Obrazy Roberta Rymana są dalekie od monochromatyzmu, albowiem są bogate w inwencję, kwestionują związek między materią, przestrzenią i muzycznością. To zupełnie odwrotnie niż u króla błękitu, jakim był Yves Klein, gdzie monochrom posiadał strukturę muzyczną, a pozornie oba przypadki są do siebie zbliżone. Pozory zdecydowanie jednak mylą. Oto bowiem w olśniewającej retrospektywie w Musée de l’Orangerie w Paryżu, otwartej z początkiem marca, amerykański artysta ujawnił swoje 45 odcieni bieli.

Robert Ryman, Untitled, 2010

Można się teraz zastanowić czy pytanie, jak określić słowa kluczowe, definiujące sztukę Rymana, należy zadać przed wejściem na wystawę, czy dopiero jakiś czas później po jej obejrzeniu. Pytanie nie jest retoryczne. Malarstwo Roberta Rymana należy bowiem do tego kręgu surowego wizualizmu, gdzie redukcja języka artystycznego sprowadziła jego obrazy do lapidarnych form i co za tym idzie, jest raczej dla smakoszy, żeby nie powiedzieć dla znawców, wytrawnych obserwatorów sztuki najnowszej. To sztuka z klasą, jedną z niewielu, która wywołuje efekt realności, że powtórzę za tezą, której Roland Barthes przypisał ludzkie pragnienia odkrycia.

Robert Ryman, Untitled, 1959

Gdy wchodzimy do Oranżerii przy placu Concorde, zostajemy przytłoczeni wybuchem bieli – a raczej jej ogromem intensywnych wybuchów. Jeden z fundamentalnych artystów XX wieku, Robert Morris powiedział, że prostota formy, nie oznacza wcale prostoty przeżycia artystycznego. Jednolite formy nie redukują stosunków, one je porządkują.

Gdy patrzymy na obrazy Rymana wiemy na pewno, że chodzi tu zarówno o utopię dzieła, a także o wykluczający się dyskurs dotyczący autonomii i efemerycznej wypowiedzi. To komfort intelektualny móc z takim dziełem przebywać. Albowiem twórczość Roberta Rymana to repozytorium niezliczonych badań, niuansów i pomysłowości, jak ukazuje prolog od samego początku wystawy z sześcioma pracami w tak różnych wykonanych technikach jak pleksiglas, aluminium, płótno czy papier.

Robert Ryman, Untitled, 2011

Robert Ryman zmarł w 2019 roku, zatem mamy do czynienia z retrospektywnym podejściem, próbą uchwycenia pamięci, gdyż w jego dziele zachwyca całkowita archeologia wiedzy, zredukowana do minimum apologia malarstwa. Fakt niezaprzeczalny w sztuce najnowszej, gdzie decydującym impulsem stała się obiektywna wola wyrażania się jasno i logicznie.

Artysta, poświęcił się początkowo karierze muzyka, a potem nagle zajął się malarstwem, w okolicach 1953 roku, kiedy pracował jako dozorca w MoMa.

Robert Ryman, Untitled, 2002

Po obejrzeniu wielu dzieł na ścianach nowojorskiego muzeum zaczął się nad nimi zastanawiać. To legenda przypisana jego osobie, ciekawa wersja początków drogi Rymana. Oglądał obrazy w MoMa, pilnując dzieł wielkich artystów, ale nie po to, aby zrozumieć ich znaczenie, tylko żeby dowiedzieć się, jak właściwie maluje się. To banalne z pozoru podejście dało początek jednej z najbardziej radykalnych, artystycznych przygód w sztuce XX wieku.

Ryman szybko odrzucił wszystko, co mogło sugerować jemu aprioryczne znaczenie.

Chodzi o znaczenie takich pojęć jak: utopia albo rewolta. Pozwalają na zrozumienie procesów Rymana, choć przecież tak naprawdę mamy je w sztuce od dawna, kiedy przeróżne narracje zastąpiono znaczeniem czy moralnymi alegoriami.

Robert Ryman, Musée de l’Orangerie, Paryż 2024. Fot. T.Rudomino

W 1959 roku Ryman zdecydował się pracować wyłącznie z białym kwadratem, który nie był dla niego żadnym pojęciem, ani nawet symbolem, lecz po prostu środkiem. Środkiem w sensie środka. Dosłownie: kwadratowy kształt nie mógł być sklasyfikowany jako portret lub pejzaż, a biały kolor był neutralny w wyrazie. Sam artysta potwierdził tę neutralność, nie nazywając w ogóle swoich prac lub odnosząc się do nich poprzez ich cechy techniczne, na przykład markę użytego papieru.

Robert Ryman przed swoim obrazem „Manager”

Twórczość Roberta Rymana to powrót do podstaw malarstwa. Retrospektywa w Paryżu skupia się na zatem kilku czynnikach, które determinują rzeczywistość obrazu jak na przykład powierzchnia, albo granice przestrzeni. Właściwie żaden temat nie wpływa na jego formę, kompozycja obrazowa oferuje nieskończone możliwości w zależności od wyboru podłoża i pędzla, grubości koloru, zmian tonacji farby, zaznaczenia krawędzi.

Robert Ryman, Untitled, 1961

Jedną z niespodzianek na tej wystawie, szczególnie dla tych, którzy widzieli jego prace tylko w albumach są rozmiary niektórych z nich. W dwóch dużych formatach z 1962 roku (176 × 176 cm) roi się od białych włókien, spod których wyłaniają się kolorowe nuty. Kto umie błądzić po partyturze, usłyszy rytm jazzu.

Ryman nie ograniczył się do konwencji, ale zastanowił się nad wszystkim, co sprawia, że dzieło jest widoczne. Wpisuje je w miejsce, obrazy wchodzą w relację ze swoim otoczeniem, które z kolei wdziera się w logikę i życie dzieła. Świadomy tego malarz zmieniał sposoby wieszania swoich prac: od najbardziej klasycznej wersji ramy z niewidocznymi mocowaniami, przez wynalezienie podpór, które integrują się ze ścianą, po płótna, które nie są naciągnięte na blejtram i po prostu przyklejone taśmą maskującą.

Robert Ryman, Musée de l’Orangerie, Paryż 2024. Fot. T.Rudomino

W swojej pracy nad materialnością malarstwa, artysta nie może powstrzymać swoich skrupulatnie zaprojektowanych dzieł od wywoływania efektów. Jest to nieodłączny kompleks wszelkiego tworzenia. Nadaje mu medytacyjny zakres. Powrót do koloru w ostatnich pracach Rymana można zatem postrzegać jako przełom emocji poprzez najbardziej konkretne aspekty malarstwa. W jakimś sensie wrócił do korzeni, do ścian MoMa.

Czy zatem artysta uwolnił się od fabuł literackich, jak na to wskazuje jego postawa wobec obrazu? Wygląda na to, że parowóz dziejów, tak, ten sam parowóz od Malewicza, na krótki moment zatrzymał się na jego stacji w Greenwich Village. I być może zabrał Rymana ze sobą. Bo przecież sztuka to wieczne trwanie, świata nie odmieni, co najwyżej nas.

Robert Ryman. The Act Of Looking,  Musée de l’Orangerie, 1 marca – 6 lipca 2024

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj