W Antibes otwarto dla publiczności dawne atelier Hansa Hartunga i jego żony Evy Bergman. Bo właśnie w Antibes mieszkał i tworzył ten wybitny malarz, przedstawiciel abstrakcji lirycznej, jeden z najważniejszych artystów naszych czasów. Zmarł 7 grudnia w 1989 roku, chwilę po otrzymaniu Legii Honorowej od prezydenta François Mitterranda. Jego żona odeszła dwa lata wcześniej.

Do domu położonego obok oliwkowego gaju, wśród monumentalnych cedrów, wprowadzili się w latach 70. Ich życie naznaczone było wędrówką i wieloma dramatami. Podobnie zresztą jak innego, sławnego mieszkańca Antibes, niespełnionego za życia, wielkiego malarskiego talentu – Nicolasa de Staëla.

Fondation Hans Hartung, Antibes

Hartung naturalizowany został we Francji dopiero po wojnie, w 1946 roku i choć opuścił Niemcy na długo przed wojną, to na zawsze pozostanie przypisany tym dwóm ojczyznom. Atelier Hartunga stanie się teraz muzeum. Jest to willa z tarasem i salami ekspozycyjnymi, zbiorem dokumentacji i pamiątek po małżeństwie artystów, a uzbierało się ich wiele. Są to listy, notatki, ołówki, materiały malarskie, książki. Pośród nich egzemplarz Cahier d’un retour au pays natal, pióra Aimé Césaire, z dedykacją dla Hartunga.

Hans Hartung w Atelier, fot Cinétévé

Urodził się w Lipsku u progu XX wieku, bo w 1904 roku. Chciał zostać astronomem. Lecz spotkania z obrazami Emila Nolde, Rembrandta, ekspresjonistami sprawiły, że zainteresował się malarskimi podróżami. Pojechał do Włoch, Belgii, Francji. Zobaczył wszystko, co potrzebne mu było do podjęcia życiowego wyboru. To oni zdecydowali, że został artystą: Goya, Hals, El Greco, Cézanne, van Gogh.

We Francji osiedlił się w 1935 roku, gdzie miał wystawę w słynnej Galerie Pierre, która jako pierwsza pokazała wtedy Giacomettiego, Héliona, Arpa.

W 1938 roku uczestniczył w Exhibition of Twentieth Century German Art w New Burlington Galleries w Londynie, a wstęp do katalogu napisał wtedy Herbert Read.

Hommage à Eva Bergman

Hartunga okrzyknięto swego czasu fabrykantem gestu. W istocie jego paleta pełna jest malarskich zdarzeń, o bogactwie których nie sposób wyrażać się jednoznacznie. To, co pozostawił po sobie Hartung na swoich płótnach, to olbrzymia przestrzeń dla smakoszy sztuki i, jak pisał Ryoko Sekiguchi – ulokowanych w tym, jedynym klubie, gdzie wciąż odkrywa się coś nowego.

Malarstwo Hartunga to rzeczywiście raj dla smakoszy. Bez wątpienia jego obrazy stanowią pretekst do tego, co Robert Musil opisał tak: „…być może, iż nieuchronność rzeczy dookoła nas narzucona im jest przez naszą pewność, że to są te, a nie inne, przez nieuchronność naszej myśli w obliczu nich“…

Takie stwierdzenie może nas zaprowadzić w pobliże otchłani literackiej Marcela Prousta, czyli w „Stronę Swanna“, ale przecież zdarzenia, które następują w naszym umyśle, po obejrzeniu obrazów Hartunga, to jakby nieprawdopodobna oczywistość stanu obecnych rzeczy, a zatem przemijania tego, co musi przeminąć bezpowrotnie, choć toczy się w głowie po swojemu i za każdym razem inaczej.

Hartung urodził się jako Niemiec. Gdyby żył w czasach Aleksandra Kluge, byłby wartością nieprzemijającą. W sensie społecznym, bo obrazowałby wtedy stan rzeczy w danym środowisku lub narodzie tu i teraz.

Jest wartością nieprzemijającą w sensie artystycznym. Bo wydobył się ze swojego ciasnego, niemieckiego kołnierza i wyemigrował do Francji. Po to, aby stać się wolnym. Wiele lat po nim, to samo uczynił Anselm Kiefer.

Niemiecki kołnierz jest w jakimś sensie spętaniem. Kneblem, albo kajdanami. Co doskonale wiemy przy okazji Beuysa. Na szczeście Hartung nie miał takiej traumy doświadczenia, choć rzecz jasna wojna i jego nie ominęła tak całkiem bezśladowo.

Café Deutschland to jednak przypadek kliniczny. Hartung malował obrazy po francusku, a zatem pod wiatr w Antibes. Tak jak Nicolas de Staël. Ten też stał się wolny, choć jak wiemy, koniec życia przypadł mu, w dość krępującej – tą wolność – okoliczności. Zatem porównanie dość trudne.

Matka Hartunga była malarką. Dwadzieścia lat po swoich urodzinach Hans malował akwarele w stylu Augusta Macke. W roku 1926 miał nawet możliwość pokazać swoje prace na pewnej wystawie w Dreźnie. W tamtym czasie, dzieła francuskiej awangardy były jeszcze dostępne na wystawach w Niemczech. Chwilę później Hartung wyjechał do Paryża, bo tak naprawdę marzył o tym od swojego artystycznego dzieciństwa.

W roku 1929 ożenił się z Anne-Eva-Bergman, Norweżką, która stała się ważną osobą w jego życiu, nie tylko dlatego, że była malarką jak i on, ale także dlatego, że burzliwość jego osobistej drogi, była ściśle z nią związana. Hartung rozwiódł się z Bergman kilka lat później. A w roku 1952 wziął z nią powtórny ślub. W międzyczasie ożenił się jednak z córką swojego przyjaciela Julio Gonzalesa, skądinąd znanego twórcy „Małego sierpa“ z Madrytu, socjalisty, kubisty i surrealisty, członka Abstraction-Créacion, kolegi Picassa.

Warto dodać, że Roberta ukończyła Akademię Colarossi, miała liczne wystawy w Paryżu, Tokio, Pradze czy Madrycie. Była bardzo utalentowaną malarką.

W czasie wojny Hans Hartung znalazł się w Hiszpanii, gdzie został internowany, następnie uwolniony, wyjechał do Maghrebu, gdzie wstąpił do Legii Cudzoziemskiej. Choć obywatelstwo francuskie otrzymał dopiero w 1946 roku, jego udział w walkach został nagrodzony medalem przez władze francuskie. W tej wojnie stracił prawą nogę, niewiele wiadomo na temat tego zdarzenia, poza tym, że była to rana w wyniku wybuchu granatu, poruszał się z trudem o kulach, a potem już tylko na wózku.

Tak naprawdę, pojawił się na francuskiej scenie artystycznej w wieku 42 lat. Z jednej strony późno, a i dźwigająca się z koszmaru wojny Francja, miała mu niewiele do zaoferowania. Pierwszym, który zobaczył jego obrazy był niejaki Léon Degand. Był to Belg mieszkający w Paryżu, który dorabiał pisaniem w Revue Art d’Aujourd’hui. No i wspomniał wtedy o Hartungu z racji jego pojawienia się we Francji, choć tak naprawdę dopiero spotkanie z Michel Tapié miało decydujące znaczenie dla tranzytu nowej myśli w sztuce, a mianowicie abstrakcji lirycznej, gdzie Hartung znalazł swoje miejsce i z czasem stał się jednym z najwybitniejszych artystów współczesności.

Pierwszy jego występ to Surin-Dépendants w 1946 roku, a zaraz potem w Galerie Lydia Conti, przy 1 rue d’Argenson, którą znamy z wystaw takich artystów jak: Pierre Schneider, Auguste Herbin, Pierre Soulages, wtedy jeszcze młodzieży artystycznej, a potem gigantów sztuki w ogóle.

W 1956 miał pierwszą wystawę w Berlinie, co z punktu widzenia jego kontestatorskiej postawy wobec swojej Ojczyzny, miało ogromne znaczenie. Jego exodus, a także żywiołowa tułaczka po świecie, nagrodzona została Grand Prix w Wenecji i tym samym Hartung stał się osobowością sztuki dla całego świata. Mógł zatem w glorii sławy pojechać do Ameryki, aby tam spotkać swojego idola Marka Rothko.

Fizyczność Hartunga była dla niego sporym problemem. Poruszał się na wózku, co powodowało, że jego deficyt funkcjonalności odciskał się silnym piętnem na malowaniu. Tworzył wszak duże formaty. Do malowania używał pędzla, umocowanego na kiju od szczotki albo aerografu. Do malowania w tym przypadku, służyły mu nawet cztery pojemniki ze specjalnie skonstruowanego rozpylacza, co pozwalało mu na oddanie „strzału”, nawet ze sporego dystansu.

Jak wiemy, Hartung był malarzem gestu, precyzja aerografu pozwała wszak na dokładność z odtworzeniem nawet detalu twarzy, jednak dla niego liczył się tylko wachlarz strumieni farby, o różnym nasyceniu kolorów. Aerograf służył mu nawet podczas ostatniego obrazu, namalowanego 16 listopada 1989 roku.

Pozostawił po sobie ponad 15 tysięcy prac, w tym wiele grafik i fotografii. Te ostatnie stanowił dla niego wielką pasję. Fotografował naturę. Miał ku temu wiele okazji, kiedy podróżował na przykład po Norwegii. Jak pamiętamy, jego pierwsza i trzecia jednocześnie żona, była właśnie Norweżką. Szukał motywów pomiędzy abstrakcją, a figuracją. Znajdował takich wiele, były to refleksy świetlne, diagonalne ślady, linie brzegowe. Naświetlił 35 tysięcy negatywów, co świadczy nie tyle o pasji, ale o raczej rzeczowym i konsekwentnym podejściu do tej materii. Napisał: mam manię fotografowania wszystkiego, wydaje mi się, że zdjęcia to moja druga pamięć, mój osobisty film, który jest treścią życia…

W kierunku nowej równowagi, tak powiedziała niegdyś Madeleine Rousseau, próbując opisać jego twórczość. Chodziło o to, że w którymś momencie sztuki pojawiła się grupa nowych twarzy jak: Soulages, Wols, Faurtier, Mathieu i ten Hartung, który wyrastał w tym towarzystwie jako silna osobowość malarska.

A przecież każdy z nich, stał się później kimś wyjątkowym w sztuce współczesnej.

I jeszcze na koniec słowo o przyjaźni Hartunga z Soulagesem. Bo przecież dla kolejnych pokoleń, patrzących na obrazy tych wielkich mistrzów są, i będą, wciąż niesamowitym odkryciem.

Obaj są fenomenami w sztuce. Obaj, choć każdy na swój sposób, zdefiniowali czerń jako wielobarwność, a także jako światło.

Michel Ragon, legendarny francuski krytyk sztuki, wspominał:

Było to przy okazji Salonu Odrzuconych, kuriozalnej wystawy, zaraz po wyzwoleniu, która funkcjonowała dlatego, że dla wielu artystów zabrakło miejsca na Salonie Jesiennym. Także nie było dla nich wstępu do galerii paryskich. Udałem się tam, aby zobaczyć kilku młodych, moich nowych przyjaciół. Byli wśród nich Hartung, Atlan i Schneider. Podszedł do mnie wtedy Hans Hartung i powiedział: popatrz na obrazy tego młodego, które wyglądają jakby je zrobił po raz pierwszy w życiu. Nazywa się Soulages…

A weteran francuskiej sztuki Francis Picabia skomentował wtedy: …to są najlepsze obrazy na tym Salonie!

Picabia podszedł do Soulagesa, który miał wtedy dwadzieścia siedem lat, poklepał go po ramieniu i mruknął: kiedy byłem w twoim wieku, spotkałem Picassa i on powiedział mi to, co ja tobie teraz powtórzę – mając tyle lat i z tym, jak malujesz, następna twoja rola, to mieć dużo wrogów…

Fondation Hans Hartung, Antibes

Hartung mieszkał wtedy w Arcueil w domu swojej żony Roberty Gonzales, znakomitej malarski i córki sławnego rzeźbiarza z Barcelony Julio. Soulages mieszkał przez dwadzieścia lat przy rue Schœlcher w Paryżu. Było to jego drugie studio w stolicy Francji. Soulages podróżował ponadto, pomiędzy rodzinnym Rodez, a Sète, gdzie zbudował dom nad morzem.

W Paryżu widywali się z Hartungiem niemal codziennie. Łączyła ich wspólna artystyczna liryka, język, to samo pragnienie opowiadania na obrazach o czym i jak myślą. Tak samo widzieli kolor, światło, pędzel i gest. Podobnie czuli jako artyści, ale też dobrze im było we własnym towarzystwie. Lubili razem jadać, pić, spotykać się, aby pogawędzić. Tworzyli też duet artystyczny. Jeszcze w 1949 roku mieli wspólną wystawę w Galerie Lydia Conti, a po jej zamknięciu w Louis Carré. Razem z Hartungiem i Soulages, wystawiał także Gerard Schneider, szwajcarski artysta, podobnie jak ci dwaj, pionier abstrakcji lirycznej.

Hartung i Soulages, połączyła ich czerń. Raoul Dufy powiedział tak: jak patrzymy na ich obrazy, to rozumiem, co to jest malarstwo.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj