Utonął całkowicie w kolorze i słońcu. Może sprawił to Paul Cézanne, a może po prostu jego pogodne usposobienie, które w krajobrazie Prowansji wyzwoliło u niego, niebywały wprost talent do postrzegania barw. Nazywał się Raoul Dufy. Nie malarstwo jednak, ale moda stała się jego obsesją. Namówił go do sukienek, genialny Paul Poiret, wielki kreator, który sprawił, że kobiety zdjęły z siebie gorset i obaliły dyktaturę sztywnego rynsztunku, który zabierał im wolność i prawo do stanika.

Jego aktywność twórcza przypadła na okres, zwany les Années Folles, a zatem czasów, tuż po I wojnie, który torował nowe zjawiska w sztukach plastycznych, modzie i muzyce. Torował też styl życia, powszechną zgodę na dobrowolne upijanie się, zarówno dosłownie jak i w przenośni, bo chodziło o admirację swobody twórczej. Wtedy Paryż otwierał drogę na sam szczyt sławy. Był to czas Modiglianiego, Foujity, Kislinga i Pascin, ale też Niny Hamnet i Chaïma Soutine.

Lecz zanim Dufy wsparł radosny Paryż swoimi kolorami, najpierw był Cézanne ze swymi pagórkami i Braque z krzywym spojrzeniem na harmonijny świat.

Cézanne sprawił, że Dufy dostrzegł światło. A potem zrozumiał, czym jest kolor. L’ivresse de la couleur. Potem pojawił się Braque. W tej kolejności. On z kolei sprawił, że przestrzeń na jego obrazach zaczęła drgać. Braque był niezykłym czarodziejem. Potrafił sprawić, że artyści prowansalskiego pejzażu wznieśli się ponad szaro-niebieskie kształty Alpes-Maritimes. Nie byłoby przecież bez tej lekcji Nicolasa de Staëla.

Raoul Dufy malował bardzo dużo nad morzem. Wodę, statki, ryby i ptaki. To klasyczne wątki z jego gęstego malarstwa. Wymyślił swoje niebieskie wartości: błękit nieba, błękit turkusowy, błękit kobaltowy, lazurowy, wreszcie błękit królewski. Wszystkie należały do niego i umieszczał je w komplecie na płótnach, jak choćby w obrazie Bateaux pavoisés.

Urodził się w Hawrze. Od dziecka tkwił w tej kolebce portowego zgiełku. Patrzył na rybackie łodzie i wielkie pasażerskie statki, które woziły emigrantów z Europy do Ameryki Południowej. Le Havre sprawił, że odnalazł wszystkie głębie swoich błękitów. Całą resztę dała mu Prowansja. Niezwykłe powinowactwa kolorów.

Ojciec Raoula był muzykiem. Grał na organach. Z kolei brat był pianistą. Późniejszy artysta nauczył się samodzielnie grać na skrzypcach, albowiem uważał, że to najlepszy instrument dla formy okrętowej, która go pasjonowała. Wiele lat przed nim, Paul Gauguin też wpatrywał się na tym samym nabrzeżu na pływające statki. Będąc jeszcze uczniem podstawówki w Orleanie, a potem zaciągnął się na okręt i stał się prawdziwym wilkiem morskim podróżując pomiędzy Rio de Janeiro, Pondicherry, a Triestem. Dufy pozostał na zawsze przy brzegu, mocząc jedynie nogi podczas przypływu.

W latach 1910-1911 Dufy wykonał ilustracje do Świty Orfeusza, jednego z ważniejszych tomików Apollinaire:

Nie masz dla piękna litości/Ach, jakich kobiet nie doścignął/Wyrok twojej srogości!/Ewa, Eurydyka, Kleopatra egipska!/Znam jeszcze trzy lub cztery nazwiska.

Dufy wykonał 26 drzeworytów ilustrujących poezję Guillaume Apollinaire. W tych projektach znalazły się cztery wersje Orfeusza, a także liczne zwierzęta i ptaki. Zobaczył je Paul Poiret i zaproponował pracę nad projektami sukienek w paryskim atelier przy Boulevard Clichy.

Tak się rozpoczęła kariera Raoula Dufy w światowej modzie.

Pierwszy projekt La Perse, ubrała na siebie Madame Denise Poiret.

Sukienki Poireta stały się przebojami, dokonały głębokiej zmiany w kulturze francuskiej, coś jak malarstwo Paula Gauguina, które totalnie zmieniło optykę postrzegania obrazu. To był rodzaj rewolucji, która sprawiła, że fundament sztuki- stateczny i monolityczny, runął w nurty przemian, które utorowały drogę dla Georgesa Lepape, czy jak Oviri dla kubizmu.

W 1912 roku zaczął projektować dla firmy Bianchini-Férier, dla której stworzył ponad 1000 gwaszy i akwareli, przeważnie motywów kwiatowych, elementów florystycznych, głównie róż. Wszystkie projekty to tkaniny, służące do szycia sukienek. Dufy malował na jedwabiu, aksamicie, bawełnie, wiskozie.

Bianchini to firma o wielkiej sławie i ważnej obecności na rynku mody. Był tam Paul Iribe, prekursor Art Déco. Dla manufaktury z Lyonu pracowali także Sonia Delaunay, Daniel Buren, Victor Vasarely, Robert Bonfils.

Dufy był ilustratorem przyjemności życia. Zabawy, regaty, przejażdżki konne, wreszcie radość i pochwała miłości. Jego obrazy stanowiły kwintesencję tamtych czasów. Jak Tsuguharu Foujita i jego tańce do białego rana. Słynny Japończyk był wielbicielem Raoula.

Świat Dufy to morze, muzyka i Paryż. Jest jeszcze zwierzyniec i ogrody, dalej przyjemności współczesnego życia i Dufy jako dekorator. Był nieprawdopodobnie utalentowany i bardzo wszechstronny. Nie tylko malował, ale doskonale radził sobie w ceramice. Grafiki są kwintesencją jego zdolności w każdej manierze artystycznej. Z jednej strony pogodny, skromny, z drugiej eksplodujący siłą i ekspresją. Był jak tamte czasy, usposobieniem radości i optymizmu.

W roku 1928 rozstał się z Domem Bianchini-Férier i poszedł własną drogą. Projektował kostiumy teatralne. Ubierał na scenie Jeana Cocteau. W 1936 podczas światowej wystawy wykonał gigantyczny fresk będący hymnem na cześć elektryczności. Fresk opowiadał o wszystkich etapach stworzenia elektryczności i jej zbawiennego wpływu na rozwój cywilizacji.

Zamieszkał w Forcalquier, malutkim miasteczku na południu Francji z cudnym widokiem na Luberon. Pochowany został w Nicei.

A teraz jego obrazy można oglądać na wystawie L’Ivresse de la Couleur w Aix-en-Provence, mieście, w którym Paul Cézanne spędził całe życie i w jakimś sensie patronował początkom twórczości Raoula Dufy. Na tej wystawie, zgromadzono ponad 80 prac, w tym płócien, akwarel, gwaszy, grafik. Wreszcie rysunków i ceramik. Imponująca wystawa, która pozwala na całkowite zatonięcie w barwach i słońcu jego malarstwa.

Raoul Dufy, L’Ivresse de la couleur, l’hôtel de Caumont, Aix-en-Provence

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj