Do egzaminu musiał przygotować sześć obrazów. Przyszedł ze szkicem osła o ludzkich stopach i figurą brodacza, którego namalował, kładąc grube warstwy farb, jedną na drugiej. Był to prawdopodobnie prorok lub apostoł. Miał ręce uniesione ku niebu i przy tym lewitował. Kiedy zapytano go, gdzie jest pozostałych sześć obrazów, powiedział, że są ukryte pod prorokiem. Ta krótka anegdota opowiedziana przez kolegę z roku, Franka Auerbacha mówi wszystko o tym malarzu. Nazywał się Keith Cunningham.

Wielki artysta ukryty pod warstwami niedomówień. Milczący i zamknięty w sobie Australijczyk, który niewiele mówił i którego stopa nigdy nie stanęła w domu rozpusty Muriel Belcher. Cunningham jest zagadką dla współczesnych krytyków sztuki. John Minton powiedział o nim, że jest jednym z najzdolniejszych artystów, z którym kiedykolwiek pracował na Royal Collage of Art. Rodrigo Moynihanowi wystarczyło kilka minut rozmowy z Cunninghamem, aby stwierdzić, że ma przed sobą prawdziwy brylant. Helen Lessore nie wyobrażała sobie Letniej Wystawy bez jego prac. Przyszedł moment, że wszyscy go chcieli.

Dwie główne galerie w Londynie otworzyły przed nim drzwi do sławy, o której inni, mogli tylko pomarzyć. Keith powędrował do nich tylko po to, aby je zamknąć. Potem odszedł, nikomu nic nie tłumacząc. Odsunął się w cień. Przestał malować. Nawet jego żona nie wiedziała, dlaczego tak zrobił. Swoje obrazy, które miał w domu, odwrócił licami do ściany, odłożył pędzle i zaczął tworzyć grafiki jak to miał w zwyczaju, kiedy swego czasu, jeszcze jako nastolatek pracował w dziale reklamy, jednego z większych domów handlowych w Sydney.

W 2016 roku pisarz Mike Dempsey, który wcześniej spotkał się z nim w jego mieszkaniu w Batteresea, aby przeprowadzić wywiad dla magazynu Design, wyciągnął zakurzone obrazy Cunninghama, które od jego śmierci w 2014, leżały w piwnicy grafika Stephena Rotholza i zorganizował mu pierwszą, pośmiertna wystawę.

A właściwie to nie była wystawa, a raczej event, jednorazowy pokaz. Albowiem wystawę z prawdziwego zdarzenia, ma dopiero teraz, w Newport Street Gallery, należącej do Damiena Hirsta. Można na niej oglądać 70 prac Keitha Cunninghama. Zarówno olejów jak i szkiców. Wstawę pod tytułem The Cloud of Witness będzie można oglądać do 21 sierpnia 2022.

Newport Street Gallery, Londyn

To co o nim wiemy, pochodzi z pourywanych wypowiedzi Franka Auerbacha i  Bobby Hillson – żony Keitha, którą Cunningham poznał w Central St Martins School of Art and Design, gdzie obydwoje studiowali. Ona- projektowanie mody, a on- architekturę.

Przez ostatnie 40 lat swojego życia, Cunningham mieszkał w małym apartamencie w południowym Londynie. Dzielił go z żoną i z obrazami, które przypominały mu czasy, kiedy wraz z Auerbachem studiowali malarstwo pod kierunkiem Rodrigo Moynihana na Royal College of Art. Kiedy to Bacon upijał się w Colony Room, a potem wracał do domu chwiejnym krokiem, by nad ranem malować obrazy, przed którymi ludzie milczeli, bo nie wypadałoby im głośno krzyczeć, Keith tworzył swoje ciemne portrety zainspirowane pobytem w Hiszpanii, do której pojechał jako stypendysta.

Kiedy Dempsey pojawił się u Cunninghama, jego mieszkanie wyglądało, jakby zatrzymało się w czasie. Było w nim pełno mebli i wyposażenia z lat 60 tych. Białe ściany, papierowe lampiony, szklany kawowy stolik, na którym leżały szkice do najnowszej okładki książki, nad którą pracował oraz charakterystyczne krzesła Marcela Breuera, które na metalowych, wygiętych rurkach podtrzymywały siedzisko. Urodzony na Węgrzech w 1902 roku, a następnie kształcony w Bauhausie przez Waltera Gropiusa, Breuer był pionierem w projektowaniu wspomnianych krzeseł. Zainspirowany estetyką konstruktywizmu i kierownicą własnego roweru stworzył krzesła, które do dzisiaj są symbolem dobrego gustu. Podczas nielicznych wywiadów, jakich Cunningham udzielił podczas swojego życia, najczęściej powtarzanymi przez niego frazami było: „Nie chcę tego w wywiadzie” oraz „Proszę, nie zapisuj tego”.

Two Squid, 1960 – 1966, olej na płótnie, Keith Cunningham

Keith Cunningham urodził się w Sydney w 1929 roku w rodzinie, w której przemoc i alkoholizm ojca kładł głęboki cień na wszystkich członkach. Swoją edukację zakończył w wieku 15 lat uciekając jednocześnie z domu. Już wtedy lubił rysować. Pewnego dnia spakował swoje rysunki do teczki i udał się do domu handlowego Davida Jonesa, gdzie swoje szkice pokazał szefowi działu reklamy. Był nim wtedy Andrews. Bezczelny ruch młokosa został nagrodzony. Keith dostał pracę, a jego nowy przełożony zasugerował mu także, aby zapisał się na wieczorne lekcje rysunki w East Sydney Technical Collage.

Keith nie tylko zapisał się na wspomniane lekcje rysunku, ale także pochłaniał wszystko co wpadło mu w ręce, a dotyczyło projektowania graficznego. W tej sytuacji Nowy Jork wydawał się kolejnym etapem. Kiedy wspomniał o tym Andrewsowi, ten zasugerował mu Londyn. I tak, w wieku 17 lat Cunningham znalazł się w stolicy Wielkiej Brytanii. Zaczął jak większość emigrantów – od bycia kelnerem i zmywania naczyń.

W 1949 roku London był ciemnym i dość nieprzyjaznym miejscem. Stolicą zmaltretowaną wojną i kryzysem ekonomicznym, gdzie na ulicach, cały czas widać było wyrywy po bombardowaniu. Jednych, jak choćby Kossoffa czy Auerbacha, rany miasta fascynowały. Innych przyprawiały o łzy rozpaczy za tym, co przeminęło i nigdy już nie powróci.

Head No 6, c1954-60, Keith Cunningham

Keith miał tylko jeden adres kontaktowy w Londynie – była nią filia Davida Jonesa na Regent Str.  Naiwnie wierzył, że pomogą mu w dostaniu się do szkoły Central St Martins. Niestety, jedyne co zrobili, to narysowali mu na kartce, jak tam dojść, życząc mu przy tym uprzejmie „powodzenia”. Następnego dnia, uzbrojony w teczkę rysunków stawił się na recepcji we wspomnianej szkole. Znudzonej codzienną monotonią recepcjonistce zrobiło się żal tego zbłąkanego Australijczyka. Zadzwoniła więc po Jessie Collins – jednego ze swoich przełożonych, który w trybie ekspresowym przeprowadził rozmowę kwalifikacyjną na korytarzu, oferując mu tym samym, miejsce w szkole.

Studiowanie niewiele zmieniło w jego życiu. Nadal wieczorami zmywał gary w restauracji i podawał lunch do stołu ludziom, którzy wkrótce będą marzyli by mieć jeden z jego obrazów.

W tym samym czasie do Londynu przyjechał również Andrews, który objął stanowisko konsultanta w Design Reserach Unit, na czele którego stał słynny Sir Misha Black.  Andrews odnalazł Cunningham i od razu zaproponował mu pracę asystenta. Z początku, miała to być praca na kilka tygodni. Skończyło się na roku. Podczas tego czasu Keith pracował m.in. przy Brytyjskim Festiwalu w Muzeum Nauki. College ukończył w 1950 roku broniąc tez na temat architektury. Jednak to mu nie wystarczało. Pragnął kształcić się dalej. I tak zawędrował do Royal College of Art. Za namową Abrama Gamesa poszedł spotkać się z Rodrigo Moyanihanem, który wtedy był głową wydziału malarstwa. Rodrigo urodził się na Teneryfie z ojca Hiszpana i angielskiej matki.

Kiedy był jeszcze dzieckiem, rodzina przeniosła się do Londynu, z którego Rodrigo już nigdy nie wyjechał. Był pionierem Objective Abstaction, a po godzinach pijakiem, który nieustannie balangował w domu Richarda Choppinga i Denisa Wirth-Millera w Wivenhoue lub objadał się ostrygami w słynnym barze Wheeler’s razem z Francisem Baconem.

Moyanihan od razu zaoferował mu miejsce na swoim kursie. I tak oto, Keith znalazł się na jednym roku z Frankiem Auerbachem, który mówił, że choć spędzili razem mnóstwo czasu, nic o sobie nie wiedzieli.

Skull No 5, c1954-60., Keith Cunningham

W 1955 otrzymał stypendium, które umożliwiło mu podróżowanie do Hiszpanii. Czas spędzony na półwyspie iberyjskim odcisnął na młodym malarzu swoje piętno. Jego późniejsze obrazy przesycone są kolorami tego kraju, ale także jego ciemnością i mistycyzmem.

Nie wydaje mi się, żeby w jego obrazach było widać świadome nawiązywanie do Wielkich Mistrzów, w tym do Goyi. Było to raczej odruchowe” – powiedziała, podczas jednego z wywiadów jego żona.

Kiedy powrócił do Londynu, zaczął wystawiać na dwóch najbardziej wpływowych galeriach w Wielkiej Brytanii: Royal Academy of Art (podczas Letniej Wystawy) oraz w Beaux Arts Gallery. Na obie te wystawy został zaproszony osobiście przez Helen Lessore, która była dyrektorem tych instytucji. Malował w okresie, kiedy Brytyjska sztuka była na szczycie. Kiedy Freud, Kossoff, Bacon nadawali jej kierunek. Mimo to, tamta trójka wdarła się na szczyty. On pozostał u podnóża, nie próbując nawet wspinaczki.

W tym samym roku, za namową Toma Eckersley, Cunningham złożył dokumenty na stanowisko wykładowcy na wydziale Rysunku i Grafiki na London College of Printing, które to stanowisko piastował przez kolejne 40 lat. Jego prace dwukrotnie były pokazywane w ramach prestiżowej London Group, do której formalnie nigdy nie należał. Kiedy przyszło prośba, aby dołączył do nich jako pełnoprawny członek, Keith powiedział twardo „nie”. Odrzucił nie tylko pomysł członkostwa, ale także całe malarstwo grupy.  Nikt tak właściwie nie wie, co się wtedy wydarzyło. Jego żona wspominała potem ten okres mówiąc, że Keith, nigdy z nikim nie dzielił się swoimi myślami. Nawet z nią. Był nieprawdopodobnie zamknięty. Mimo to lubił współpracować z innymi. Może właśnie ta cecha spowodowała, że odsunął się od malarstwa, które ze swojej natury jest czynnością indywidualną. Jest polem walki, na którym każdy artysta walczy o swoje własne miejsce w podręczniku do historii sztuki.  W tamtym też okresie Cunningham borykał się z problemami finansowymi. Nie stać go było ani na farby, ani na płótna. Malarstwo musiało umrzeć.

The Abattoir, 1952, Keith Cunningham

Cunningham zwrócił się do projektowania graficznego. I bardzo szybko zaczął odnosić sukcesy. Zaczął od współpracy z Barrym Warrnerem dla Tatler Magazine, aby potem związać się z agencją reklamową John Collins, dla której zrobił serię reklam dla linii lotniczych EL AL. W 1964 rozpoczął długoletni kontrakt z wydawcą Peterem Owenem, projektując dla niego okładki książek, które przeszły obecnie do historii wzornictwa. Jego prace były głównie dwukolorowe, minimalistyczne. Oszczędne formie, ale bogate w treści.

Przez siedemnaście lat swoją pracownię miał w Shoreditch. Przez ten okres, tylko kilka osób miało szansę zobaczyć ją od środka. Powierzchnia była mała, a wszystkie okna zasłonięte, aby nikt nie pożądany nie wsunął tam swojego wścibskiego oka. Cały pokój zajmowały płótna, które z upływem lat pokryły się kurzem. W domu trzymał jedynie akwarele i rysunki. Zabezpieczone, poukładane w teczkach. Rzadko je pokazywał. Czasem robił wyjątek. Tak jak miało to miejsce podczas wywiadu dla Mike Dempsey’a, któremu nie tylko pokazał akwarele, ale także pokazał mu pracownię, w której leżało ponad 100 olejów.

Cunningham był zainteresowany, tak jak jego koledzy z roku malarstwem figuratywnym. Inspiracje Auerbachem, Freudem czy nawet Baconem są widoczne w wielu jego pracach pochodzących z lat 50/60. Jego ruchy pędzla były pewne i do pewnego stopnia wręcz doskonałe. Jednak nie były one same w sobie, niczym nowym. Niczym, co byłoby jego znakiem rozpoznawczym. Takim znakiem stały się grafiki, w których nie ma echa innych malarzy. Jest on sam – doskonały Cunningham.

Keith Cunningham, The Cloud of Witness, Newport Street Gallery, Londyn 2022

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj