Bez wątpienia Edvard Munch był bardzo przystojny. Szczupły, wysoki blondyn, o wielkich niebieskich oczach, w których odbijała się cała jego wrażliwość. Kiedy szedł ulicą, nie było kobiety, która na niego nie zerkała. I to na długo przed tym, zanim został rozpoznawanym artystą.

Self-Portrait with Cigarette, Edvard Munch, 1895

W jego osobie kryło się jeszcze coś innego, co jednych do niego przyciągało, a innych odrzucało. Munch zawsze sprawiał wrażenie nieobecnego. Żyjącego we własnym świecie iluzji i halucynacji, zakorzenionych głęboko w jego poharatanej duszy. Był wybuchowy i przewrażliwiony na swoim punkcie. Miał obsesję nieustannego zagrożenia i czającej się na niego śmierci. Przy tym, rozpaczliwie pragnął miłości i przyjaźni. Powrotu do dziecięcej nirwany, której nigdy, nie było mu dane doświadczyć. Potrafił godzinami chodzić po mieście lub wzdłuż fiordów, szukając swojej zagubionej duszy. Ludzi traktował najczęściej przedmiotowo, tylko nielicznych darzył zainteresowaniem i sympatią. Miał obsesję na punkcie rąk i paznokci. Nie znosił patrzeć na ludzi, którzy jedzą.

Mimo że ubrania zawsze nosił skrojone na miarę, nigdy nie wyglądał elegancko. Należał do tego rodzaju osób, które bez względu na to, co na siebie włożą, zawsze będą wyglądały tandetnie. Munchowi jak i jego kochankom, zbytnio to jednak nie przeszkadzało.

Edvard Munch, Berlin, 1902, Munchmuseet, Oslo.

Edvard urodził się 12 grudnia 1863 roku w małej wsi Ådalsbruk w prowincji Løten, niedaleko Oslo. Ze strony ojca pochodził z dobrze usytuowanej rodziny, która wydała na świat wielu wybitnych ludzi kultury i nauki. Dla równowagi ze strony matki była z kolei, długa lista farmerów, marynarzy i drobnych handlarzy. Ojciec Muncha – Christain był lekarzem mającym w swoim życiorysie kilka lat spędzonych na morzu. Będąc już grubo po czterdziestce, ożenił się z dwadzieścia lat od siebie młodszą Laurą Catherine Bjølstad, z którą miał pięcioro dzieci. Edvard był ich drugim dzieckiem.

Mały Munch miał zaledwie pięć lat, gdy niespodziewanie umarła jego matka. Jej przedwczesna śmierć, głęboko wdarła się w psychikę chłopca, niczym drzazga pod paznokieć, powodując ból duszy i ciała. Od tego dnia, spojrzenie Muncha na życie zostało wypaczone, a jego zdolność do kochania i bycia kochanym, sprowadzona została do poziomu zaspokajania pierwotnych instynktów. Pustka po matce nigdy nie została zapełniona. Co więcej, przeniosła się na wszystkie kobiety, które pojawią się później w jego życiu. Dla Muncha były one zawsze synonimem śmierci. Pewnego dnia powiedział nawet, że: „śmierć i kobiety mają ten sam odór”.

Po śmierci Laury, Christian szukał ukojenia w religii. Odmawiał przyjmowania zapłaty od ubogich pacjentów przez co, sam stanął na krawędzi ubóstwa. Wkrótce na gruźlicę umarła również, najstarsza siostra Muncha – Sofie, a kolejna zaczęła cierpieć na zaburzenia psychiczne i wkrótce została hospitalizowana.

Edvard Munch na plaży w Warnemünde, 1907

Po śmierci Laury, jej siostra Karen Bjølstad przejęła odpowiedzialność za gospodarstwo Munchów. Karen w wolnym czasie malowała, choć bardziej z potrzeby relaksu niż z artystycznej potrzeby. Przykuło to jednak uwagę małego Edvarda, który wkrótce sam zaczął rysować. Ponieważ większość dzieciństwa spędził w łóżku walcząc z zapaleniem oskrzeli lub gorączką reumatyczną, rysowanie było jedynym zajęciem, które pozwalało mu przetrwać monotonię spędzaną w całkowitej izolacji. Długie nieobecności w szkole, nie tylko odbiły się na jego relacjach z kolegami, ale także na nauce.

Edvard początkowo bardzo lubił matematykę. Jego ojciec marzył, że syn zostanie kiedyś inżynierem. Ku przerażeniu odkrył jednak, że Edvard ma zupełnie inne plany. Chciał zostać malarzem. Dla Christiana Muncha bycie artystą było niemal jednoznaczne z chodzeniem do burdeli. Osobą, która dostrzegła talent w chłopcu i która wstawiła się za nim przed ojcem była jego ciotka Karen.  „- Nie widzisz, że on ma talent? – pytał z wyrzutem w oczach. W końcu ojciec się poddał i pozwoli Edvardowi uczęszczać do lokalnej szkoły plastycznej.

W domu Munchów zawsze brakowało pieniędzy. Kiedy więc narodziła się szansa, aby sprzedał on jeden ze swoich obrazów przyjacielowi ojca, w domu zapadła ekscytacja. Kupiec miał przyjść w niedzielę i wybrać obraz. Edvard na samą myśl spotkania z obcym człowiekiem był sparaliżowany ze strachu. Niestety kupiec nigdy się nie pojawił. – Widzisz, Edwardzie, najtrudniejszą rzeczą na świecie jest sprzedać obraz” – powiedział ze smutkiem w głosie tata doktor.

Separation, 1896, Edvard Munch

Jako młody malarz Edvard Munch dołączył do grona artystów oraz intelektualistów, spotykających się regularnie w Grand Hotel w Oslo. Mentorem tej grupy był Hans Jaeger, miejscowy pisarz o sławie nieprzekraczającej granic Oslo, który na życie zarabiał jako urzędnik. Dla Muncha przynależność do jakiejkolwiek, zorganizowanej formy, jak również przebywanie z innymi ludźmi, było zawsze, pewnego rodzaju wyzwaniem. Jedyną osobą, z którą udało się mu nawiązać, coś na kształt przyjaźni, był Sigbjørn Obstfelder, poeta którego wkład w literaturę norweską został uznany dopiero po jego przedwczesnej śmierci. Obydwaj mieli bardzo podobne charaktery, byli spokojni i lekko wycofani. Przedkładający milczenie ponad rozmowę poeta bardzo często prosił malarza, aby móc przebywać w jego towarzystwie. Munch się godził. I tak, dwie wielkie postaci norweskiej kultury, spędzały ze sobą czas w całkowitym milczeniu.

The Dance of Life, Edvard Munch, 1899

To, co jednak wiązało, tak naprawdę grupę młodych twórców to była bieda. Kiedy jeden nie miał pieniędzy na jedzenie, drugi go karmił w Grand Restaurant. Oprócz mężczyzn były tam również kobiety. Wolne i ekstrawaganckie, które na wstępie akceptowały, czy relacje między nimi, a pozostałymi członkami będą otwarte i nabiorą w pewnym momencie erotycznego charakteru. Jednej z nich, wpadł w oko, melancholijny Munch. Była to córka dość zamożnego kupca. Kobieta, bardziej niż sztuką interesowała się samymi artystami. – „To był ten rodzaj kobiety, której zawsze wpadałem w sidła” – wspominał po latach.  „- Długi, lekko zadarty nos, wąskie i małe usta. Generalnie zupełnie nie mój typ” – żalił się przyjacielowi. Relacja była burzliwa i zakończyła się odstrzeleniem Munchowi wskazującego palca przy jednoczesnym wyznaniu mu miłości. Od tego momentu Edvard zawsze nosił rękawiczki, aby ukryć zniekształcony palec. Zredukował też do minimum swoje kontakty społeczne. Od tego dnia, jego jedyną kochanką była sztuka. To dla niej poświęcił wszystko. Z nią dzielił swoje ciemne momenty, swoje mieszkanie i swój umysł. I to ona, jako zazdrosna kochanka, nie pozwoliła, aby ktokolwiek wszedł między nich.

The Sick Child, 1885–1886, Edvard Munch

Dla Muncha życie było jednym wielkim pościgiem za nieistniejącym szczęściem. Było naznaczone bólem, niezaspokojonymi potrzebami, wątpliwościami co do własnego malarstwa, przypadkowym seksem i wręcz klinicznym smutkiem. Smutkiem, który jest wręcz fizycznym ciężarem, podążającym za nim, w każdej minucie życia.

Miał zaledwie 23 lata, gdy namalował swoją wizję śmierci: „Sick Girl” – będącą pewnego rodzaju pożegnaniem z umierającą siostrą, „The Day After”- ukazującą pijaną kobietę, trzeźwiejącą w ubraniu na łóżku, oraz „Puberty” – nagą nastolatkę siedzącą na krawędzi łóżka, utożsamiającą całą paletę leków i pragnień związanych z inicjacją seksualną.

W środowisku sztuki, dość szybko zdano sobie sprawę, że Munch nie jest jednym z wielu przypadkowych malarzy. Zobaczono w nim wielkość i geniusz, który zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. W jego obrazach dostrzeżono lustro odbijające ludzką duszę z precyzją rentgena. Wśród tych, którzy dali mu największe wsparcie na początku drogi było dwóch wybitnych, norweskich malarzy – Christian Krohg oraz Erik Werenskiold.

Self-portrait with wine bottle,1906, Edvard Munch

Munch nie lubił zbytnio podróżować. Jeżeli już musiał opuszczać ukochaną Norwegię, to jechał do Niemiec, Szwajcarii, Danii lub Francji. Wyjeżdżał tylko z jednego powodu – aby oglądać wielką sztukę. Jakiś czas spędził w Paryżu, z którego, jak twierdził niewiele pamiętał. „– Było kilka drinków przed śniadaniem, aby wytrzeźwieć po poprzedniej nocnej balandze, potem kolejne picie, aby dotrwać do wieczora” – relacjonował po powrocie do Norwegii.  Munch udał się wtedy do Nicei i Monte Carlo, gdzie przypadkiem na ulicy wpadł na parę znajomych z Oslo. Natychmiast skierowali swoje kroki do kasyna, gdzie Munch przegrał wszystkie swoje pieniądze.

Podróżował głównie pociągami, które uwielbiał miłością dziecka. Kiedy coś zgubił lub chciał być lepiej traktowany udawał Anglika. Przez pewien czas mieszał w Berlinie, dzieląc pokój, oraz kochankę z rzeźbiarzem Gustavem Vigeland, z którym, początkowa przyjaźń szybko przerodziła się w zawiść. Munch nie mógł znieść tego, że kolega robił większą karierę niż on.

Evening on Karl Johan Street, 1892, Edvard Munch

Największym wrogiem Muncha, z którym nieustannie toczył wojny było samo życie i wszystko, co się z nim wiąże. Radość smutek, cierpienie, bycie z drugim człowiekiem, samotność. Wszystko było zmorą i wszystko tak samo bolało. To życie było pasmem przeszkód, które nie zawsze potrafił pokonać. Jedyne ukojenie dawała mu sztuka.  „– Dla mnie malowanie to choroba i intoksykacja. Choroba, której nie chcę się pozbyć i intoksykacja, której pragnę.”

Mówił, że jego najlepsze obrazy powstają wtedy, kiedy nie jest świadomy ich malowania. Kiedy powstają podczas bezsennych nocy otulonych jedynie milczeniem. Samotność i cisza były dla Muncha naturalnym środowiskiem. Miejscem, do którego zawsze wracał, i do którego tęsknił. Potrafił iść do teatru i nagle w połowie przedstawienia wybiec, gdyż dopadła go potrzeba natychmiastowej samotności. Potrzeba, aby w milczeniu i ciemności siedzieć w swojej pracowni, trzymając w ręku jedynie pędzel. Wszystko co Edvard Munch malował, odzwierciedlało jego duszę. Nawet jeśli to były portrety, to mówiły one o wiele więcej o nim samym, niż o osobie, która do nich pozowała.

Artysta nie lubił malować rzeczy łatwych do polubienia. To nie było jego kryterium sztuki.

– Nie rywalizuję z fotografią. Era malowania kobiet robiących na drutach i czytających mężczyzn musi się skończyć. Zamierzam malować prawdziwego człowieka. Człowieka, który oddycha, czuje, który kocha i cierpi. Ludzie muszą to przyjąć i zdjąć przed tym czapki z głów, tak, jak robią to w kościele. – mówił.

Edvard Munch, Self-Portrait, 1906, The Munch Museum, Oslo, Norway.

Dla Muncha słońce było boskim elementem, dającym życie i światło. Dwa wielkie dary, których obawiał się najbardziej. Księżyc natomiast, w filozofii Muncha, przynosi seksualne pożądanie i niepokój. Śmierć jest, niczym innym niż tylko transformacją. Człowiek jest wszak zbiorem tego, co duchowe oraz tego, co cielesne. Może być rozłożony na części, przeformatowany, a następnie ponownie złożony. Jest niczym innym jak elementem w niekończącym się cyklu życia i umierania. To podejście do ludzkiej egzystencji towarzyszyło Munchowi do końca życia.

Człowiek jako obiekt, który może być zrodzony niczym larwa do nowych, doskonalszych form. Ale wcześniej musi doświadczyć całkowitego rozpadu.

Munch bardzo dużo czytał. W jego bibliotece znajdowali się Ibsen, Dostojewski, Zola oraz Strindberg. Kierkegaarda, Schopenhauera oraz Nietzschego uznawał za intelektualne wyzwanie. Przyjęcie różnego od niego samego sposobu myślenia było niejednokrotnie dla Muncha zadaniem ponad jego siły. Wierzył za to w duchy i okultyzm. Wierzył także, że ziemia ma dwa księżyce.

Munch nie miał wielu przyjaciół. Być może była to sprawa jego trudnego charakteru. Bardzo szybko zrażał się do ludzi i bardzo wolno, albo prawie nigdy im wybaczał. Był przekonany, że większość osób, źle mu życzy. Wszędzie widział wrogów i tajnych agentów czyhających na jego życie. Potrafił zaatakować obcych ludzi na ulicy, tylko dlatego, że szeptali sobie coś do ucha. Przez lata cierpiał na bezsenność. Mimo to, kładł się o 21-ej do łóżka czekając, aż któryś z jego „wrogów” naśle na niego żebraka.

Despair, 1892, Edvard Munch

W 1909 roku, przeżył poważne załamanie nerwowe, które zakończyło się ośmiomiesięczną hospitalizacją. Przez ten czas dużo malował, a także napisał słynny wiersz „Alpha i Omega”.  Po powrocie ze szpitala zaczął używać bardziej jaskrawych kolorów, tak jakby przebyta depresja, wyostrzyła jeszcze bardziej jego zmysły. Odstawił też alkohol „– Piję teraz jedynie kieliszek szampana. I to tylko przed pójściem do dentysty”.

W późniejszych latach Munch wyeliminował ze swojej diety również mięso. Rzadko palił, pił herbatę zamiast kawy i trzymał się z daleka od wszelkiego rodzaju leków.

Zanim dotknął pędzlem płótna, Munch tygodniami przeżywał udręki. Wiedział dokładnie, co chce namalować. W pewien sposób malował z pamięci, z obrazu, który już wcześniej zobaczył na dnie swojej duszy. Tak samo było w przypadku portretów. Nie potrzebował modeli, tak jak inni portreciści. Dla Muncha ich obecność nie miała wielkiego znaczenia. Jeśli model chciał podczas pozowania zmienić pozycję, Edvard nie miał nic przeciwko temu. Nie był jak Lucian Freud, który swoich modeli trzymał przez 18 miesięcy na emocjonalnej smyczy, nie pozwalając im podczas pozowania, nawet mrugnąć okiem.

Munch rozmawiał podczas malowania z modelami, ale wzrok miał utkwiony w płótnie. Za każdym razem, portretując kogoś, chciał wyrazić swoją opinię o nim. Bardzo rzadko malował ręce z uwagi na wspomniany wypadek z pistoletem i traumę z tym związaną. „– Palce są nagie i repulsywne. Nie mogę znieść ludzi. którzy bawią się rękoma.” – mówił. Ręce na obrazach Muncha są przeważnie ukryte. Nigdy nie malował też paznokci. Jedynie na autoportrecie z papierosem z 1890 roku widzimy dłonie. Nie są to jednak jego ręce, lecz przyjaciela, który pozował, kiedy doszło do malowania tej części ciała. Tak samo nie lubił malować kobiecych piersi oraz uszu. Nigdy nie są one wyraźne na jego obrazach. Na palecie Muncha były wszystkie kolory oprócz czarnego. Zamiast niego używał ciemnego granatu.

Dla Edvarda Muncha Oslo i fiordy były domem. Wszystko, co poza nimi, było obce i nieprzyjazne. Mimo to namalował pejzaże Francji czy Niemiec, ale to fiordy były motywem przewodnim jego obrazów. Munch zawsze chciał mieszkać, tak jak mieszka prawdziwy Norweg – z widokiem na morze.

Summer Night By The Beach. 1902, Edvard Munch

Swój pierwszy dom nabył we wsi Åsgårdstrand, położonej zaledwie 72 mile od Oslo. To miejsce wybrał głównie z uwagi na bliskość fiordów. Dom posiadał trzy pokoje i ogród, który Munch bardzo szybko zaniedbał. Wnętrze domu nie należało raczej do przytulnych. Munch nie miał zamiaru niczego zmieniać ani dekorować. Trzymał wszystko tak samo, kiedy go kupił. Na swoich obrazach uwiecznił prawie każdy możliwy aspekt wioski. Kiedy malował plaże, zawsze chciał mieć, kogoś na niej obecnego. Modelem była najczęściej jego siostra Inger oraz przyjaciel z Oslo, Jappe Nielsen. Mimo obecnych na obrazach ludzi, to nie oni go inspirowali, ale sam krajobraz. Jego kolory, kształty. Jego wewnętrzny ruch wynikający z nieustannego cyklu życia i umierania. Ludzie byli jedynie dopełnieniem. Elementem dekoracyjnym.

Życie w klaustrofobicznej wiosce zaczęło mu jednak wkrótce doskwierać. W 1911 roku postanowił się wyprowadzić twierdząc, że nie może dłużej mieszkać pośród krów, świń i pól. Nowy dom znalazł w Hvidsten, ale mimo widoku na fiordy, wytrzymał tam tylko pięć lat. Ostatnią posiadłością, którą kupił w 1916 roku był dom w Ekely. Munch miał wtedy 53 lata i pozycję sławnego malarza. Dom posiadał 8 pokoi, stodołę, szklarnię, ogród oraz ponad 10 akrów uprawnej ziemi. Były też tam krowy i konie. Munch natychmiast sprzedał krowy, zapuścił ogród i zaczął malować konie. Wyposażenie domu było raczej spartańskie. W oknach nie było zasłon, a w kuchni znalazło się jedynie 5 kubków, 8 kieliszków i 6 talerzy. Munch był zachwycony.

Edvard Munch mimo swojego emocjonalnego wycofania był doskonałym kochankiem. Uwodził kobiety z łatwością Casanovy. Nigdy się jednak nie ożenił. Jak tylko relacja zaczęła przypominać związek, a między nim i kochanką, zaczynała się rodzić głębsza nić porozumienia, Munch odchodził.  Uciekał w przerażeniu. Kobieta była dla niego jedynie obiektem pożądania lub obiektem do malowania. Zdarzało mu się zaprosić przypadkowe kobiety z ulicy na kolacje. Podawał im wtedy szampana oraz łososia. Po takim posiłku prosił je, aby poszły do sypialni i się rozebrały. Po czym, sam przychodził i zaczynał je malować. Na koniec mówił „– Dziękuję, że przyszłaś”. A następnie odprowadzał do drzwi. Munch uwielbiał malować nagie kobiety. Na jego portretach mają one piękne kształty, ale ich twarze są brzydkie lub zniekształcone. Powtarzającym się motywem jest naga kobieta stojąca przy łóżku. Malował też sceny, wprost wyjęte z burdeli, przesiąknięte niepokojem i pożądaniem. Pod koniec życia zaczął portretować również nagich mężczyzn.

Self-Portrait, 1882, Edvard Munch

Swojej wolności fizycznej oraz intelektualnej bronił niczym zraniona lwica. Dla niego, żonaci mężczyźni interesowali się jedynie jedzeniem i ubraniami. Nie chciał stać się jednym z nich.  Edvard Munch chorobliwie bał się śmierci. Był też hipochondrykiem, myślącym z przerażeniem, że mógłby przeziębić się na spacerze i umrzeć. Oczami wyobraźni widział siebie konającego na gruźlicę, za każdym razem, kiedy kichnął. Miał jeszcze jedną obsesję związaną ze śmiercią: chciał koniecznie wiedzieć, jak to jest, kiedy się umiera.

Kiedyś dowiedział się o śmierci kolegi i zasypał rodzinę pytaniami; „Czy go bolało?”, „Czy widział światło?”, „Co czuł w ostatniej minucie?”. Bał się też martwych ciał.

Będąc jeszcze młodym malarzem został poproszony o sportretowanie zwłok w trumnie, zgodził się tylko dlatego, że przymierał z głodu. Cały czas jednak, walczył z wizją, że trup ożyje i wyjdzie z trumny wprost na niego. Munch nie cierpiał również kwiatów. Za każdym razem, kiedy je otrzymywał pytał, czy to oznacza, że jest chory i wkrótce umrze. Miał też w zwyczaju nieotwieranie listów tygodniami, jeżeli tylko podejrzewał, że przynoszą one „nieprzyjemne wieści”. Na jego półce w przedpokoju leżała sterta niezapłaconych rachunków, która wyjaśniała, dlaczego Munchowi, raz po raz, odłączano prąd.

Road in Aasgaardstrand, 1901, Edvard Munch

Mimo swojego, eremickiego stylu życia, zdarzało się Munchowi zapraszać do siebie gości. Do rozmowy, zawsze wybierał sobie jedną osobę. Prowadzenie konwersacji z kilkoma osobami jednego wieczoru, uważał za samobójstwo na raty. W rozmowach był bezpośredni. Nie ukrywał swoich poglądów ani opinii. Do stołu zasiadał dopiero wtedy, kiedy wszyscy goście zajęli już swoje miejsca. Kiedyś odwiedziła go czwórka znajomych i okazało się, że brakuje krzeseł. Munch zszedł do piwnicy i powrócił ze skrzynką po szampanie. Usiadł na niej i z uśmiechem zapytał – „Czy mogę Państwu zaoferować lampkę szampana”?

W domu Muncha było mnóstwo niedokończonych obrazów. Edvard kolekcjonował swoje prace i bardzo niechętnie je sprzedawał. Miał z nimi, wręcz fizyczną więź. Utożsamiał je z dziećmi, Dotykał je czule, ulepszał, przesiadywał w ich towarzystwie godzinami. Czasem jednak „zapominał” o ich „ludzkim charakterze” i traktował jak zwykłe przedmioty. Zdarzało mu się po nich chodzić, niczym po gazecie rozrzuconej na podłodze „- dobry obraz zniesie wszystko.” – powiedział.

 Czytał wszystkie recenzje, które pojawiły się w prasie na jego temat, choć wiedział, że jest to niebezpieczne. Pułapką jest bowiem wpadnięcie w samouwielbienie „– pochwały są paraliżujące. Nie pozostawiają miejsca na rozwój” – mówił.

Kiedyś został poproszony przez bogatego biznesmena o sportretowanie jego żony. Munch się zgodził. Kiedy obraz został skończony i odesłany do zleceniodawcy, ten zadzwonił do Muncha mówiąc, że bardzo mu się ten portret podoba, tyle tylko, że twarz żony jest bardzo niewyraźna. Właściwie jest to, jedna, wielka, rozmazana, różowa plama. Na co Munch odpowiedział „– Twarz jest rozmazana, ponieważ Pańska żona nie ma żadnych ciekawych rysów. Niczego wartego uwiecznienia”.

Melancholy, 1892, Edvard Munch

Munch przez większość swojego życia zmagał się z problemami finansowymi. Sytuacja zaczęła się polepszać dopiero od 1908 roku, kiedy jego prace zaczęły być uznawane, a tym samym, zaczęła wzrastać ich wartość. W tym samym też roku sprzedał 5 obrazów do National Gallery w Oslo, w tym słynny obraz The Day After. Na wieść o tym zakupie, jeden z krytyków lamentował – „teraz, mieszkańcy naszego miasta nie mogą dłużej przyprowadzać do galerii swoich córek. Bo jak długo pijana prostytutka Muncha będzie wisiała w centrum kulturalnym Oslo”?

Nieocenioną rolę odegrał tutaj szwedzki kolekcjoner sztuki Ernst Thiel, kupując jego 6 obrazów oraz 50 grafik, kiedy Munch był na samym dnie biedy i załamania nerwowego. Większość jego prac z tego okres znajdowała kupców w Niemczech.

Podczas pierwszej wojny światowej, kiedy neutralny status Norwegii wykreował finansowy boom w tym kraju, rynek sztuki zaczął również kwitnąć, a wraz z nim i kariera Muncha. W tym czasie ceny jego obrazów osiągnęły zawrotne ceny. Złota era Muncha trwała wręcz nieprzerwanie od 1913 do 1930 roku. Niewielu artystów mogło za życia doświadczyć popularności na taką skalę, jakiej doświadczył Munch. Jedyną wyrwą w tym pasie sukcesów był kryzys ekonomiczny, który spowodował, że artysta nie mógł utrzymywać swoich cen na tak wysokim poziomie jak przez ostatnie lata. Zamiast jednak je obniżyć, Edvard postanowił mniej sprzedawać. Tłumaczył, że robi to w obronie inwestycji tych, którzy zakupili wcześniej jego obrazy, za dużo wyższe kwoty.

Moonlight, 1895, Edvard Munch

Swoje ostatnie lata spędził na malowaniu i walce z nadciśnieniem. Cierpiał na zawroty głowy i bez pomocy laski nie był w stanie zrobić nawet kilku kroków. Mało spał, wstawał rano i kładł się spać już po południu. Miał coraz mniejszy apetyt. Zapominał też, czy jadł, czy nie.

– „Czy ja dzisiaj jadłem? Jestem głodny! Czy możesz mi coś przynieść? – wołał do swojej kucharki. Kiedy przyniosła mu tacę z jedzeniem pytał ze zdziwieniem –„Kto cię o to prosił?”.

W 1930 pękło mu w oku naczynko, zrobił się wylew, powodując tym samym czasową utratę wzroku. Na szczęście, po jakimś czasie, wzrok powrócił, ale widmo ślepoty doprowadziło Muncha do granic obłędu.

Na jego 72 urodziny, młodzi fani jego malarstwa, przygotowali dla niego paradę z pochodniami. Munch odmówił współpracy „– Kto wpadł na taki idiotyczny pomysł” – pytał.

Oslo Radio chciało przeprowadzić z nim wywiad. Edvard, również i tym razem odmówił, wykręcając się, że mówienie nie jest jego, mocną stroną.

W 1943 nastąpiła seria wybuchów w okupowanym przez Niemców Oslo. Słychać je było aż w Ekely. Gospodyni Muncha zaczęła go błagać, aby ten udał się do piwnicy i ratował swoje życie, póki jest jeszcze na to szansa. Munch machnął ręką, aby się odczepiła. Usiadł na schodach i spędził na nich kilkanaście godzin, odziany jedynie w cienką koszulę. Skutkiem był nawrót zapalenia oskrzeli.

23 stycznia 1944 roku obudził się bardzo rano. Poszedł na krótki spacer wokół domu. O drugiej po południu, kiepsko się poczuł. O szóstej już nie żył. Miał 80 lat.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj