Pierwszy mandat dostał w 1904 roku. Jednak ani to, ani nawet nakaz burmistrza Giverny, aby przez wioskę jeździć maksymalnie z prędkością końskiego kłusu, nie zrobiło na nim większego wrażenia. Monet był bowiem uzależniony od przekraczania granic i łamania zasad ustanawianych przez innych. Lecz swoich własnych nigdy nie łamał.

Claude Monet, Georges Clemenceau, Muzeum Giverny, Radio France,© Getty – APIC

Rano zawsze mył się w zimnej wodzie, po czym schodził do kuchni na obfite śniadanie. Zanim zaczął się objadać, zapalał pierwszego z wielu papierosów tego dnia oraz nalewał sobie kieliszek białego wina, niczym francuski robotnik rolny, udający się w pole. Na śniadanie kazał sobie podawać zwykle grillowanego węgorza albo jajka na bekonie. Czasem, ku zdziwieniu wszystkich, nachodziła go ochota na tosta z dżemem oraz herbatę Kardomah, którą po raz pierwszy spróbował podczas pobytu w Londynie. Po śniadaniu udawał się w plener, czyli do ogrodu. Pogoda nie miała znaczenia, dopóki nie wiało. Monet nienawidził wiatru. Malował bez przerwy do 11.30, kiedy kucharka Marguerite wołała go na lunch. Rozpoczynał go, oczywiście kieliszkiem śliwkowej brandy własnej roboty. Dwie godziny później był już z powrotem przy sztalugach, pracując do wieczora.

Malarstwo Moneta może, na pierwszy rzut oka, wydawać się spontaniczne. Nic bardziej mylnego. Każdy jego obraz był przemyślaną kompozycją. Płótna zamawiał w Paryżu, w małym sklepie niedaleko Placu Pigalle. Każde z nich następnie gruntował jasnym podkładem, aby w ten sposób wydobyć lepsze światło z kolorów, które się na nich pojawią. Marszand Moneta twierdził, że Claude zawsze myślał o chemicznej ewolucji kolorów. O tym, aby uczynić je nieśmiertelnymi.

Auguste Renoir, 1873 portret Moneta w ogrodzie, Wikipedia Commons

Monet nie miał łatwego charakteru poczciwego dziadka z białą brodą. Wręcz przeciwnie: był emocjonalnie rozchwiany. Z depresji wchodził w stan uniesienia z taką samą łatwością, z jaką Katarina Witt wytańczyła sobie medal na igrzyskach olimpijskich w Sarajewie.

– „Umarł we mnie malarz!” – chlipał w rękaw swojego największego przyjaciela Georgesa Clemenceau, po czym za parę godzin stawał przy sztalugach, ogarnięty szaleństwem malowania.

Monet malował oczami. Jego źrenice zdawały się być niemal fizycznie połączone z pędzlem. Dostrzegał najmniejsze nawet drgnienia światła, ruch wody czy zmianę kolorów. Dla niego liczyły się, oprócz jedzenia, dwie rzeczy: ogrodnictwo i malowanie. Uwielbiał babrać się w ziemi, sadzić rośliny, o których nikt we Francji nie słyszał i ku przerażeniu wieśniaków z Giverny, nieustannie modernizował swój ogród.

– „Zakazi nam wodę i przez te jego egzotyczne rośliny wszyscy pomrzemy” – burczeli nad butelką wina w jednej z lokalnych tawern. Narzekania na nic się jednak nie zdały, gdyż Monet zawsze umiał dopiąć swego. Pozwolenie na budowę stawu uzyskał, głównie dzięki znajomości z lokalnymi politykami, zwłaszcza z burmistrzem Giverny, któremu pomysł utworzenia sztucznego stawu bardzo przypadł do gustu.

Claude Monet, atelier w Giverny, kolekcja Muzeum w Giverny, Radio France

Claude nie znosił chodzić do fryzjera. Niewielu osobom pozwalał dotykać swojej brody, na której punkcie rozwinął przez lata, prawdziwą obsesję. Miał we wsi jednego fryzjera, któremu pozwolił dostąpić zaszczytu jej strzyżenia. Golibroda przychodził do niego i strzygł go w ogrodzie. Oczywiście za nieprzyzwoicie dużą sumę, która robiła wrażenie jedynie na jego sąsiadach.  Cała wieś uznawała Moneta nie tylko za dziwaka i celebrytę, ale przede wszystkim za rozpustnika żyjącego w grzechu. Kiedy po raz pierwszy pojawił się w Giverny, przyjechał w towarzystwie Alice Hoschedé, która była żoną, tyle tylko, że nie jego. Oprócz tego były jeszcze jej dzieci oraz jego własne z poprzedniego małżeństwa z Camille Doncieux, która zmarła, zanim zdążyła się porządnie zestarzeć.

Claude Monet, ogród w Giverny, Wikipedia Commons

Claude Monet, mimo że urodził się w Paryżu, to dorastał nad morzem, w portowym mieście Le Havre w Normandii, gdzie jego ojciec zaopatrywał statki w warzywa. Cała rodzina Monetów mieszkała w dość nędznej części miasta zwanej Ingouville, słynącej głównie z domów publicznych, kiepskich kabaretów oraz zawszonych zaułków, wśród których roiło się od wszelkiego rodzaju społecznej patologii.

Monet kochał, nie tyle to miasto, lecz morze. Powtarzał, że chciałby być pochowany w boi. Kiedy miał 18 lat powrócił do Paryża, który to, już pierwszego dnia perfidnie go uwiódł swoim czarem, niczym wytrawny kochanek nieletnią dziewicę. Monet czerpał garściami z jego uroków, w czym, jak twierdził Clemenceau, pomagał mu wygląd arabskiego szejka.

Claude Monet w swoim ogrodzie, kolekcja Muzeum w Giverny, Radio France

– „Najpierw lunch” – tak witał gości na progu swojego domu w Giverny. Wszyscy, którzy dostąpili zaszczytu odwiedzenia malarza, zgodnie twierdzili, że w jego domu można spróbować najlepszej kuchni we Francji. Monet po swoich gości zawsze wysyłał flotę samochodów, które kolekcjonował z taką pasją jakby zbierał znaczki. Po czym, częstował ich szampanem i mięsem z krabów.

–  „Życie jest pełne smaków, którymi należy się delektować”, powtarzał. Za sukcesem kuchni Moneta stała jego wieloletnia kucharka Marguerite, której mąż był rzeźnikiem, przez co miała pewność, że przynajmniej mięso będzie świeże. Monet, pomimo że jadł za czterech, nie był prostym obżartuchem, ale wyrafinowanym smakoszem, który nie wziąłby zapewne do ust okraszonych cebulą pierogów ze skwarkami, ale za to uwielbiał foie gras z Alzacji oraz trufle z Perigord.

Na jego stole bardzo często pojawiały się także wołowy ozór, gulasz z frankfurterkami, wątróbka cielęca w aspiku, kurczak w sosie rakowym oraz słynna bouillabaisse, na którą przepis dał mu Paul Cézanne. Monet pochłaniał też dziczyznę, którą wcześniej sam upolował, następnie marynował przez tydzień w piwnicy, aby odpowiednio skruszyła i wydobyła z siebie całą paletę smaków.  Pewnego dnia Clemenceau dał mu Słonkę. Monet podziękował i wsadził ptaka do kieszeni. Po tygodniu, kiedy znad spodni unosił się lekko ostrawy zapach, Monet przypomniał sobie o martwym ptaku. Nie zrażony faktem, iż jest on już lekko nieświeży, zaniósł go do Marguerite prosząc, aby ta przygotowała mu padlinę na popołudniową przekąskę.

Oprócz uczty kulinarnej, na odwiedzających czekał również ogród Moneta, a zwłaszcza jego południowo – zachodnia część, w której mieścił się słynny staw. Malarz pracował nad nim od 1893 roku, kiedy nabył parcelę leżącą obok rzeki Le Ru. Natychmiast rozpoczął proces zdobywania pozwolenia na budowę stawu, ku wspomnianej niechęci mieszkańców, obawiających się, że egzotyczne rośliny Moneta zatrują wodę w rzece.

– „Do diabła z nimi” – krzyczał artysta. Jego relacje z lokalną społecznością nigdy zresztą nie należały do najlepszych. Rolnicy kazali mu na przykład podwójnie płacić za przechodzenie przez ich pastwiska i za malowanie ich pól. Zgoda na staw została jednak szybko wydana. Monet był w komitywie z burmistrzem Giverny, Albertem Collignon, któremu pomysł stawu bardzo się spodobał. Być może, oczami wyobraźni widział w niej przyszłą atrakcję turystyczną przyciągającą Instagramerki z całego świata. Nawet te, które Moneta znają jedynie z t-shirtów sprzedawanych na lotnisku w Roissy.

Claude Monet, Lilie w ogrodzie w Giverny, Wikipedia Commons

Pod koniec roku Claude uzyskał zgodę na przekierowanie rzeki i utworzenie sztucznego stawu. Pierwsze lilie wodne przyjechały w 1894 roku, dzięki uprzejmości botaników z Bordeaux. Od tego momentu Monet oszalał na ich punkcie. Krzyżował je z nowymi, coraz to bardziej egzotycznymi odmianami, otrzymując przy tym przepiękne barwy i kształty, które wkrótce stały się głównym tematem jego malarstwa. Lilie to jednak nie koniec projektu ogrodniczego. Doszła do tego jeszcze budowa czterech mostów, a do istniejącego japońskiego, który powstał wcześniej, po wizycie artysty w Boulogne-Billancourt, została dosadzona wisteria. Ogrodnicy pracujący dla Claude zasadzili również drzewa bambusowe, rododendrony oraz japońskie wiśnie. Roczny koszt utrzymania ogrodu wraz ze sztabem pracowników kosztował Moneta zawrotną wtedy kwotę 40 tysięcy franków. Tyle, ile zarabiał z odsetek bankowych rocznie. Wkrótce płótna ogrodu zdobyły większe uznanie niż jego stogi siana czy katedry. W 1909 pokazał 48 obrazów na wystawie w Paryżu. Zatytułował ją „Les Nympheas: Series de paysages d’eau par Claude Monet.” Był to jego największy sukces komercyjny. Édouard Manet nazwał go wcześniej „Rafaelem wody”.

W tym dniu Monet stał się nie tylko naczelnym malarzem Francji, ale i jej „Pierwszym Ogrodnikiem”.

Po wystawie przyszło jednak pasmo cierpień. Śmierć syna Jeana, problemy ze wzrokiem, które sprawiły, że musiał odłożyć pędzle na bok. Oprócz tego zaczęła wokół niego pojawiać się złowroga pustka zwiastująca niechybną śmierć. Artyści, z którymi kiedyś przedzierał nowe szlaki w malarstwie umierali. Manet w 1883 roku, Sisley w 1899, Pissarro w 1903, a Cézanne w 1906. 73 letni Renoir z reumatyzmem i przykuty do wózka zaszył się na południu Francji, gdzie wzbudzał przerażenie wśród nielicznych śmiałków, którzy mieli odwagę go odwiedzić. Degas, dobiegał osiemdziesiątki i był jeszcze w gorszym stanie – „śmierć jest jedyną rzeczą, o której teraz myślę”.

Po wystawie 1909 roku, krytyk Louis Gillet postawił bardzo śmiałą tezę: Monet jest abstrakcjonistą!

Artysta mógł sobie protestować i twierdzić, że jego malarstwo jest niczym innym, jak próbą uchwycenia prawdziwości natury, ale jak pokazała później historia sztuki, amerykańska i francuska abstrakcja, w tym obrazy Joan Mitchell, Gillet nie był daleki od prawdy. Monet położył fundamenty pod współczesne malarstwo.

Claude Monet w swoim studio w Giverny, kolekcja Muzeum w Giverny, Radio France

Claude Monet, pomimo że nie przepadał za gośćmi, zwłaszcza za Amerykanami, którzy wybitnie go irytowali, pozwalał nielicznym na wejście do jego sypialni. Pokój na pierwszym piętrze był często nazywany „Muzeum Prac Które Podziwiał Monet”. Na ścianach wisiały obrazy najwybitniejszych francuskich malarzy: Degasa, Pissarro, Maneta oraz Delacroix. Na komodzie stała para figur z brązu wykonanych przez Rodina, a nad samym łóżkiem wisiał Renoir oraz Cézanne, którego Monet podziwiał w sposób szczególny. W sumie miał ich czternaście.

– „Cézanne jest najwybitniejszy spośród nas” – powtarzał wszystkim.

Im dłużej Monet mieszkał w Giverny, tym bardziej nie lubił Paryża. Miasto stało się dla niego zbyt głośne i zbyt zatłoczone.  Nigdy nie mógł tam spokojnie przejść ulicą, aby nie być zaczepionym przez tłum wielbicieli. Mówił o sobie, że jest domatorem. Jedyne co mogło go wyciągnąć z jego wsi to perspektywa ostryg z przyjaciółmi w słynnej restauracji Alfreda Prunier, mieszczącej się przy rue Duphot pod numerem 9 lub walki zapaśników, które uwielbiał.

Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, Monet nie zamierzał opuścić Giverny – „Chcę umrzeć wśród moich płócien”.

Ponad 30 mężczyzn ze wsi zostało powołanych do wojska, a w centrum Giverny, tuż obok domu Moneta, utworzono szpital polowy. Malarz wraz z mieszkańcami przekazywał warzywa ze swojego ogrodu na rzecz wojska.

Wojna i zima odcięły artystę od reszty świata.  W listach z tego okresu pisał, że żyje tutaj bez możliwości oglądania jakiejkolwiek żywej duszy, co nie jest szczególnie zabawne. Jednocześnie zaczął doświadczać kreatywnej niemożności, nie potrafił zmobilizować się do malowania. Jedyne co robił, jak sam twierdził, to marnowanie farby. Dwa lata później, w 1916 roku stwierdził, że się starzeje i musi się spieszyć z malowaniem, gdyż zostało mu mało czasu. W związku z tym zamówił dwanaście ogromnych płócien, po 2 metry każde, od swojego dostawcy – był nim Leon Besnard. Na tych ogromnych powierzchniach miały powstać jego słynne Les Grandes Decorations. Pod koniec 1916 roku miało dojść do przełomowego spotkania. Henri Matisse zapowiedział się z wizytą. Monet z początku bardzo się ucieszył, po czym wpadł w paranoję i zaczął poprawiać nieustannie obrazy, które chciał pokazać Wielkiemu Koledze. Doprowadziło go to, nie tylko na skraj wyczerpania psychicznego, ale także spowodowało, że odwołał wizytę. Matisse drugi raz nie poprosił o spotkanie. Na swoje usprawiedliwienie, Monet powiedział, że malowanie kiepsko mu idzie i w związku z tym cierpi na stany lękowe. Po pewnym czasie, artysta jakoś się pozbierał i nawet w lutym planował podróż do Paryża, którą jednak, również w ostatnim momencie odwołał, tym razem z powodu pogody. Temperatura w Paryżu spadła wtedy do minus dziesięciu w nocy. Zamarzła fontanna na placu Concorde, transport publiczny ledwo chodził, a na dodatek zakup węgla graniczył z cudem, co zmusiło niejednego Paryżanina do palenia własnymi meblami. W Villa des Brillants, Auguste Rodin całymi dniami nie wychodził z łóżka. Siedział w nim, co prawda nie sam, ale ze swoją długoletnią partnerką i modelką – Rose Beuret, którą w końcu poślubił, kiedy ta miała 72 lata. Podczas ceremonii kaszlała niesamowicie, gdyż jej płuca były wtedy dość mocno zajęte. Umarła w Walentynki, 14 lutego 1916 roku, po 15 latach wyczekiwania, aż Rodin w końcu zdecyduje się ożenić. Nie była to jednak jedyna śmierć w kręgu Moneta. Kiedy pogoda nieco się usatbilizowala, Claude zdecydował, że spotka się w Paryżu z Octave Mirbeau. Niestety nie zdążył się z nim zobaczyć, przybył dopiero na jego pogrzeb. Malarz wrócił do Giverny z poczciem pustki jaką zawsze po sobie zostawiają odchodzące osoby. Zaszył się w swoim ogrodzie pracując dalej nad Grand Decoration, przyjmując od czasu przyjaciół jak i delegacje ze świata sztuki i polityki, w tym barona Sanji Kuroki i jego żonę, która zachwyciła Moneta przede wszystkim tym, że przyjechała ubrana w kimono.

Claude Monet i Japonia, kolekcja Muzeum w Giverny, Radio France

Jednak najważniejszą wizytą było spotkanie z Kojiro Matsukata, synem byłego premiera Japonii i przyjacielem Cesarza. Matsukata był nie tylko obrzydliwie bogaty, ale przede wszystkim żywo zainteresowany współczesną sztuką. Do Europy jeździł głównie po to, aby hurtem kupować obrazy najwybitniejszych malarzy. Jego zachłanność połączona z fasynacją przyniły się do powstania wspaniałej kolekcji sztuki europejskiej w Japonii.

Te fenomenalne zbiory malarstwa są w Japonii dostępne od 1951 roku, kiedy to na mocy traktatu z San Francisco, rząd francuski zwrócił je właścicielom. Kojiro Matsukata planował zbudować w Tokyo muzeum dla swojej kolekcji. Ale kryzys 1927 roku zniweczył te plany. Obrazy, które kupował, znalazły się pod opieką Léonce Bénédite, naonczas dyrektora Muzeum Luksemburskiego w Paryżu. Matsukata wydał fortunę na dzieła impresjonistów, a także postimpresjonistów, kupował rzeźby, meble. W zasadzie wszystko. W czasie I wojny odwiedzał galerie w Londynie czy Paryżu i za bezcen nabywał rozmaite arcydzieła. Obecnie jego kolekcja stanowi filar zbiorów w Ueno. Budynek tego muzeum zaprojektował w 1959 roku Le Corbusier.

Claude Monet w swoim atelier w 1919 roku, fot. Musée Marmottan, Paryż

Podczas wizyty w Giverny w 1921 roku, Monet zrobił na nim wrażenie „uroczego dżentelmena”. Wizycie towarzyszył oczywiście Georges Clemenceau, który przedstawiając Moneta szepnął mu dyskretnie do ucha – „Pokaż mu swoje najlepsze prace, a potem daj mu dobrą cenę. Po znajomości.” Matsukata jakiś cudem usłyszał końcówkę i ostro zaprotestował. Nie chciał żadnej specjalnej ceny. Monetowi, dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Pokazał mu kilka swoich prac, które uważał za dobre, a następnie kazał sobie wypisać czek na milion franków.

Monet umarł w niedzielę, 5 grudnia w porze lunchu. Dokładnie o 12:00. Niedzielne obiady były jego ulubionymi. Bardzo często jadał je w towarzystwie przyjaciół. Clemenceau zawsze mu powtarzał, że powinien umrzeć przy sztalugach. Monet wolał jednak odejść w swojej sypialni, otoczony obrazami swoich przyjaciół oraz przyjaciółmi i rodziną, która była z nim do końca. Świadkami jego ostatniego oddechu byli jego syn Michel, pasierbica Blanche oraz niezłomny George Clemenceau, który jechał jak szalony z Paryża, poganiając co chwila kierowcę.

– Czy cierpisz?- spytał Clemenceau

– Nie – wyszeptał Claude Monet i zasnął na zawsze.

Pogrzeb odbył się trzy dni poźniej, 8 grudnia o godz. 10.30. Tego dnia poranek był mglisty, a światło delikatnie muskało konary drzew. To był jeden z takich dni, które uwielbiał malować Monet. Le Figaro napisał, że Normandia ubrała się w ten dzień tak, jak Claude lubił. Złożyła mu swój własny hołd. Trumnę ciągnęło dwóch ogrodników ubranych, jak sobie zażyczył artysta, w ubrania robocze. Sama trumna była owinięta w fioletową tkaninę w kwiaty. Była to z kolei ingerencja Clemenceau, który nie pozwolił, aby Moneta owinięto w czarny kir.

– „Żadnej czerni dla Claude” – powiedział prezydent Francji stanowczo i własnoręcznie owinął trumnę w kolorowy materiał. Monet nie chciał pogrzebu religijnego stąd w ceremonii pogrzebowej nie uczestniczył żaden ksiądz. Nie było też żadnych pieśni ani modlitw. Moneta chowano w absolutnej ciszy.  To właśnie cisza i mgła wzięły go w swoje ramiona, zasłaniając przed wzrokiem wścibskich. W ten sposób odszedł największy malarz nie tylko Francji, ale i całego świata. Ojciec Sztuki Współczesnej, który ujarzmił światło.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj