Le Concert. Jeden z najpiękniejszych obrazów sztuki współczesnej. Intrygujący, zagadkowy. Jednocześnie surowy i monumentalny. Pozostał nieukończony. Szkic w zasadzie. Urwany, tak jak życie jego autora. Nazywał się Nicolas de Staël.

Obraz znajduje się w Muzeum Grimaldi w Antibes, w sali, w której można zobaczyć tylko dwa obrazy. Dwóch autorów: de Staëla właśnie, a obok jest ten drugi, Mark Rothko. Najwięksi herosi sztuki XX wieku. Zaznaczyli swoją obecność absolutnym geniuszem. Pozwolił im na wydobycie formy, języka. Dotyku. Obok, trochę dalej, w następnej sali, wiszą fenomenalne obrazy Pablo Picasso. To w końcu muzeum jego imienia. W kolejnym pomieszczeniu płótna Hansa Hartunga. Taka kolekcja mówi wszystko, co w sztuce XX wieku, zdarzyło się najlepszego.

Koncert. Składa się z trzech elementów. Fortepianu, partytur i kontrabasu. Nicolas de Staël był pod wielkim urokiem muzyki Antona Weberna. Kiedy malował ten obraz albo chcąc wyczuć, czy jest „słyszalny” dla ucha, poprosił swojego znajomego, aby ocenił jego wysiłek namalowania dźwięku. Tym znajomym był Pierre Granville, kolekcjoner, pisarz, erudyta. Po latach napisze książkę o de Staëlu. Granville wszedł wtedy do atelier i kiedy zobaczył Koncert, w jego początkowej fazie, miał powiedzieć: „ależ on brzmi doskonale!”

Nicolas de Staël uwielbiał słuchać Igora Stravinskiego, Pierre Boulez, a także Luigiego Dallapiccola, którego poznał osobiście we Florencji. 5 marca 1955 roku, słuchał Weberna, Variations op.30. Webern powiadał, że muzyka jest multikolorowa. Lecz bazuje na tym, co jest pomiędzy nimi. Staël uwielbiał Cézanne, Delacroix. Podpatrywał na obrazy Ernsta Kirchnera, Emila Nolde, Henri Matisse, Kees van Dongena, Maurice de Vlamincka. Może dostrzegał w nich ową multikolorowość muzyki…

O obrazie rozmawiał telefonicznie z Romualdem Dor, konserwatorem muzeum Grimaldi. Potem się spotkali. De Staël przyszedł do budynku muzeum uśmiechnięty i nonszalancki, w okularach odbijał się jego nos, miał białą koszulę na sobie i odwinięte rękawy. Obaj się śmiali. Tak zapamiętał to spotkanie Dor. Był wtorek 15 marca. Jeszcze tego samego dnia, rozmawiał z kimś innym o prawnych skutkach nagłej śmierci. Wieczorem zaczął palić listy i szkice. Wysłał kartkę do Françoise, aby zastanowiła się nad sprzedaniem samochodu.

Napisał list do Jean Baureta, w którym dziękował za wszystko i jednocześnie prosił o zorganizowanie wystawy jego obrazów. Bauret czytał ten list w czwartek 17 marca. Jest ostatnim listem, który znamy. Nicolas de Staël napisał ich wcześniej setki. Ta literatura, pokazuje, jak mocował się z samym sobą, jak wpływały na niego obrazy innych malarzy, wreszcie jak bardzo, zżerały go nerwy.

Jego ciało znalazła sąsiadka podczas spaceru z psem. Nicolas de Staël, bez życia leżał na ulicy Revely, tuż pod swoim tarasem. Okna jego atelier, wychodziły z trzech stron na marinę, na mury tam, gdzie teraz stoi Nomad, Fort-Carré oraz na ulicę Revely właśnie. Do budynku wchodziło się od frontu, od biegnącej wzdłuż murów Antibes, ruchliwej Promenade Amiral de Grasse.

De Staël wyskoczył przez balustradę swojego tarasu, o godzinie 22:15 w środę 16 marca 1955 roku, ubrany w niebieskie spodnie, niebieską koszulę i espadrille. Na podłodze pozostawił portret Jeanne Mathieu. I Koncert.

Françoise poznał kilka miesięcy po śmierci Jeannine. Stało się tak za sprawą Jacquesa Dubourga, który początkowo był marszandem, a później przyjacielem artysty. Pisali do siebie listy. Staël na marginesach kilku, rysował tym samym piórem. Były to na przykład fragmenty mostu z Avignon albo dróżki z Sycylii.

Pisał wiele ze swoich podróży do Hiszpanii. Listy do Dubourga do perełki. Wydane w nakładzie ledwie 50 egzemplarzy, zaopatrzone w litograficzne odbitki kreskówek de Staëla, stanowią przedmiot pożądania dla wielbicieli jego talentu.

Śmierć malarza była wielkim zaskoczeniem. W 1955 roku miał zaplanowane przecież wystawy w Zurichu, w Paryżu i w Antibes. Planował przygotować ponad dwieście nowych obrazów. Jego amerykański marszand Paul Rosenberg, trzymał również artystę pod presją. Szykował mu wystawę w Nowym Jorku. Lecz kilka miesięcy wcześniej malarz napisał do swej przyjaciółki Herty Haussmann, że się dusi.

René Char otrzymał z kolei list, w którym de Staël wspomina o zagubieniu. Chodziło o Jeanne Mathieu, z którą ten poeta go poznał. Zdarzyło się to latem 1953 roku. De Staël był już naturalizowany od kilku lat, żonaty z Françoise Chapoutan. W momencie poznania z Jeanne Mathieu, Françoise była akurat w ciąży.

Zgubiłem mój świat i moją ciszę, pisał z kolei nerwowo do Chara. W tym czasie, pracował jak nigdy. W ciągu trzech lat namalował prawie osiemset obrazów. Chciał wynieść się w okolice Lubéron, aby być bliżej Jeanne. Ta jednak odmówiła jemu wspólnego życia.

„Gdzie moja duma, gdzie moja wolność?” Żalił się znowu do Herty. René Char, który miał wielki wpływ na de Staëla, miał mu powiedzieć: „jestem torturowany przez idiotyczną miłość!” Czy dwóch kumpli, miało zatem poświęcić wieloletnią przyjaźń dla kobiety, która była wcześniej kochanką pierwszego, a później drugiego? Femme fatale… „Nie boję się o moją pracę. Czy o moje obrazy. To tylko ja zgubiłem się w czeluściach życia”.

Nicolas de Staël dał światu więcej niż można było oczekiwać. I to dlatego, że chciał wszystko. Pokazał, że wolność myślenia przynależy, nie tylko do porządku filozoficznego, ale w przedziwny sposób jest powiązana z geografią miejsca. Że nie byłoby jego, gdyby nie Francja i jej kolory. Choć Rosja dała mu ciało i wschodnią nadwrażliwość, z którą nie mógł sobie poradzić Dostojewski lamentując, że człowiek jest nadzwyczajną istotą zakochaną w cierpieniu, to Francja otworzyła go na świat, który był wcześniej nieznany. Postawiła na jego drodze ludzi, miejsca i zdarzenia, dzięki którym dopełniła się w nim własna, być może za krótka i zbyt smutna, historia. Historia, która brutalnie zakończyła się 16 marca 1955 roku, pozostawiając niedokończony Koncert.

Rankiem, 16 marca wciąż malował. Jednocześnie spalił wszystkie swoje osobiste dokumenty. Napisał wtedy trzy listy. Pierwszy do Jacquesa Dubourga, swojego marszanda. Drugi do przyjaciela Jean Baureta. Oba zostały później opublikowane przez Edouarda Dor, dziennikarza i autora książek o sztuce, w tym o de Staëlu, a który bywał w pracowni malarza jako malutki chłopiec. Trzeci list napisał do Anne, najstarszej córki, którą urodziła Jeannine. Lecz treść tego listu, nigdy nie została ujawniona.

De Staël miał 41 lat, kiedy zginął. Jego ciało znalazła sąsiadka o nazwisku Jeanne Roux. Staël wyfrunął ze swojego okna pracowni przy ulicy Revely, a następnie upadł na bruk, jak niegdyś Ikar, bo przecież człowiek, jak wiemy, nie może latać. Doktor Maxime Roustan, zawezwany niemal natychmiast, stwierdził śmierć. Malarz spadł z tarasu, wprost na głowę.

Nicolas de Staël nie cierpiał, może tylko za życia. Jego krótkie życie i niezwykłą twórczość złamała depresja, niechęć do bycia w tłumie, który jest szary, pełen obstrukcyjnej nijakości i zbyt prostacki, aby tkwić obok jego poezji pełnej światła i kolorów. Złamała go też klęska, jakiej zaznał w relacji z Jeanne Mathieu, nie mógł wydostać się z tej obsesji, a może nie chciał.

Nicolas de Staël malował intensywnie z wielką ekspresją i natchnieniem. Jego obrazy to obsesyjnie urocza wersja nostalgii, westchnienia i słońca na horyzoncie. To ślady tęsknoty za niespełnionym życiem.

Napisał Jorge Semprun, że Nicolas de Staël był ostatnim malarzem modernizmu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj