Utkwił gdzieś pomiędzy Jean Dubuffetem, a Jean Fautrier. Zamaszysty, gęsty i poniekąd drapieżny. Jak tamci wspomniani, z grubą fakturą i sążnistym pędzlem wytartym o płótno. Przypomina Cunninghama i Kossoffa, a zatem jest dzieckiem swojej epoki, albowiem w tamtym czasie, zarówno Londyńczycy jak i Paryżanie, tak właśnie malowali.
Zapomniany Eugène Leroy, teraz przywołany z magazynów przez Musée d’Art Moderne w Paryżu.
Za swojego życia nie był gwiazdą jak Georges Mathieu, czy królem przestworzy jak wspomniany Jean Dubuffet. Żył na autentycznej prowincji, głównie w Tourcoing czy Roubaix, gdzie łupiono przypadkowych wędrowców, a autorzy kryminałów odkrywali miejsca lokalnych mordów.
Malarzem, początkowo nie interesowały się wielkie muzea ani znani marszandzi. Paryż tonął wtedy od imponujących nazwisk i dopiero lata osiemdziesiąte, a zatem czas nowej ekspresji, przede wszystkim Neue Wilde uświadomił, jakim był artystą.
Dla wielkiego świata objawił się w 1992, kiedy Jan Hoet, komisarz Documenta IX w Kassel podarował mu miejsce w przestrzeni tamtej legendarnej wystawy, bo ciężko było wtedy przejść obojętnie obok tego malarstwa, gdy tuż obok wyrastały tuziny pogrobowców Josepha Beuysa i Georga Baselitza.
Eugène Leroy urodził się w 1910 roku w Tourcoing. Jego ojciec był malarzem, wcześnie zmarł, kiedy chłopak miał ledwie rok. Jego paletę, matka wręczyła chłopcu, gdy miał 15 lat. To ona skierowała jego uwagę na rysowanie i zaprowadziła do muzeum, gdzie zobaczył Rembrandta.
Jego pierwszym nauczyciele był Fernand Beaucamp, późniejszy kurator w Musée des Beaux Arts w Lille. Młody Leroy podglądał wtedy prace Rafaela, Jordaensa, El Greco, a przede wszystkim Goyę. Uczył się bardzo szybko. Jego talent eksplodował nagle.
W latach 30. rozpoczął studia malarskie w Lille. W ich trakcie udał się do Paryża na lekcje w Grande Chaumière. Nie zabawił w stolicy światowej sztuki zbyt długo. Wrócił po roku, do siebie, na północ. Uczył rysunku we francuskiej szkole w Holandii. W 1933 roku ożenił się z Valentine, rok później urodził się ich syn Gèno. Cała rodzina przeniosła się wkrótce do Roubaix.
Pierwszą indywidualną wystawę miał w Lille w Galerie Monsalut. Właściwie wtedy, po raz pierwszy, ludzie zobaczyli jego malarstwo. Ktoś mu zarzucił wtedy, że jest pełne sprzeczności, z jednej strony mnóstwo w nim przemocy, swoistej brutalności, a z drugiej, czystej czułości, a nawet delikatności. Leroy malował wtedy portrety, sylwetki na rozjechanym jak błoto tle. Faktura i sposób widzenia ludzi przypominały obrazy Soutine’a. Było to podobieństwo formalne, odległe, ale z powodów silnej ekspresji narzucające to skojarzenie. Leroy był człowiekiem łagodnym, poszukującym raczej ciszy i aspekt brutalności pędzla wydaje się być u niego swoistym paradoksem.
W 1938 roku zobaczył sto obrazów van Gogha w mieszkaniu panny Kröller, która później stworzyła słynną kolekcję fundacji Kröller-Müller w Otterlo.
Na Wielkanoc 1940 roku został zmobilizowany. Kiedy Francja się poddała Niemcom, wrócił do Roubaix, gdzie uczył w szkole rysunku, greki i łaciny.
Leroy zadziwiał swoją erudycją i wykształceniem, podczas studiów w Lille uczęszczał na wykłady z filozofii i greki właśnie.
Cały czas malował. Inspirowała go Biblia, Constable i Flamandowie. Jeszcze podczas okupacji został zaproszony do Galerie Else Clausen, gdzie pokazał 30 obrazów inspirowanych motywami biblijnymi. Tekst do katalogu napisał Gaston Diehl, twórca Salonów Majowych w Café de la Place – Royal. Diehl, krytyk sztuki i filmowiec, powołał ruch na rzecz młodych artystów, które w pewnym sensie patronowało wielu organizowanym wystawom. Był to rodzaj manifestu wobec nazistowskiej doktryny artystycznej. Diehl patronował wystawom w Galerie de France, gdzie pojawili się Bonnard, Picasso, Matisse, Buffet czy Hans Hartung. Leroy znalazł zatem sojusznika, o jakim mogło się wtedy tylko śnić malarzowi z prowincji, który wszak nie lizał paryskiego bruku.
Po wojnie w Paryżu miał wystawę w Galerie Pierre Loeb, która dużo znaczyła dla promocji nowych talentów. Galeria, która wylansowała największe twarze sztuki nowoczesnej, była wtedy miejscem spotkań i wymiany intelektualnej. To tam rodziły się legendy. W cieniu André Massona, obok na rue de Seine i Visconti pojawił się młodziutki Christo, a zaraz po nim Georges Mathieu, Hans Hartung i Pierre Soulages.
Dwa lata po występie u Loeba, Leroy miał wystawę w Art- Vivant, gdzie pokazał też Poliakoff, Sam Francis, Marcel Pouget.
Eugène szybko stał się sławą swojej prowincji Nordu. Lokalną atrakcją. Trwałą wartością miejscowej społeczności, dla której malarstwo było równie odległe jak loty w kosmos. Miał wystawy w Tourcoing, Lille, w Dunkierce. Potem znowu w Paryżu, Lozannie i Południowej Afryce. Wreszcie przyszedł czas na Stany Zjednoczone i Kassel. Zachwycił się obrazami Rothko.
Jego syn otworzył galerię w Paryżu. Jan Hoet, późniejszy kurator na Documenta odkrył go właśnie w Paryżu, w tej galerii. Leroy miał też wiele wystaw w Niemczech. Tamte lata pozwoliły jemu na wyjątkową aktywność. Dopisywało zdrowie i ogromna energia. Wiele podróżował po Europie, stał się francuskim klasykiem, o którego zabiegały muzea i galerie sztuki współczesnej.
W 1991 roku przeczytał w oryginale Ulyssesa.
Nie zwalniał tempa, pomimo upływu lat. W 1979 zmarła Valentine, malarz przez cały późniejszy okres mieszkał sam. Dopiero siedem lat po jej śmierci, poznał Marinę, kuzynkę ze strony żony. Podróżowali razem do Wenecji. W 1987 roku Georg Baselitz napisał wstęp do jego katalogu z wystawy w Villeneuve. Pisał o nim także, wybitny krytyk Jean Clair, a także legenda antropologii, filozof Claude Lévi-Strauss.
Zmarł w swoim domu w Wasquehal pod Lille. Był to 10 maja 2000 roku. Jeszcze tego samego roku, muzeum w Düsseldorfie zorganizowało mu retrospektywną wystawę. Słowo pożegnania, tekst w katalogu napisał wielki Georg Baselitz.
Jego prace zostały przekazane Francji i stanowią teraz część stałej kolekcji Musée National d’Art Moderne w Paryżu.