Na początku był wąż. A właściwie dwa węże, które pojawiły się znikąd pewnego słonecznego dnia i bez zaproszenia wtargnęły w życie małej Niki de Saint Phalle. Przynosząc ze sobą ból i spustoszenie, które niczym cienie towarzyszyły jej potem przez całe życie. Stawiając ją wielokrotnie na granicy mentalnego wykończenia, przesuwając granice ludzkiej wytrzymałości, poza którą nie było nic, tylko pustka pozbawiona kolorów. Zaprowadziły ją do szpitala psychiatrycznego, w którym niczym jej starsza siostra Kusama, odkryła, że można zbudować most nad każdą przepaścią, nawet tą największą. Można go zbudować układając kładkę ze wszystkiego, co ją otacza i pomalować ją na wszystkie kolory tęczy.

Niki de Saint Phalle zajęło wiele lat, by nie tylko stanąć twarzą w twarz z wężami, ale niczym Niewiasta z Apokalipsy, zgładzić ich głowy. Zmienić śmierć w życie, a łzy w radość. By poprzez sztukę wykrzyczeć światu to, co tkwiło w głębi jej pokiereszowanego „ja”.  – „Chciałam pokazać wszystko. Moje serce, moje uczucia. Zieleń. Czerwień. Żółć. Błękit. Purpura. Nienawiść, śmiech, niepokój, czułość. “Kiedyś myślałam, że muszę prowokować. Potem zrozumiałam, że nie ma nic bardziej szokującego niż radość” – powie w jednym z wywiadów.

De Saint Phalle będzie więc strzelać do symboli religijnych z dubeltówki, tworzyć kolaże z lalek, broni i noży, budować tęczowe Nanas, w których monstrualnych piersiach zakochałby się z pewnością sam Gaudi, gdyby tylko dane mu było je zobaczyć. Będzie prowokować samą siebie i świat. Będzie wszystkim tym, czym inni nie chcieli jej widzieć: Bezwzględną Wojowniczką o twarzy anioła; Niezależną Artystką, która wypracowała swój indywidualny styl będący znakiem rozpoznawczym na całym świecie; Jedyną kobietą związaną z ruchem Nouveau réalisme, za którym stały tak silne osobowości jak: Yves Klein, Arman, Jean Tinguely, Rotraut Uecker, Daniel Spoerri, Jacques Villeglé czy Pierre Restany; Królową happeningów, na której spektakle przychodziły tłumy spragnionych emocji ludzi; Diwą, którą uwielbiają miliony, ale prawdziwie kochało niewielu.

Niki de Saint Phalle, La Nouvelle République

Lato Węży

Jest 1942 rok i słońce unosi się nad Connecticut niczym żarząca się kula, która tylko z litości nad zbolałą ludzkością nie wypaliła jeszcze ziemi do końca. Powietrze – ciężkie i spuchnięte od nadmiaru ciepła, leniwie snuje się między konarami na wpół wyschniętych drzew. Niki de Saint Phalle ma 12 lat i jest tutaj na wakacjach, o których wiele lat później powie, że były one Latem Węży.  Biegnie beztrosko polną drogą nie zdając sobie pewnie sprawy, że za kilka chwil nic już nie będzie takim jakie było. Za parę minut do jej życia wtargną po raz pierwszy węże. Wejdą bez zaproszenia i zostaną na zawsze.

Pierwszy wąż wypełzł spod kamienia i stanął na jej drodze znienacka. Wyniosły i Syczący – Zwiastun nadchodzącej śmierci. Biblijny Nāḥāš (נחש‎) przepowiadającego przyszłość. Symbol chaosu i świata podziemnego, ale także symbol płodności, życia i uzdrowienia. Ouroboros, który zjadając swój ogon wskazuje na cykl życia, śmierci, oraz ponownych narodzin. Cykl, prowadzący do nieśmiertelności. To pierwsze spotkanie napełniło Niki strachem. Pierwotnym lękiem, przed którym nie można uciec, ani zapomnieć. Niki odczytała to również jako znak ostrzegawczy przed tym, co miało się wydarzyć kilka dni później, kiedy to pojawił się drugi wąż. Tym razem, nie przyjął on postaci płaza ani mitologicznej kreatury, ale jej ukochanego ojca, który tamtego dnia, jak napisze Niki w swojej autobiografii „… włożył rękę w moje majtki, niczym sprośny mężczyzna z filmów. Wstyd, pożądanie, strach, niepewność. Podczas lata węży, mój ojciec – bankier i arystokrata- włożył swojego penisa w moje usta”

Niki de Saint Phalle pomiędzy grupą Nanas w Galerie Alexandre Iolas, 1965 ©Niki Charitable Art Foundation/DR ©André Morain

Od tego traumatycznego dnia, symbol węża będzie towarzyszyć Niki przez całe życie. Uczyni go ona centralnym motywem w swoich pracach.  Będzie przeplatał się i oplatał wokół wszystkiego, co wyjdzie spod jej rąk. Będzie w rysunkach, rzeźbach, biżuterii a nawet meblach. Czasem będzie wpleciony w historię, jak miało to miejsce w przypadku You Are My Love Forever and Ever and Ever (1968), gdzie na pierwszy rzut oka jest on prawie niedostrzegalny.  Tworzy bowiem integralną część z głową i zastępuje tym samym ręce i nogi.  Przeważnie jednak jego obecność będzie wyraźnie zaznaczona, zauważalna od pierwszego spojrzenia. Wąż często będzie także odrębnym bytem, historią samą w sobie lub też dominantą skupiającą uwagę widza, jak dzieje się to w przypadku Nana assise sur un serpent, (1984), gdzie jesteśmy świadkiem walki dwóch, zdawałoby się równorzędnych sił, ale nasz wzrok i tak ucieka w stronę węża.  Nie wszystkie jednak Nanas walczę z wężami. Niektóre z nimi tańczą, niektóre flirtują. To co jest w nich piękne, to ich tryskająca siła wynikająca z całkowitego zaprzeczenia oczekiwań jakie w stosunku do nich ma społeczeństwo. Nie są wszak smukłe ani wiotkie. Nie są piękne według kanonu piękna Vogue, do którego nastoletnia Niki pozowała wielokrotnie. Nie są dziewczynkami z okładek.  Są właściwie brzydkie. Z wielgachnymi biodrami, nabrzmiałymi piersiami i bez włosów. Co jest w nich ładnego? Nic. I o to chodzi. Nanas są wolne. Robią, co chcą. Tak jak Niki.  Tańczą, kiedy chcą; stoją na głowie, kiedy mają ochotę i nie potrzebują powodu, by gonić za kwiatkiem, który wiatr porwał niespodziewanie im spod nóg.  Są też czarne. O skórze ciemnej niczym węgiel i lśniącej jak czarny alabaster w słońcu. Są odpowiedzią na trwającą wtedy w Stanach, walkę o prawa Afroamerykanów. Pierwsza czarna Nana „Black Rosy”, powstała wszak jako hołd ku czci Rosy Parks (1913–2005), która odmówiła ustąpienia miejsca w autobusie białemu mężczyźnie, wywołując tym samym ogólnokrajowe walki o równouprawnienie. Są też pomostem między światem realnym, a światem mitów i legend, w którym wychowała się Niki de Saint Phalle. Córka arystokratów, która do snu słuchała legend o smokach i greckich boginiach.   – Zobaczyłam dzisiaj otyłą kobietę na ławce, która przypominała wielką pogańską boginię. Czerń jest inna. Zrobiłam wiele czarnych figur w swoim życiu. Czarna Wenus, czarna Madonna, Czarne Nanas. Zawsze ten kolor był ważny dla mnie.

Niki de Saint-Phalle, Nanas, NY Times

Nanas stanowią istotny punkt w karierze Niki de Saint Phalle. Kończą one erę smutnych, melancholijnych i pasywnych kobiet, a rozpoczynają erę kobiet świadomych i aktywnych. Kobiet, które same stanowią o osobie i o swoim ciele. Nie są one przedmiotem w ręku mężczyzny, jak było to w przypadku modelek Yves Kleina, który używał ich ciał niczym pędzla, by realizować swoje fantazje na płótnie.  Niki nazywa je Nanas – zuchwałe dziewczyny, którym co prawda czasem przychodzi żyć lub walczyć z wężami, ale mają odwagę by stanąć z nimi do walki. By złapać węża za oba końce i uczynić z niego szarfę lub skakankę. Nie ma bowiem dla Niki ani dla żadnej z jej Nanas takiej ciemności, która nie mogłaby być pomalowana. Nie ma też takiego węża, którego nie można oswoić, o ile nie można go wcześniej zastrzelić z dubeltówki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj