, bezpośrednio na podłodze. Jego malarstwo stało się bardziej cielesne, fizyczne, dotknięte. Jednocześnie – w zanadrzu swojej formy i języka, czysto konceptualne. Takeshi Kitano w filmie Achilles i Żółw sportretował ideę jego sztuki, wcielając ją w życie nieudanej kariery pewnego artysty.
Shiraga i jego metoda to rodzaj powołania. Determinacja… Sygnatura…
Ciało to podpis, korpus, ręce, stopy. Dla jednych, Shiraga tarzał się w błocie, aby uzyskać efekt medialny. Filmowały to zazwyczaj kamery, podglądali dziennikarze i zwykli ludzie.
Tego nauczył ich Michel Tapié.
Ten Francuz, legenda krytyki artystycznej miał oko. Dobre oko do artystów. Najpierw wypatrzył Mathieu, a potem Wolsa. A Jean-Paul Riopelle nazywał go swoim ojcem.
Georges Mathieu pojechał do Osaki w 1957 roku. Dwa lata po tym, jak Yoshihara ogłosił manifest GUTAI. Mówił wtedy, że sztuka abstrakcyjna w swojej formie już odeszła. My idziemy dalej. Dokąd idziemy? Idziemy do konkretu. Bo GUTAI to „konkretność”, to esencja dwóch słów – konkretności właśnie i ciała.
GUTAI to substancja mawiał Shiraga.
Shiraga opanował w sposób perfekcyjny malowanie ciałem. Ktoś żartobliwie, bodaj w Paryżu powiedział, że malarzowi niepotrzebne ręce. Złośliwcy dodawali, że jest Tarzanem, bo do malowania potrzebuje liny. Ale Shiraga dodawał do tego baletu, choreografii, symulował walkę, albo taniec. Całość była spektaklem. Na końcu powstawał obraz, ale rejestracja mówiła coś więcej.
Michel Tapié pokazał go całemu światu. Wcześniej pokazał Japończykom Georgesa Mathieu. Francuz malował na tarasie Daimaru obrazy przed publicznością. Pokazał im również swoją wersję wjazdu Go Daïgo do Kyoto.
Malował ten ogromny obraz w godzinę i czternaście minut. Przy czym, skakał na wysokość półtora metra, kilkanaście razy, aby sięgnąć krawędzi płótna. W jednym ręku miał pędzel, a w drugim plastikową miskę z farbami.
Kazuro Shiraga został profesorem w Osace. Nikt przed nim, no może tylko Tsuguharu Foujita nie dostąpił tylu zaszczytów uznania na światowej scenie sztuki. Ale jego własna wojna stawała się coraz bardziej okropniejsza. Był jak ten literacki profesor Hashimoto, który w szpitalu gruźliczym w Fukuoce zestarzał się nagle, pracując nad fenomenem swojej metody leczenia. I znowu morze i trucizna… Trauma, niemłodego już człowieka, który choć obdarzony talentem i miłością Fujiko, nagle staje w miejscu. To droga… Nie znamy jej, zanim nie podążymy za tym głosem, który pewnego dnia nakazuje nią iść…
Mitsuko powiadał: …dzieło zyska urok, nie tyle poprzez podobieństwo do natury, ile poprzez ideę, bowiem idea malarstwa nie zawiera się w kształcie czy kolorze, lecz w sposobie jaki artysta to ujął…
Shiraga powołał się zatem na Xie He: dzieło, które posiada cechę zwaną przepływanie ducha – to tchnienie życia.
I zamilkł…
W 1971 roku dołączył do mnichów Enryaku-ji, buddyjskiego monastru na górze Hiei.
Kilka miesięcy później odszedł Jirō Yoshihara. Skończyła się era GUTAI.
Shiraga malował dalej. Wyciszony, skupiony, niemal wyłącznie w czarno- białych kolorach. Syntetycznie, kaligraficznie, przywołując znaki z palety myśli, siedemnastowiecznego mistrza Yūshō. Galerie Stadler zorganizowała mu wystawę w Paryżu w 1986 roku. Lecz Shiraga pozostał w swojej celi, aby na zawsze zniknąć ze świata zgiełku i sławy. Nazwany Sodo, czyli Medytujący Shiraga, namalował swój ostatni obraz w 2007 roku. Zmarł w Amagasaki rok później… Fujiko przeżyła go o siedem lat.