Gdyby zdefiniować czym jest malarstwo, a następnie podać jakieś przykłady, to z pewnością na tej, krótkiej liście, znalazłby się on: Walter Sickert. Ma bowiem takie cechy, które podczas lekcji sztuki przemawiają najbardziej. Przykuwa też uwagę, budzi absolutny respekt. Być może to najbardziej utalentowany brytyjski malarz. Z pewnością jeden z najważniejszych. Wpływowy, wielki, posągowy. Właściwie brak słów, aby go dalej chwalić, bo krytycyzmu można w jego przypadku, uzbierać niewiele. To brylant w sztuce.

Sickert autoportret, 1908, Tate, Photograph: Bridgeman Images

Walter Sickert malarz z Bawarii, który zainfekował cały brytyjski modernizm, kosmopolita i artystyczny ekscentryk, od którego liczy się istotny przełom w tamtejszej sztuce, czyli inaczej mówiąc stał się pomostem pomiędzy postimpresjonizmem, a tymi wszystkimi zdarzeniami, które zrodziły Franka Auerbacha, Luciana Freuda i Francisa Bacona. Mamy zatem do czynienia z ojcem ich wszystkich, choć detalicznie i szczerze ujmując, tych sprawców było więcej, choć już spoza Królestwa. Ale Sickert jest najważniejszy w tej układance.

Walter Sickert, 1912, Tate

Jego ojciec był Duńczykiem, matka Brytyjką. Walter urodził się w Monachium w 1860 roku. Rodzina przeniosła się wkrótce do Londynu, gdzie mały Sickert uczył się w King’s College School, a następnie słynnej Slade School, po której ukończeniu, stał się pupilem Jamesa Whistlera.

Mając 23 lata pojechał do Paryża. To był naturalny kierunek dla Brytyjczyków. Wtedy, później i teraz. Tak się ułożyła historia sztuki najnowszej. Bez Paryża nie byłoby malarstwa. Nie byłoby Francisa Bacona ani Leonory Carrington. Ani nawet Bena Nicholsona.

W Paryżu poznał Edgara Degasa, ale też zafascynowali go realiści z Gustave Courbet na czele, nie mówiąc już o wszystkich Barbizończykach. Te niezwykłe lekcje malarstwa wchłonął jak ostrygę, po czym wrócił do Wielkiej Brytanii.

Do Francji wracał wielokrotnie, zatrzymując się głównie w Dieppe, z którego wyruszały w tamtym czasie główne promy do Dover. Tą trasą, wielokrotnie, w obie strony, podążali artyści, choćby Paul Gauguin, Vincent van Gogh, wspomniany Degas. Dieppe było wtedy popularnym kurortem, a to za sprawą, pary cesarskiej, która w tym mieście odnajdowała spokój i ukojenie. Napoleon III kazał zbudować linię kolejową z Paryża do Dieppe, aby jak najszybciej można było dotrzeć do Londynu. Powstały tam kasyna, termy, hotele i pensjonaty. W pociągu do Dieppe, kucharz cesarza wymyślił sos Béarnaise jako dodatek do jarzyn i wołowiny. Co ciekawe, ostatnią drogę cesarz Francuzów odbył do Londynu, również przez Dieppe, choć już jako zdetronizowany jeniec pruski.

Petit Palais, Paris, 2022

Sickert lubił podróżować. Odwiedzał często Wenecję. Malował wtedy pejzaże, sceny miejskie, oczywiście portrety. Bez portretu nie byłoby malarstwa brytyjskiego. Można powiedzieć, że to składa się na jeden wielki portret, a gdyby tak, mierzyć skalą Williama Hogartha, to także wizerunek społeczny. A zatem idąc dalej, klasa pracująca i zwykli ludzie stali się bohaterami jego prac. Odnalazł ich na Cumberland Market, a potem w Camden.

Namalował The Camden Town Murder, a ściślej What Shall We Do to Pay the Rent, dramatyczną historię, która zaprowadziła artystę na absolutne salony uznania.

Oto, co się wydarzyło. Morderstwo z Camden jest tytułem nadanym czterem obrazom namalowanym przez Sickerta w 1908 roku. Obrazy mają specyficzne tytuły: What Shall We Do for the Rent albo What Shall We Do to Pay the Rent.

Walter Sickert, The Camden Town Murder The Camden Town Murder or What Shall We Do about the Rent? 1908

Tytuł tej grupy obrazów odwołuje się do sprawy morderstwa z Camden w 1907 roku. We wrześniu, niejaka Emily Dimmock, pracująca „na pół etatu” prostytutka, zdradzająca swojego partnera, została zamordowana w domu przy Agar Grove (ówczesna St Paul’s Road) w Camden, do którego przyszła prosto z pobliskiego pubu The Eagel przy Royal College Street.

Po odbyciu stosunku z mężczyzną, ten poderżnął jej gardło, podczas gdy ona już spała. Następnie opuścił mieszkanie. Morderstwo stało się, w jakimś sensie, lubieżną sensacją dla brukowej prasy.

Przez kilka lat Sickert malował smutne, nagie kobiety w łóżkach, rzucając wyzwanie konwencji tematycznej. Twierdził, że obecne w galeriach i na pokazach, współczesne jemu akty, są raczej intelektualnym bankructwem niż dojrzałym malarstwem. Z drugiej strony tytuł – Morderstwo z Camden, od początku miało wietrzyć sensację, samym sposobem widzenia tej historii i charakterystycznym, ciężkim pędzlem.

Obrazy Sickerta nie pokazują przemocy, ale raczej smutne rozważanie. Trzy z nich były pierwotnie wystawione pod innymi tytułami. Jeden z nich, miał bardziej odpowiedni tytuł „What Shall WeDo for the Rent?” a pierwszy z serii: „Summer Afternoon”. Spojrzenie Sickerta na to morderstwo może wiązać się z jego obsesją na punkcie seryjnego zabójcy Kuby Rozpruwacza, który mordował prostytutki 20 lat wcześniej. Patricia Cornwell, znana autorka kryminałów, twierdziła nawet, że to sam Sickert był Rozpruwaczem, ale jej teoria nie trzymała się logiki, ponieważ Sickert przebywał we Francji, kiedy miały miejsce  te morderstwa.

Narracyjny styl Sickerta stał się jego wizytówką. Paleta Degasa nagle zmroczniała, pojawiły się ciężkie i zgaszone tony. Zgasło też światło.

Jeśli ktoś pamięta „Wnętrze” Degasa, to wie. Chodzi o obraz inspirowany nowelą Louisa Duranty o Françoise Duquesnoy. Dla Sickerta był to krok w kierunku, który zbudował jego przyszłość. Tak jak dla Hogartha, mętny świat ulicy stał się pożywką dla jego obrazów, tak u Sickerta prostytutki, złodzieje i pijacy zadomowili się na zawsze. Londyn był miejscem, w którym wszystko tonęło w błocie, nędzy, przemocy i gwałtach.

Sickert przyjaźnił się z Lucien Pissarro, Jacobem Epsteine!m, a także Augustusem Johnem, którego sława miała wkrótce nadejść i przyćmić wszystkie inne.

W 1905 roku zainicjował The Camden Town Group, która skupiała malarzy postimpresjonistów i będących mocno jeszcze pod wpływem francuskiego symbolizmu. Byli tam Spencer Frederick Gore, Wyndham Lewis, wspomniany Augustus John, Harold Gilman, a także James Manson, późniejszy dyrektor Tate.

Po Wielkiej wojnie Sickert wyjechał znowu do Dieppe, ale po kilku latach powrócił do Londynu. Znał się dobrze z rodziną Clementine, żoną Winstona Churchilla i to, być może sprawiło, że w 1927 roku powstał portret późniejszego premiera.

W 1929 roku pokazał się z The East London Group w The Lefevre Gallery przy King Street w St James. To była galeria, która jako pierwsza pokazała Brytyjczykom Salvadora Dali, Gregorio Prieto, André Derain czy René Magritte, a później całą śmietankę światowej i brytyjskiej sztuki, w tym Francisa Bacona oraz Luciana Freuda.

Sickert był zaprzyjaźniony z potentatem prasowym baronem Beaverbrook. Jego Daily Express zna lub kojarzy niemal każda osoba na świecie. To Beaverbrook sprawił, że Sickert malował portrety notabli, polityków, członków rodziny królewskiej.

Zmarł w Bath w 1942 roku mając 81 lat. Pozostawił po sobie fortunę. Jego obrazy trafiły do wielu muzeów i kolekcji, jak choćby wspomnianego barona Beaverbrooka.

Oprócz portretów, które malował niejako na zamówienie, Sickert był twórcą scen rodzajowych i aktów. Można śmiało rzec, że akty były jego pasją. Malował zarówno mężczyzn jak i kobiety. Nie żałował dla nich farby. Nie poprawiał fałd i obwisłych brzuchów czy piersi. Portretował osoby, tak jak wyglądały. Zaniedbane, tłuste i rozgoryczone, w depresji lub śnie. Pozostawił po sobie ślad, który zobaczyli Auerbach i Freud.

Gdyby użyć jakiegoś słowa, które dziś jest obecne przy opisywaniu „wpływu”, to mogło być to pojęcie influencer. To dość odważna, ale i zgrabna parabola, pomiędzy klasycznym wychowaniem w sztuce, a dziedzictwem Instagrama. Ale mówi bardzo wyraźnie, co się wydarzyło z jego malowaniem dalej. Określił to trafnie David Hockney, który nie zawahał się: „Sickert był bogiem. Jego integralność stylu, pędzla i treści wykroczyła poza szablon epoki. Właściwie żadnej epoki, bo Sickert był ponad wszelkimi szkołami. My wszyscy jemu ulegliśmy”.

Pojawił się Frank Auerbach ze swoimi obrazami: Nagą z 1953 roku i Mornington Crescent z 1967. Nigdy nie ukrywał, że on i Kossoff ulegli wpływom Soutine, ale w palecie i figuracji ojcem był Sickert. Portrety miast jak choćby Dieppe, zdecydowanie odbiły się w scenach londyńskich Auerbacha, a i Kossoffa na pewno.

Bez wątpienia Sickert był również katalizatorem dla Freuda i Bacona. Jak pamiętamy, wystawa Sickerta w Beaux Arts Gallery odbyła się tuż przed pokazem Bacona. Doszukiwanie się wpływów w Study for a Portrait z 1953 roku oraz w genialnym Two Figures, jest chyba klarowne. Oczywiście ten ostatni obraz ma kontekst fotograficzny. Chodzi o Edwarda Muybridge, ale uważa się, że Sickert ma tu znaczenie komplementarne.

Francis Bacon, Two Figures, 1953

Przypadek Luciana Freuda jest bardziej namacalny. Zarówno figuracja, język malarski, wreszcie psychologiczny portret, mają tu wyjątkowo wspólną obecność. Gdyby ująć dosadnie, to empatia estetyczna Freuda znajduje się vis à vis Sickerta.

Nie ma wątpliwości, że ta trójka – Auerbach, Bacon, Freud przy całej swojej ambicji i oryginalności wpadli w sidła dialogu z Sickertem, dając się przez niego podejść jak dzieci. Bo dla rozwoju malarstwa potrzebny jest pokarm. Jest nim inne malarstwo. Tak się stało z Walterem Sickertem. On nakarmił całe pokolenia. Tych trzech wielkich na pewno.

Na marginesie wystawy:

Walter Sickert, Petit Palais, Musée des Beaux Arts, Paryż 2022/2023

2 KOMENTARZE

  1. Dziękuję za te przedstawienie. Świetny, rzeczywiście wpływowy malarz. Z pewnością zachwycił Józefa Czapskiego, co widać w komponowaniu planów.

  2. Nigdy o nim nie słyszałam.Fajnie,że moglam się zapoznać jego sztuką i życiem czytając Twoj artykuł.Wplyw na Freuda i Bacona rzeczywiście zauważalny ale tak jak ten ostatni-trochę mnie przeraża .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj